Reklama

Mecze o życie, które nie zostały rozegrane na boisku

redakcja

Autor:redakcja

10 lipca 2017, 21:08 • 7 min czytania 5 komentarzy

Każdego dnia emocjonujemy się meczami piłkarskimi i zadajemy sobie pytania – kto wygra, kto przegra, kto awansuje, kto odpadnie, a kto spadnie. Jednak najważniejsze mecze dla kilku piłkarzy nie zostały rozegrane na murawach wielkich stadionów. Najważniejsze były boje o życie, które toczyły się w gabinetach lekarskich i na salach operacyjnych. Czasami zapominamy, że piłkarze, których podziwiamy każdego dnia, to też zwykli ludzie. Oni również muszą borykać się chorobami nowotworowymi. Na szczęście większość z nich wychodzi z tego cało, a ich przykład waleczności idzie w świat, a także dodaje otuchy innym chorym. No, a to ważna sprawa, bo dobre nastawienie w walce z tą okrutną chorobą, to podstawa i duży handicap.

Mecze o życie, które nie zostały rozegrane na boisku

Piłkarze, o swoich chorobach nowotworowych, zwykle dowiadują się w trakcie badań kontrolnych. Właśnie tak było z Carlem Ikeme, który parę dni temu musiał zmierzyć się z myślą, że ma białaczkę. Poważna choroba u 31-letniego bramkarz Wolverhampton została zdiagnozowana w trakcie standardowych badań, które poprzedzają start nowego sezonu. Czyli miało być jak zawsze, a skończyło się zupełnie inaczej. Zamiast szybkich badań i ewentualnego zrzucenia paru kilogramów po wakacjach, szok i niedowierzanie, a w konsekwencji natychmiastowa chemioterapia. Reakcja klubu na ciężką chorobę swojego zawodnika była taka jak należy. – Wiemy, że Carl to wojownik i nie mamy wątpliwości, że będzie dzielnie walczył z chorobą. Przed nim trudny czas, ale klub zapewni mu możliwie najlepszą opiekę.

ikeme

Wsparcie klubu to bardzo ważna sprawa, a najlepiej przekonał się o tym Jonas Gutierrez, u którego w 2013 roku wykryto nowotwór jądra. W jego przypadku nie było mowy o pomocy ze strony Newcastle United, w którym piłkarz, nim dopadł go nowotwór jądra, rozegrał aż 193 spotkania.

– Kiedy czułem, że wracam do całkowitej sprawności, trener wezwał mnie do swojego gabinetu i powiedział, że nie mogę liczyć na grę. Kazano mi szukać nowego klubu. To był dla mnie wielki szok, ponieważ dopiero co wyleczyłem raka i wszyscy mi mocno kibicowali.

Reklama

W trakcie długiej chemioterapii zawodnik Newcastle nie dostał żadnego wsparcia od klubu, o czym najlepiej świadczy fakt, że żaden z członków zarządu, a także trener nawet raz nie zadzwonili do niego, aby spytać jak się czuje. Po czasie trener Pardew przeprosił go za swoje zachowanie, ale zaznaczył, że to nie była jego decyzja. Ostatecznie Argentyńczyk wygrał z nowotworem jądra, a później z rakiem wątroby, ponieważ były przerzuty.

Dwa wielkie zwycięstwa i powrót na boisko to historia Jonasa Gutierreza. Co ciekawe, Newcastle go nie sprzedało, a wypożyczało. Dlatego, na ich szczęście, w lutym 2015 roku powrócił do nich i w ostatniej kolejce został bohaterem, ponieważ w wygranym meczu z West Ham United asystował przy pierwszej bramce, a drugą strzelił sam. Ktoś może powiedzieć, że to tylko trzy punkty, ale to było coś znacznie więcej, gdyż do ostatniej kolejki nie było wiadomo, czy Sroki utrzymają się w Premier League.

gut

Z rakiem jądra w młodzieńczych latach mierzył się również Arjen Robben. Miał on jednak więcej szczęścia od Gutierreza, ponieważ lekarz od razu postawił dobrą diagnozę, a po operacji wycięcia guza nie było przerzutów. Nowotwór ostatecznie okazał się niezłośliwy, a piłkarz bardzo szybko mógł wrócić do gry. Jednak początkowo nie wyglądało to tak kolorowo, bo lekarze podejrzewali, że nowotwór jest złośliwy. Holender, który wówczas miał jedynie 20 lat, musiał przez parę dni czekać w szpitalu na werdykt lekarzy.

– Byłem przerażony, to były najgorsze dni w moim życiu. Te kilka dni były dla mnie jak wieczność. 

robben

Reklama

W podobnej sytuacji był Marcin Budziński, który zachorował w wieku siedemnastu lat. Wówczas był zawodnikiem Arki Gdynia, a o chorobie dowiedział się, gdy poczuł silny ból brzucha. Został wtedy przetransportowany do szpitala, w którym nie wiedzieli co mu dolega. Decyzja była szybka i jedyna – operacja. Wyszło wtedy, że Budzińskiego zaatakował chłoniak złośliwy. Choroba była wcześnie wykryta, więc młody chłopak wiedział, że ma duże szanse, aby ją pokonać. Tak też się stało, bo jeszcze w tym samym roku, w którym to przeszedł operację, został poddany chemioterapii. Zwycięstwo nad tym paskudztwem w przypadku Budzika było bardzo efektowne, bo już po roku debiutował w Ekstraklasie.

Pilka nozna. Ekstraklasa. Wisla Plock - Cracovia Krakow. 13.05.2017

A skoro jesteśmy już przy młodych, to nie sposób wspomnieć o Pato, który miał być wielką gwiazdą futbolu, ale niestety przez kontuzje, nigdy nie wszedł na najwyższy poziom swoich możliwości. Jednak Brazylijczyk nie może narzekać, bo w 2000 roku osiągnął coś znacznie ważniejszego od wielu bramek na najpiękniejszych stadionach świata. Młody piłkarz, który wówczas miał jedenaście lat, w krótkim odstępie czasu dwukrotnie złamał lewą rękę. Lekarzy to zaniepokoiło i skłoniło do poszukania przyczyny. Diagnoza była przerażająca – nowotwór kości. Na szczęście skończyło się na wycięciu guza, a choroba już nigdy nie powróciła.

pato

Pamiętacie Jose Molinę? Tak, dokładnie tego samego, któremu przed laty z blisko czterdziestu metrów w meczu Ligi Mistrzów bramkę strzelił Marek Citko. On również zachorował na raka jąder i chorobę pokonał, a później wrócił na boisko. Jednak zanim to zrobił, musiał przejść kilkumiesięczną chemioterapią, a także operację wycięcia guza. Hiszpański bramkarz o swojej chorobie dowiedział się w 2002 roku, a już rok później wznowił treningi w Deportivo La Coruna.

Jose Molina

Niemiecki piłkarz Benjamin Köhler, który wówczas występował w Union Berlin, o swoim dramacie dowiedział się w trakcie obozu przygotowawczego. W spotkaniu sparingowym z Łudogorcem rozegrał niespełna godzinę i z silnymi bólami brzucha udał się do lekarza. Diagnoza była przerażająca, bo stwierdzono nowotwór układu limfatycznego. Piłkarz, który rozegrał dotychczas 169 spotkań w Bundeslidze, nie zamierzał się podać i od razu deklarował walkę z chorobą. Ostatecznie udało mu się, bo raka pokonał po bardzo ciężkiej chemioterapii. W trakcie leczenia wypadały mu wszystkie włosy, a także doskwierały silne bóle. Na boisko wrócił po ponad roku.

W przypadku Köhlera, warto podkreślić świetne zachowanie Unionu Berlin, który po informacji o ciężkiej chorobie swojego piłkarza, postanowił natychmiastowo przedłużyć z nim kontrakt.

– Benjamin jest częścią klubu. Obiecuję, że zrobimy wszystko, co tylko będzie możliwe, by mu pomóc. Z całego serca pragnę, by znów był zdrowy. – powiedział prezydent klubu, Dirk Zingler.

Kolejnym piłkarzem, który dopiero zaczyna walkę z nowotworem jądra, jest Yeray Alvarez. O jego przypadku pisaliśmy już wcześniej tutaj.

yeray

W 2011 roku, na oficjalnej stronie FC Barcelony, zakomunikowano o chorobie Erica Abidala. Jak wynikało z tej informacji, piłkarz lada dzień miał poddać się operacji wycięcia guza wątroby. Tak też się stało, a po dwóch miesiącach, francuski obrońca wrócił do składu Barcelony. Zagrał nawet w wygranym finale Ligi Mistrzów, a na koniec wzniósł puchar, ponieważ opaskę kapitana oddał mu ówczesny dowódca katalońskiego klubu, Carles Puyol.

Niestety, ale po roku od operacji nastąpił nawrót choroby i piłkarz musiał mieć przeszczepioną wątrobę. Dawcą okazał się kuzyn zawodnika, Gerard. W tamtym momencie nikt nawet nie pomyślał, że Abidal wróci jeszcze do gry, ale ostatecznie, po ponad czterystu dniach od przeszczepu, on znowu założył koszulkę Barcelony. Zagrał w meczu z Mallorcą, a po zakończeniu sezonu, gdy Barca nie zaproponowała mu nowej umowy, udał się do Monaco, w którym spędził rok. Następnie była jeszcze krótka przygoda z Olympiakosem.

Po dwukrotnym zwycięstwie z nowotworem Abidal sprzedał prawie wszystkie samochody, a dochód z nich przeznaczył na dzieci chore na raka. Założył fundację, która pomaga chorym na nowotwory, a także, jak sam wielokrotnie powtarzał, bardzo się zmienił. Życie nabrało dla niego zupełnie innego sensu.

abi

Swojej walki z rakiem nie wygrał niestety Tito Vilanova. Jego choroba zaczęła się już, gdy był asystentem Pepa Guardioli. Wówczas przeszedł pierwszą operację, która miała pokonać nowotwór ślinianki przyusznej. Kiedy był już pierwszym trenerem Barcelony, nastąpił nawrót, a młody szkoleniowiec musiał poddać się kolejnej operacji. Wówczas jego obowiązki przejął Jordi Roura, który był trenerem zastępczym. Operacja się powiodła i Vilanova wrócił do pełnienia swoich obowiązków. Nie potrwało to jednak zbyt długo, ponieważ udał się do USA, na leczenie chemioterapią i radioterapią.

Cały czas wierzył, że wróci do trenowania, dlatego nie rezygnował, a klub cierpliwie czekał. Jednak, gdy miał startować nowy sezon 2013/2014, choroba przymusiła go do powiedzenia – pas. Kilka miesięcy później, bo 24 kwietnia 2014 roku trafił do szpitala z silnymi bólami w przełyku. Ostatecznie zmarł dzień później.

tito

Najnowsze

Komentarze

5 komentarzy

Loading...