– Nie mam nic do niego. Szanuję go, także piłkarsko, ale chcę oprzeć ten zespół na innych ludziach – tak brzmiały słowa Michała Probierza, niemal od razu po powiedzeniu „dzień dobry” w nowym klubie. Tyczyły się one oczywiście Mateusza Cetnarskiego. Były już pomocnik Cracovii miał wiele opcji, między innymi zainteresowanie wykazywał Śląsk, mówiło się też o ofertach z zagranicy. Jednak wybrał najmniej oczekiwaną opcję, która po głębszym przemyśleniu wcale nie musi być taka irracjonalna. Cetnarski wzmocnił bowiem Sandecję Nowy Sącz.
Biorąc pod uwagę wiek oraz to, że do niedawna odgrywał kluczową rolę w Cracovii i przez wielu był wpychany do reprezentacji Polski, to ciekawe, że do beniaminka Ekstraklasy Cetnarski został jedynie wypożyczony. A to najpewniej dlatego, że Janusz Filipiak nadal chce go w swojej drużynie i trudno mu się z nim rozstać. Ale wypożyczenie nie równa się z ucięciem tematu rozstania, a jedynie odroczeniem go. Probierz nie widzi w składzie miejsca dla byłego mistrza Polski, a skoro jest tak już teraz, to szkoleniowiec Cracovii zapewne nie zmieni swojego zdania latem 2018 roku. Kibice krakowskiej drużyny mogą być przekonani, że jednego z głównych bohaterów sukcesu z sezonu 2015/16, jakim niewątpliwie był występ w europejskich pucharach (pomińmy już jaki), raczej już w pasiastej koszulce nie zobaczą.
Co do samego wyboru Cetnarskiego, wydaje się być rozsądny. Mając takie zaplecze piłkarskie, u Mroczkowskiego będzie głównym dyrygentem gry i największą gwiazdą Sandecji. Co więcej – sam szkoleniowiec bardzo naciskał na pozyskanie piłkarza Cracovii. Przejście do Śląska wydawałoby się trochę bardziej ryzykowne – patrząc na transfery wrocławian, o pierwszy skład byłoby o wiele trudniej.
Przy okazji odejścia Cetnarskiego, jesteśmy świadkami kolejnego piłkarskiego rollercoastera. Przecież niespełna rok temu, kreował, strzelał, asystował – w barwach Pasów robił dosłownie wszystko. Jednak w ubiegłym sezonie jego gra wyglądała naprawdę źle. Jeżeli już przebywał na boisku, to nawet trochę nie przypominał siebie z przełomu 2015 i 2016 roku. Sandecja to krok w tył, ale jeśli – a powinien – się w niej odnajdzie i wróci do poprzedniej, dobrej dyspozycji, to jesteśmy przekonani, że to idealna okazja do zrobienia dwóch kroków w przód. Innymi słowy, Cetnar wcale nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Fot. FotoPyK