Niektórzy mówią o nim jako o łagodniejszej kopii selekcjonera pierwszej reprezentacji. Jako o „Nawałce U-21”. Człowieku stworzonym do tego, by kiedyś przejąć schedę w najważniejszej drużynie w kraju. Bo Marcin Dorna parę lat temu świadomie wybrał ścieżkę rozwoju, prowadzącą go ku polskiej kadrze, z której podniósł już przecież nawet medal – brązowy – mistrzostw Europy. Ścieżkę wyboistą – w ostatnich dniach nawet bardzo – ale też niezwykle prestiżową, bo z każdym rokiem stawiającą go wyżej w hierarchii najważniejszych osób polskiej piłki.
Bo choć pierwsza reprezentacja zawsze będzie budziła największe emocje, to kadra Dorny cały czas jest jej bezpośrednim przedsionkiem. Gdy tylko w niej ktoś wybija się zdecydowanie ponad przeciętność, od razu przejmuje go selekcjoner dorosłej kadry. Tak było z Arkadiuszem Milikiem, Piotrem Zielińskim czy Karolem Linettym, a przecież na swoją szansę czekają kolejni. I trudno się spodziewać, by choćby Jan Bednarek, po zapowiadanym już od paru dni transferze do Premier League, miał jej nie dostać.
A przecież Dorna wcześniej z rocznikiem 1995, ze Stępińskim, Linettym czy Łasickim, został półfinalistą mistrzostw Europy do lat 17, wielu naszych zawodników przedstawiając nieco szerszej publice. Przede wszystkim – skautom zachodnich klubów, które niedługo po turnieju upomniały się choćby o stopera tamtej drużyny, Gracjana Horoszkiewicza. Wcześniej też miał spory wkład w rozwój młodzieży w Lechu Poznań. W okresie, którego w ostatnich kilku latach – właściwie do dziś – Kolejorz zbiera żniwa.
***
Jak znalazł się we wspomnianym – trzymając się obranej nomenklatury – przedsionku pierwszej reprezentacji? O tym porozmawialiśmy z Ryszardem Dorożałą, Trenerem Koordynatorem Wielkopolskiego ZPN, skąd wywodzi się kilku trenerów pracujących w reprezentacjach Polski. W tym – właśnie Marcin Dorna.
– Odbył się konkurs, na który nasz związek wysłał trzy kandydatury. Nie proponowałem tylko jego, tylko trzy nazwiska: Mariusza Rumaka, Marka Kamińskiego i Marcina Dornę. Z pozostałych województw też były po dwie-trzy osoby, odbyła się pierwsza, druga tura i wybrano Marcina po tych wszystkich spotkaniach komisji z kandydatami – opowiada Dorożała. – Jak się poznaliśmy? Mam chyba dar do wyszukiwania młodych, utalentowanych trenerów. Chodząc po boiskach, po zajęciach szkolnych, kilkunastu młodym ludziom chciałem dać szansę. Nie był wtedy żadnym wyróżnianym czy wyróżniającym się spośród innych grup rocznikowych trenerem. Nie umiem powiedzieć, co mnie w nim urzekło, po prostu miałem nosa, to on podpowiadał, kogo zaangażować do pracy przy reprezentacjach w Wielkopolskim Związku Piłki Nożnej i w Gimnazjalnych Ośrodkach Szkolenia Sportowego Młodzieży. Obserwując zajęcia, osobowość – niektórych się trafiało, niektórych nie. Ale większość strzałów miałem dobrych. Oprócz tych, co wymieniłem, był i Dawidziuk, Cyrak, Kniat, Wojtek Tomaszewski, Ziółkowski, Zawadzki, Jaros, Siwecki…
Co natomiast urzekło w Dornie Zbigniewa Bońka na tyle, by zdecydował się powierzyć mu w 2013 roku pieczę nad kadrą U-21?
– Trener Dorna jest trenerem inteligentnym, ma zdolność syntezy, analizy, jest dobrym edukatorem. Ja uważam, że on akurat ma same plusy. Tylko że trenerów, którzy mają same plusy jest wielu, a żeby coś wygrać, trzeba mieć zawodników w odpowiedniej formie, odpowiednią jakość drużyny i tak dalej. Dzisiaj pewnie będzie bardzo dużo negatywnych głosów na jego temat, bo my takie rzeczy lubimy, żeby kogoś powiesić po wielkiej imprezie. Ale powtórzę jeszcze raz: trener Dorna jest znakomitym teoretykiem, bardzo dobrze szkoli innych trenerów, znakomicie prowadzi wszelkiego rodzaju zajęcia dotyczące edukowania. Potrafi pracować koncepcyjnie. Jest porządnym, inteligentnym, oddanym człowiekiem, któremu po prostu nie wyszły mistrzostwa Europy – mówi nam prezes PZPN.
***
Przyznamy się bez bicia, że nieprzypadkowo właśnie teraz postanowiliśmy przedstawić sylwetkę Marcina Dorny. Nie przed mistrzostwami Europy, kiedy lukier lany byłby choćby z czystej przyzwoitości, by negatywnymi opiniami nie wsadzać kija w szprychy kadrze Dorny. Po, gdy wielu Polaków, w tym ludzi związanych z Marcinem Dorną, czuje z powodu wyników jego reprezentacji i pękniętego balonika rozczarowanie, może nawet złość i rozgoryczenie.
Tych nie ukrywał jeden z naszych rozmówców, Andrzej Iwan. Który na dzień dobry, spytany o to, co nie podobało mu się w reprezentacji U-21 najbardziej, odpowiedział „wszystko”.
– Generalnie mieliśmy parę zrywów, ale przede wszystkim nie było żadnej organizacji gry, pomysłu, czegokolwiek. Byliśmy słabsi o klasę, od każdego przeciwnika. Kulała technika, estetyka, no wszystko. Zresztą wystarczyło spojrzeć na miny działaczy PZPN, pod względem sportowym to była porażka. Nie wiem na jakiej podstawie, ktoś czegoś tutaj oczekiwał – mówi.
Główny zarzut, jaki Iwan stawia Marcinowi Dornie, to selekcja.
– Od pewnego czasu, większość zawodników czuła się zbyt pewnie. No, a pamiętajmy, że była część piłkarzy, która miała fatalną sytuację w klubie. Moim zdaniem selekcja była za wcześnie zamknięta. Weryfikacja tego była tragiczna, bo dostaliśmy po głowie od prawie wszystkich. Co więcej, nie było żadnej reakcji na wydarzenia boiskowe. W kadrze było 23 zawodników i zmiany były zupełnie nietrafione. Po co pojechał tam Buksa, Bielik? W mojej ocenie, trener nie wiedział jak reagować na wydarzenia boiskowe i miał złą ocenę poszczególnych piłkarzy i drużyny. Dorna dał się nabrać na Dawidowicza, a to już naprawdę duży wyczyn – ocenia Iwan.
Mimo to Iwan twierdzi, że to bardzo dobrze, że PZPN nie wykonuje nerwowych ruchów i nie ma zamiaru zwalniać Dorny w tym momencie. Ale sugeruje też, że może warto byłoby dać mu szansę poprowadzenia dorosłej drużyny.
– Oczywiście nie wypada zwolnić teraz Dorny i dobrze, że zostaje. Nie można mu teraz podziękować, trzeba dać więcej czasu. Uważam też, że selekcjonerowi przydałaby się praca w klubie. Codzienna robota, która pomogłaby ogarnąć szatnię i boisko, bo szczerze mówiąc nie pamiętam go jako piłkarza. Być może wtedy wrócić na stanowisko selekcjonera, a może zrobiłby furorę w klubie?
Nieco innego zdania jest były selekcjoner kadr młodzieżowych Michał Globisz, który twierdzi, że Dorna liznął już nieco pracy w klubie podczas swojego okresu w Lechu i nie upatruje w tym jakiegoś większego problemu.
– Jeśli ktoś mówi, że Dornie przydałaby się praca w klubie, to być może, ale to zupełnie inna para kaloszy. Zresztą on już pracował w Lechu, poznał specyfikę szatni i na pewno dużo z tego wyciągnął. Ale powtórzę jeszcze raz – praca selekcjonera, to zupełnie inna materia, tutaj z drużyną spotykamy się rzadko i pracujemy w innych warunkach. Do tego dochodzi selekcja i to główne zadanie selekcjonera.
Zapytany o powody niepowodzenia podczas Euro, Globisz nie wskazuje zresztą w pierwszej kolejności na selekcjonera.
– Wydaje mi się, że w tej drużynie zabrakło przede wszystkim jakości zawodników. Byliśmy słabsi, w każdym elemencie gry, od każdego przeciwnika. Nie było techniki, fizyki, motoryki, rozumienia taktyki. Jak mawia stare przysłowie – Tak krawiec kraje, jak mu materii staje. Na swoim przykładzie powiem, że ja sam prowadziłem chyba sześć roczników, to te drużyny czasami były dobre, a czasami słabsze. Trudno więc tutaj mówić o złej selekcji. Ja sądzę, że trener Dorna jest wielkim profesjonalistą, o wielkiej klasie. Oglądał wiele spotkań, śledził ich, i jestem wręcz przekonany, że dokonał dobrej selekcji. Absolutnie nie można skreślać Marcina, bo nie wyszedł mu jeden turniej. Takie porażki też są potrzebne i trzeba je znieść, a także wyciągnąć z nich wnioski. Jeszcze raz powtórzę, że to uczciwy, solidny, bardzo dobry fachowiec.
Profesjonalista o wielkiej klasie. Nie wiemy, czy Michał Globisz konsultował tę wypowiedź z naszymi pozostałymi rozmówcami, ale podobnych określeń (spoiler!) pojawia się w nich całe multum. Jeżeli chodzi o etos pracy, o zaangażowanie w to, co robi, wizerunek Marcina Dorny jest krystalicznie czysty. A przynajmniej takie wnioski wysnuwamy, pytając w kilku kolejnych źródłach.
Podobne zdanie ma wspomniany na wstępie Dorożała:
– Marcin już na uczelni był prymusem, na konferencjach potrafił zabrać głos, niedługo sam został wykładowcą, jego zajęcia teoretyczne są na bardzo wysokim poziomie, wykładał w innych krajach w języku angielskim, dokształca się non stop.
W równie pochwalnym tonie wypowiadają jego koledzy trenerzy:
Wojciech Tomaszewski (znający Dornę ze wspólnej pracy w Lechu, a teraz młodzieżowych reprezentacjach Polski): – Dla mnie jest to wzór. Tytan pracy. Patrząc na to, ile czasu poświęca na to, co chce zrobić, jak przygotować się do pracy, dbać o każdy szczegół, można naprawdę wiele się nauczyć. Sam bardzo dużo czerpię przy swojej pracy z jego pomysłów pod kątem jego planowania pracy. Wszystko zawsze ma zanotowane w kalendarzach, zaplanowane, dopięte na ostatni guzik. Nie da się ukryć, że później te szczegóły decydują o sukcesach. Dla mnie to człowiek o ogromnym zaangażowaniu w to co robi, dużo czasu wkładający w to, żeby być jeszcze lepszym trenerem i przy tym, żeby mieć dobry zespół, który funkcjonuje jak należy.
Z opowiadań innych trenerów, obserwujących pracę i współpracujących kiedyś w klubach ligowych z trenerem Nawałką, muszę powiedzieć, że widzę początki wykształcania się bardzo podobnych zachowań u trenera Dorny. Mają już teraz wiele wspólnego w kwestii „pedantyczności”, podejścia do wszystkiego co robią jak najlepiej, najstaranniej. Wiele razy jak są jakieś pomysły, to rozmawiamy na tematy szkoleniowe długimi godzinami. Trener jest taką osobą, która zawsze szuka nowych pomysłów, nowych rozwiązań.
Patryk Kniat (także znający Marcina Dornę od czasu wspólnej pracy w Lechu Poznań): – Biorąc pod uwagę merytorykę i organizację pracy Marcina, jego etykę pracy zawodowej, naprawdę ciężko znaleźć jakiekolwiek minusy. Ciężko się doszukiwać w nim wad. To człowiek wykształcony, z licencją UEFA Pro, znający języki, posiłkujący się mocno literaturą zachodnią. Czasami tak to jest w piłce, że osoby mniej inteligentne, elokwentne osiągają większy sukces. Ktoś kiedyś powiedział, że lepszy słabszy trener ze szczęściem niż lepszy bez szczęścia. Tak można to podsumować. Miałem przez wiele lat w Lechu okazję podpatrywać pracę różnych trenerów – od Zielińskiego, przez Smudę, Bakero, Rumaka, po Skorżę. I powiem tak – byli trenerzy, którzy robili więcej niż można, siedzieli po 12 godzin w pracy, przygotowani od A do Z przed treningami i oni nie mogli sukcesu osiągnąć, a byli tacy, którzy 20 minut przed treningiem nie za bardzo wiedzieli, co chcą robić na tych zajęciach, a osiągali sukces. Marcin należy do tego pierwszego gatunku – absolutnie pochłonięty pracą od rana do wieczora, absolutny wzór, jeśli chodzi o etos pracy.
A także sami zawodnicy:
Sebastian Rudol (w kadrze Dorny na Euro U-17, na liście rezerwowej przed Euro U-21): – Myślę, że to jeden z najlepszych, jeśli nie najlepszy trener, z którym pracowałem. Bardzo go cenię za profesjonalizm, za codzienne podejście do obowiązków. Moje zdanie o nim może być tylko pozytywne, nawet mimo tego, że w ostatniej fazie zabrakło dla mnie powołania na turniej finałowy. Był telefon, wytłumaczył mi sytuację, że jestem na liście rezerwowej razem z dwoma kolegami z Pogoni i mam być gotowy w razie jakiejś kontuzji. Potem zadzwonił do nas jeszcze raz, jak już się okazało, że wszyscy są zdrowi. Podziękował za gotowość, za bycie w treningu. Mimo że każdy z nas chciał pojechać na tę imprezę i przeżyliśmy to, że nie starczyło dla nas miejsca, to ja ze swojej strony kibicowałem trenerowi bardzo mocno. Bo jest właściwą osobą na właściwym stanowisku, w jego pracy nie ma przypadku. Wszystko u trenera rozbijało się o szczegóły – tak bym scharakteryzował jego pracę. I myślę, że to zostało nam w głowie. Kiedyś wydawało nam się, że ćwiczenia się powtarzają, że są proste, a on uświadamiał nam, że trzeba przykładać się do nich w każdej sekundzie. To przechodziło na nas, gdzieś zauważaliśmy w codziennym funkcjonowaniu, że detale robią różnice.
Gracjan Horoszkiewicz (w kadrze Dorny na Euro U-17): – Warsztat pracy miał bardzo dobry i nikt na niego nie narzekał. Mieliśmy swoje zasady i wiedzieliśmy, na co możemy sobie pozwolić. Bez wątpienia trener trzymał rodzinną atmosferę. Na treningach natomiast była duża dyscyplina, mieliśmy swoje zasady. Przykładowo nie mogliśmy opuszczać hotelu, rozmawiać z menedżerami w trakcie zgrupowania. Głowa zupełnie czysta i człowiek myślał tylko o piłce. Dużo też rozmawialiśmy poza treningiem, bo trener w tym aspekcie miał naprawdę świetne podejście do nas. Mieliśmy prowadzone dzienniki reprezentanta, na podstawie, których trener sprawdzał nasze obciążenie i dozował to wszystko, co do naszych meczów ligowych i turniejów. Świetna sprawa, bo to był okres, w którym kluby stawiały głównie na wynik. Na podstawie tych danych, trener Dorna dobierał dla nas jednostki treningowe. W spotkaniach towarzyskich, nic nie było robione na siłę, żeby tylko osiągnąć dobry wynik. Nasze dobro zawsze było na pierwszym miejscu.
Poza zgrupowaniami był kontakt, trener zawsze służył pomocą. Pomagał mi nawet, przy moim transferze do Herthy. Zawsze mówił nam, żeby przy transferach kierować się przede wszystkim tym, aby grać regularnie w klubie. Nieważne gdzie, ale grać, bo to kluczowe dla młodego chłopaka.
Na bardzo wysokim poziomie była też analiza przeciwnika. Przykładowo jak graliśmy z Hiszpanią, która grała bardzo ofensywnie, to nie było tak, że gramy swoje. Dostosowaliśmy taktykę pod nasze możliwości i konkretnego przeciwnika. Każdy wiedział co ma robić na boisku, bo od początku wiedzieliśmy, kto kogo będzie krył. Czasami mieliśmy nawet krótkie filmiki z treningów przeciwnika, bo ktoś ze sztabu podpatrzy coś dzień przed meczem. Mieliśmy bardzo dużo informacji o zawodniku, za którego będziemy odpowiedzialni w trakcie meczu. Przykładowo – jaką ma lepszą nogę, co ma słabego w swojej grze, z jakim numerem zagra, w jakim klubie gra, kto za niego może wejść. Uczyliśmy się też różnych słówek w ich języku, aby wyprowadzić ich z równowagi. Dbano o każdy detal.
***
Wątpliwości, jakich zwyczajnie nie może budzić etos pracy trenera Dorny, pojawiają się za to w kwestii jego charakteru. Ryszard Dorożała mówi wprost: – Pewną wadą Marcina jako pierwszego trenera jest to, że on nie umie być – niech pan to ładnie wykropkuje – skur…ynem. Na razie, bo może się tego nauczy. Doświadczenie i kopanie przez życie w tylną część ciała pozwala tę umiejętność nabyć.
Jego słowa potwierdza to, co mówi nam Patryk Kniat: – Moje prywatne zdanie jest takie, że może przeszkadza mu nieco zbyt łagodne usposobienie. To jest wniosek wyciągnięty na szybko, po turnieju. Widać było, że w szatni nie ma zespołu. Że mamy niezłych zawodników, ale brakowało mi zespołu. Ciężko mi jednak wnioskować, na ile to było problemem.
W obronie trenera w tej kwestii staje jednak prezes Boniek.
– To nie jest trener, który wprowadza rządy twardej ręki, bo Marcin Dorna to nie Janusz Wójcik, prawda? Trener z twardą ręką może jest potrzebny w codziennej pracy w klubie, reprezentacja to już jest kwintesencja, siedem razy w roku po trzy dni, w ogóle inne założenia, więc nie wiem, czy bycie takim twardym to najważniejsza cecha. Trener Dorna jest człowiekiem wychowanym, ułożonym, nie jest trenerem krzyczącym. Ale to nie jest żaden problem – podkreśla prezes PZPN.
W podobnym tonie wypowiada się zresztą ten, który miał z Dorną najwięcej styczności podczas treningów i meczów, a więc piłkarz jego kadry Sebastian Rudol.
– Uważam, że są inne sposoby niż krzyk na przekazanie swoich racji. Trener Dorna naprawdę potrafi być stanowczy, dać sygnał, że jest liderem i to on podejmuje ostateczne decyzje. To, że ktoś nie krzyczy nie oznacza, że jest pobłażliwy. Zdecydowanie nie.
***
Wczytując się w opinie na jego temat, wsłuchując w kolejne, bliżniaczo podobne wypowiedzi o jego zaangażowaniu w to co robi, ogromnej pasji, jaką wkłada w zawód, nie sposób dziś, po wielkiej porażce reprezentacji U-21 nie spojrzeć na Marcina Dornę inaczej, niż tylko z dużą dozą empatii. Bo doprawdy trudno biczować człowieka, którego dzień po rozczarowującym turnieju, gdy przez wiele osób mogło jeszcze przemawiać silne rozgoryczenie, bronią praktycznie wszyscy, raz jeszcze podkreślając, jak inteligentną i oddaną swojej roli jest osobą.
Najlepszym podsumowaniem niech zaś będą cytowane już wcześniej słowa Patryka Kniata: – Byli trenerzy, którzy robili więcej niż można, siedzieli po 12 godzin w pracy, przygotowani od A do Z przed treningami i oni nie mogli sukcesu osiągnąć, a byli tacy, którzy 20 minut przed treningiem nie za bardzo wiedzieli, co chcą robić na tych zajęciach, a osiągali sukces.
Przygotowali SZYMON PODSTUFKA i BARTOSZ BURZYŃSKI