Reklama

Puchar Konfederacji dostarcza nowego toVARu pod dyskusję

redakcja

Autor:redakcja

18 czerwca 2017, 22:31 • 5 min czytania 127 komentarzy

Puchar Konfederacji jest ważnym egzaminem dla systemu VAR, a po wczorajszym meczu Rosji z Nową Zelandią pojawiły się głosy niepokoju. Bramkarz gości ewidentnie faulował rywala w szesnastce, natomiast gwizdek sędziego milczał, nie doszło – a przynajmniej tak może sądzić widz – do weryfikacji wideo. „Co jest? Miało działać płynnie, nie zadziałało w ogóle.” Cóż, właśnie po to są testy, by ten system usprawniać i dzisiaj choć trochę tamtą plamę udało się zmazać – VAR dobrze się spisał przy nieuznanym trafieniu Portugalii i Chile. 

Puchar Konfederacji dostarcza nowego toVARu pod dyskusję

Ale najpierw o meczu Portugalczyków. Piłka po uderzeniu Ronaldo trafia w poprzeczkę. Poprawka Gomesa jest już jednak skuteczna, Portugalia ma swoją chwilę radości, natomiast jak się zaraz okaże, była ona przedwczesna. Sędzia jest spokojny, wymownym gestem pokazuje na słuchawkę w uchu, czeka na raport kolegów siedzących przed monitorami, w końcu mauje w powietrzu prostokąt i podnosi rękę. Spalony – gola nie ma. Wielu pewnie myślało, że to nabiegający na piłkę po strzale Gomesa Pepe złamał przepisy, bo po bramce miał minę pełną winy, ale nie. VAR cofnął się jeszcze dalej, do podania przed strzałem Ronaldo, wtedy spalony miał miejsce.

Trzeba przyznać, że wyglądało to zgrabnie. Raz, że odbyło się w miarę szybko, a dwa, że wychwycono błąd, na którzy zwróciliby pewnie eksperci dopiero po spotkaniu. Co można poprawić? Od razu pokazywać kibicom, który moment akcji jest analizowany.

VAR jest tylko użytecznym dodatkiem do meczu, ale zaczęliśmy od niego, bo tak naprawdę był głównym elementem, dzięki któremu zapamiętamy to spotkanie na dłużej niż do poniedziałku. Piłkarze zaproponowali nam nieco letnie granie – zbyt dużo widzieliśmy przestojów, potyczki czysto towarzyskiej niż realnej walki o – cokolwiek powiedzieć – punkty w turnieju.

Choć okej, skoro padły cztery bramki, to momenty były, na przykład w dwudziestu ostatnich minutach pierwszej połowy, wtedy piłkarze wzięli się do roboty. Gol dla Portugalczyków był piękny, a przynajmniej podanie, którym Ronaldo obsłużył Quaresmę. Pewnie każdy na stadionie myślał, że Cristiano się pogubił, że nie wyszedł mu drybling, tymczasem on i tak wykaraskał się z trudnej sytuacji w tak cudowny sposób:

Reklama

Meksykanie odpowiedzieli z kolei golem Hernandeza, który z bliska pokonał Patricio strzałem głową – w tej akcji fatalnie obciął się Guerreiro. Potem znów dostaliśmy sporą dawkę nudy i pod koniec piłkarze po raz kolejny wrzucili wyższy bieg. Portugalia wyszła na 2:1 po strzale Cedrica, miała jeszcze szansę na podwyższenie wyniku i jednoczesne zamknięcie meczu, ale spudłował Martins. A jak wiemy – bo to prawda wpajana każdemu od żłobka – niewykorzystane sytuacje się mszczą i stało tak również tym razem. Dośrodkowanie z rożnego na gola zamienił Moreno.

2:2 to sprawiedliwy wynik – jedni i drudzy nie zasługiwali na wygraną. Portugalczycy zbyt często byli przeciętni, natomiast Meksykanom zabrakło jakości, by apatię rywala wykorzystać.

***

Mecz Chile z Kamerunem zapamiętamy głównie z trzech rzeczy.

Reklama

Pierwsza – nieuznany NIEPRAWIDŁOWY gol Vargasa dzięki systemowi VAR. Akcentujemy słowo “nieprawidłowy”, gdyż nie wiedzieć czemu decyzja sędziego spotkała się wręcz z oburzeniem komentatorów i ekspertów TVP, którzy paplali coś o “promowaniu gry ofensywnej”, ale nikt nie powiedział im, że takie wyrażenie w piłce w ogóle nie istnieje. Wytyczne sędziowskie mówią jasno – jeśli sędzia nie widział dobrze akcji i ma poważne wątpliwości, powinien puścić grę. Jeśli jest pewien decyzji – gwiżdże. Nawet jeśli spalony ma kilka centymetrów.

Do rzeczy – dokładnie na takim spalonym przy swojej nieuznanej bramce był Vargas. Początkowo arbiter boczny puścił grę, lecz sędzia asystent wideo dał cynk przez słuchawkę, że gol nie powinien zostać uznany. No i arbiter główny zrobił to, co powinien – anulował bramkę. Czy słusznie? Oczywiście, że tak. Nie widzimy kontrowersji w tym, że system VAR dostrzega rzeczy, których normalnie sędziowie nie widzą. Po to przecież jest.

Chile nie zamierzało jednak rozpaczać po tym zdarzeniu – mimo że oczywiście mocno protestowało – i zaczęło wyprowadzać kolejne ciosy. Centralną postacią był Vidal – to właśnie on po mistrzowsku wystawił piłkę Vargasowi we wspomnianej akcji, chwilę wcześniej zaliczył identyczne podanie (lecz Vargas tym razem posłał piłkę w trybuny). Zejście między linie, wymuszenie podania, przyjęcie z kierunkiem i błyskawiczna prostopadła piłka – to była dziś jego gra. Ale nie tylko, bo to Vidal jako pierwszy ukąsił w tym spotkaniu. Mimo że nie należy przecież do najwyższych graczy, to on wyskoczył najwyżej w polu karnym do wrzutki Sancheza i pokonał bramkarza.

Przy kolejnej bramce rewelacyjnie (i jednocześnie do dupy, ale o tym zaraz) zachował się znów Sanchez. I tu dochodzimy do drugiej sytuacji, którą po meczu będziemy pamiętać. Co istotne – znów na pierwszy plan wychodzi tu system VAR. Sanchez pod samiutką bramką objechał jak chciał obrońcę, położył bramkarza i… zamiast pocelować w wolne luki na bramce (golkiper cały czas na glebie) uderzył w obrońcę. Do piłki szczęśliwie dopadł jednak Vargas i dopełnił dzieła kolegi z zespołu. Sędzia pokazał od razu, że potrzebuje chwili, by przeanalizować tę sytuację w systemie video. Wątpliwość leżała w wyjściu do piłki Sancheza, które było na pograniczu spalonego. Wybuch radości opóźnił się więc o jakieś 30 sekund, ale arbiter – na to wygląda, z powtórki ciężko to dokładnie ocenić – znów nikogo nie skrzywdził.

Ostatnia rzecz? Wzniesienie się na wyżyny fachowości przez Rafała Ulatowskiego, eksperta TVP. Do wejścia na boisko szykuje się zawodnik z numerem siedem, fachowiec nie zastanawia się ani chwili:

– Patrząc po numerze – napastnik!

No wiadomo. Siódemka – napastnik mur-beton, nie ma innej opcji. Gratulujemy fachowości i przewidywania.

Najnowsze

Komentarze

127 komentarzy

Loading...