Kiedy Gino van Kessel trafiał nad gdańskie morze, wielu obiecywało sobie po nim sporo – król strzelców ligi słowackiej, którego co prawda wypluły czeskie rozgrywki, ale hej, Marco Paixao nie dał rady w Sparcie Praga, a dziś ma 15 goli w ekstraklasie. Niestety dla gdańskich fanów, choć historia lubi się powtarzać, to nie tym razem. Jeśli nie stanie się cud – czyli na przykład piłkarz nie strzeli trzech goli na Łazienkowskiej – zostanie beż żalu odpalony.
Nie trzeba mieć licencji detektywa, by do takich wniosków dojść, bowiem van Kessel w Lechii nie gra i jeśli można robić to spektakularnie, to właśnie pod tę definicję łapie się ten facet. Gdyby jeszcze siedział na ławce, byłaby nadzieja, że Nowak na niego w jakiś ułamku liczy i w pewnym momencie zaufa, wpuści na murawę, wierząc w szybkość reprezentanta Curacao (Gino mimo słabszego okresu nie utracił miejsca w kadrze, ale z drugiej strony nie wiemy, czy Curacao ma 24 zawodników, żeby van Kessel miał z niej wypaść). Niestety dla piłkarza, swoją prędkość może wykorzystać głównie w wyścigu po przekąski w klubowej restauracji. Spójrzmy:
Legia – ławka
Zagłębie – poza kadrą
Piast – poza kadrą
Arka – ławka
Pogoń – poza kadrą
Bruk-Bet – poza kadrą
Wisła – poza kadrą
Korona – poza kadrą
Jagiellonia – poza kadrą
Lech – poza kadrą
Dramat. Z Zagłębiem jeszcze jego absencję tłumaczyła choroba, ale poza tym, van Kessel nie łapał się do kadry meczowej ze względu na formę sportową. Piotr Nowak woli stawiać na innych piłkarzy, zdecydowanie wyżej od van Kessela są Marco Paixao i Kuświk, na skrzydłach Flavio, Peszko i Haraslin czy nawet Michał Mak, który do ulubieńców trenera przecież nie należy.
Na sympatię Nowaka jednak van Kessel nie zapracował, bo gdy dostawał szanse, niezbyt je wykorzystywał. Z Lechem coś tam pobiegał, poszarpał, ale wiele z tego nie wynikało, z Ruchem był już kompletnie bezbarwny. Paradoksalnie – przynajmniej jeśli chodzi o statystyki – najlepiej wypada jego najkrótszy, dziewięciominutowy występ przeciwko Cracovii, kiedy zanotował asystę. Lecz nie ma co patrzyć tylko w papier, bo jak sobie przypomnieć tamto ostatnie podanie, to tak naprawdę najwięcej zrobił Peszko: poszedł skrzydłem, wrzucił, van Kessel ledwo musnął piłkę, a ta spadła pod nogi Wojtkowiaka, który skończył sprawę. – Rzeczywiście słyszałem, że została mi zaliczona asysta, jednak szczerze mówiąc nie do końca jestem przekonany czy dotknąłem piłki. Muszę zobaczyć tę sytuację jeszcze raz w telewizji, wówczas będę miał pewność – mówił sam „asystent”. Jasne – dobrze, że van Kessel był w dobrym miejscu, ale zdecydowanie nie była to najładniejsza asysta w jego piłkarskiej karierze.
Mimo wszystko mógłby to być jakiś impuls do dalszej pracy, ale jak wiemy, nic takiego nie miało miejsca. Cierpliwość władz Lechii kończyła się coraz szybciej, teraz zapewne nie ma jej już w ogóle. – Zostało nam siedem kolejek, może jeszcze coś pokaże. Ale swoje walory musi zaprezentować na boisku, a nie na treningu – mówił Adam Mandziara przed rundą zasadniczą w Cafe Futbol, już wtedy wysyłając mocny sygnał do piłkarza. Ten jednak kompletnie go nie dostrzegł.
1,5 miliona euro musiałaby wyłożyć Lechia, by ściągnąć van Kessela do siebie na stałe, ale prawdopodobnie wolałaby tymi pieniędzmi napalić w kominku. Szkoda, że facet nie dał rady, bo byłby podkreśleniem niezłego zimowego okienka w wykonaniu gdańszczan. Został ściągnięty Kuciak, który broni absolutnie fenomenalnie i w dużej mierze to on utrzymuje Lechię w walce o mistrzostwo Polski. W rundzie finałowej nie puścił jeszcze bramki i choć oczywiście, pomagają mu obrońcy, to jednak Słowak ratuje im dupę dość często, by wspomnieć mecze z Wisła, Koroną czy Jagiellonią, kiedy miał trochę roboty.
Zimą przyszedł również Borysiuk, który znów spełnia swoją rolę – jest bardzo pomocny w środku pola, umiejętnie uzupełnia się ze Sławczewem, co było widać choćby w meczu z Lechem, kiedy gdańszczanie kompletnie zamknęli dostęp do własnej bramki właśnie przez środek pola za sprawą Bułgara i Polaka. Ariel wykręcił u nas średnią 5,75, co – po Kuciaku – jest drugim najwyższym wynikiem w zespole. Wiadomo, że Borysiuk ma swoje ograniczenia, ale na polską ligę to świetny defensywny pomocnik, bez dwóch zdań.
Z kolei przyjścia Maka i Zeleniki choć nie rzuciły na kolana, trudno je krytykować – Michałowi po prostu skrócono wypożyczenie i dano szansę, bramkarz miał być rezerwowym Kuciaka i nim jest. Tak naprawdę najwięcej oczekiwano od trójki Kuciak, Borysiuk, van Kessel. Pierwszych dwóch radzi sobie z tym wybornie, reprezentant Curacao w ogóle i choć zimowy bilans Lechii jest na plus, widać, że o ofensywę nie do końca zadbano. Co może na finiszu ekstraklasy jednak zaboleć.
Fot. 400mm.pl