– Ja bym wolał, aby Stępiński został w Nantes na dłużej. Będę z nim rozmawiał. No ale jeśli zawodnik będzie chciał odejść czy iść na wypożyczenie, to też otworzymy się na takie opcje. Problem polega jednak na tym, że nie mam żadnej ochoty rozmawiać już z jego agentem, który przysłał mi bardzo bezczelnego SMS-a. Napisał: „Widzę, że nie rządzi pan już klubem, skoro Mariusz nie gra”. Niewiarygodne! Niech on najpierw osiągnie 1/10 tego, co ja, a później poucza. Przyjąłem go tu w Nantes bardzo dobrze, ale teraz nie mam na to ochoty – mówi w wywiadzie dla „Super Expressu” Waldemar Kita, właściciel FC Nantes.
FAKT
Rywale do mistrzostwa? Raczej kumple z Nowej Huty. „Fakt” pisze o Piotrze Tomasiku i Michale Pazdanie.
Z Piotrkiem? Jakim Piotrkiem!? Toż to „Małpa”! Obrońca Jagiellonii nie znosi tego przezwiska, ale „Pazdek” jest jedną z niewielu osób, która bez narażania się może tak przezywać kumpla. „Pazdek”? Jaki „Pazdek”?! Przecież to „Arbuz”!
To ksywki z wczesnej młodości, którą spędzili w Nowej Hucie, na osiedlu Dywizjonu 303. Zła sława tego miejsca ciągnie się do dziś.
– Ale to już nie te klimaty, gdy ktoś gonił za kimś z siekierą lub maczetą. Poza tym, my nie braliśmy udziału w „manewrach”. Pochłaniała nas piłka i źle na tym nie wyszliśmy, bo kilku kolegów, zdecydowanie bardziej od nas utalentowanych, skręciło w ślepą uliczkę – wspomina Tomasik.
Sebastian Mila, choć w Lechii nie gra, pełni bardzo istotną rolę – jest drugą ręką trenera.
Sebastian to doświadczony piłkarz, więc ma sporo do powiedzenia Nowakowi.
– Mam nadzieję, że jestem drugą ręką trenera. Lubię się dzielić spostrzeżeniami z nim na temat piłkarzy. Może łatwiej mi z tego powodu, że dobrze znam szatnię i potrzeby piłkarzy. Wiem, jakie mają troski i zmartwienia. Moją rolą jest rozwiązywać problemy – tłumaczy pomocnik.
Marian Ostafiński, były obrońca Ruchu Chorzów i mistrz olimpijski z Monachium mówi wprost: Ruch to piłkarskie miernoty.
Piłkarze z Cichej, którzy dzisiaj zagrają z Cracovią, fatalnie wypadli w dwóch ostatnich spotkaniach. We wtorek polegli u siebie w derbach z Piastem 0:3, wcześniej przegrali ze Śląskiem we Wrocławiu 0:6. – Wcale nie byłem tym zaskoczony. Od dłuższego czasu krytykowałem tę drużynę. Nie jestem laikiem ani dupowłazem. Przez lata grałem w piłkę, coś tam osiągnąłem, poza tym mówię to, co myślę. Prawda jest taka, że ten klub jest na skraju przepaści, a drużyna gra fatalnie. Śląsk i Piast ogrywał ich jak dzieciaków. To była kompromitacja. To słabeusze i miernoty piłkarskie! Według mnie w tym składzie nie daliby sobie rady w I lidze. Chociażby taki Eduards Visnakovs, zamiast trafić głową w piłkę, uderza głową w rywala. Żenada… – grzmi Ostafiński, mistrz olimpijski z 1972 roku.
GAZETA WYBORCZA
Kamil Kosowski w wywiadzie dla „GW” mówi wprost – Vadis robi różnicę, Legia musi zrobić wszystko, by go zatrzymać.
Trener Nenad Bjelica denerwował się na dzienikarzy, że wynoszą pod niebiosa Vadisa Odjidję-Ofoe. A po meczu z Legią powiedział, że to piłkarz grający w innej lidze.
Nie sądzę, by zachwyty nad grą Ofoe miały cokolwiek wspólnego z sympatią do Legii. Zachowując dystans i trzeźwość oceny, nie da się jednak nikogo przytomnego przekonywać, że to pomocnik, jakich w ekstraklasie wielu. Sam kilka razy krytykowałem jego zachowanie wobec sędziów, ale odmawianie mu klasy ocierałoby się o absurd. Vadis robi różnicę na korzyść Legii, szczególnie wtedy, gdy to najbardziej potrzebne. Zastanawiam się tylko, czy Dariusz Mioduski znajdzie argumenty, by zatrzymać go w Polsce. To dla przyszłości Legii kluczowe. Także dla samopoczucia i morale piłkarzy, którzy z Ofoe grają.
Rafał Stec pisze w swoim felietonie o nowym wspaniałym świecie Kamila Glika.
Niesłychanego kopa w górę dostał minionego lata – po znakomitym występie na Euro 2016, kilka miesięcy przed 29. urodzinami. Piłkarz, który w szczycie klubowej kariery zajął siódme miejsce w lidze krajowej, wystrzelił znienacka na poziom Ligi Mistrzów.
Czyli na zupełnie inny poziom. Nie tylko ze względu na klasę rywali, ale także ze względu na nieznaną mu intensywność sezonu, który rozpoczął się w lipcu, od kwalifikacji LM. Co więcej, Francja organizuje nieznany we Włoszech Puchar Ligi, więc Glik wpadł w wir czterech rozgrywek.
Wytrzymał. Ba, należy do ścisłej czołówki najbardziej eksploatowanych piłkarzy Monaco. W weekend rozegra 54. klubowy mecz w sezonie, choć dotąd tylko raz musiał znieść więcej niż 40. A przecież nową przygodę poprzedziły mistrzostwa kontynentu, debiutancka dla niego impreza reprezentacji narodowych, która odebrała mu – znów: pierwszy raz w życiu – wakacje.
SUPER EXPRESS
Waldemar Kita apeluje, by jeszcze nie strzelać do Stępińskiego, mówi o jego przyszłości w Nantes i wyjaśnia, dlaczego nie ma ochoty rozmawiać z menedżerem napastnika.
Co będzie z nim po sezonie? Rozważa pan wypożyczenie go albo sprzedaż?
Zimą chciał go wypożyczyć Ruch. Ja bym wolał, aby Stępiński został w Nantes na dłużej. Będę z nim rozmawiał. No ale jeśli zawodnik będzie chciał odejść czy iść na wypożyczenie, to też otworzymy się na takie opcje. Problem polega jednak na tym, że nie mam żadnej ochoty rozmawiać już z jego agentem.
Co się stało?
Przysłał mi bardzo bezczelnego SMS-a. Napisał: “Widzę, że nie rządzi pan już klubem, skoro Mariusz nie gra”. Niewiarygodne! Niech on najpierw osiągnie 1/10 tego, co ja, a później poucza. Przyjąłem go tu w Nantes bardzo dobrze, ale teraz nie mam na to ochoty. Co więcej, niedawno na dwie godziny przed meczem zaczepiał naszego trenera, bo chciał z nim rozmawiać o sytuacji Mariusza. Dwie godziny przed meczem! Niebywałe.
Michał Kucharczyk, strzelec gola dla Legii w meczu z Lechem, wspomina na chłodno ligowy hit przy którym mógłby poobgryzać wszystkie paznokcie.
Skrzydłowy Legii wrócił do gry po trzytygodniowej przerwie spowodowanej kontuzją. – Brakowało mi tej adrenaliny, kapitalnego dopingu kibiców. Dwa razy przymierzałem się do wznowienia treningów z drużyną, ale ból w kolanie wciąż się odzywał. Jestem wdzięczny trenerowi, że na mnie postawił, bo nie spodziewałem się, że po zaledwie trzech zajęciach z zespołem załapię się do meczowej osiemnastki. Tym bardziej że na przykład Sebastian Szymański bardzo dobrze zagrał przeciwko Termalice, a w kadrze na Lecha go nie było – zauważył Kucharczyk. – Od trafienia Vadisa w pełni kontrolowaliśmy sytuację na boisku. Nie mieliśmy słabych punktów, a rywale w niczym nam nie zagrozili. Ale nie chciałbym oceniać Lecha. Patrzymy na siebie, a czas na oceny przyjdzie po ostatniej kolejce – dodał.
Zdaniem “Kuchego” Legia wygrała, bo lepiej poradziła sobie z presją, jaka towarzyszyła derbom Polski. – Dobrze, że w hotelu obciąłem paznokcie, bo siedząc na ławce, przeżywałem takie emocje, że pewnie bym je poobgryzał – żartował Michał.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Łukasz Piszczek przechodzi do historii. W sobotę wyrówna rekord występów w Bundeslidze Tomasza Wałdocha, wystepując po raz 249.
Rekord Piszczka jest możliwy tylko dzięki temu, że potrafił się znakomicie dostosowywać do sytuacji, jaka panowała akurat w drużynach, w których grał. Zaczynał przecież w Hercie BSC jako napastnik. Nie spisywał się rewelacyjnie i gdyby nie miał umiejętności przekwalifikowania się, z pewnością nie rozegrałby w Bundeslidze tylu meczów. On jednak, gdy Lucian Favre dostrzegł w nim prawego obrońcę, potrafił nauczyć się gry na tej pozycji. Kiedy Jurgen Klopp oczekiwał od niego szybkich szarż do przodu, rajdów prawym skrzydłem i dośrodkowań, Piszczek imponował liczbą asyst, przywiązując mniejszą wagę do obrony. Gdy Thomas Tuchel zaczął oczekiwać od niego dyscypliny taktycznej i skupiania się na defensywie, potrafił stać się maszyną nie do przejścia. A gdy trener postanowił wysyłać go w pole karne rywala przy stałych fragmentach gry, Piszczek rozegrał najlepszy strzelecko sezon w karierze. Potrafi zagrać w każdej roli i na każdej pozycji.
Jacek Magiera jest skarbem Legii. A tak przynajmniej twierdzi jej największa gwiazda Vadis Odjidja-Ofoe.
Odjidję komplementował po meczu trener Lecha. – Jest jeden zawodnik, który zupełnie nie pasuje do tej ligi, to Vadis Odjidja-Ofoe. On pasuje do mocniejszej ligi i zrobił różnicę na boisku. Jest szybki, technicznie perfekcyjny – mówił Nenad Bjelica.
– To bardzo miłe, że trener Bjelica tak o mnie mówi. Zagraliśmy dobrze jako zespół. Nie zaliczyłbym tak dobrego występu, gdyby nie koledzy z drużyny – odpowiedział mu skromnie pomocnik Legii.
Również Jacek Magiera pozytywnie wypowiedział się o swoim najlepszym piłkarzu. Belg zareagował równie skromnie, jak na poprzedni komplement.
– Nie jestem skarbem, to Jacek Magiera nim jest! Od kiedy jest w klubie, zaczęliśmy grać dobrą piłkę. Wspięliśmy się w górę tabeli i teraz jesteśmy tu, gdzie chcemy być – mówi Odjidja.
Rafał Grzyb z Jagiellonii opowiada o swoich latach w tym klubie. W przytaczanym fragmencie – o najlepszych piłkarzach, jakich spotkał na swojej drodze.
Najlepszy piłkarz, jakiego spotkał pan w Jagiellonii?
Piłkarzami przez duże „P” byli Tomek Frankowski, Kamil Grosicki. Nasza gwiazdeczka. Towarzyski, na boisku i w szatni musiał być na topie. Było widać, że długo w Białymstoku nie zabawi. Techniką na kolana powalał Dani Quintana, a dziś znak jakości ma Konstantin Vassiljev. To w sporej części jego zasługa, że jesteśmy tak wysoko w lidze. No i „Pazdek”. Wyrobił się w Białymstoku, teraz pożytek ma z niego i reprezentacja. Widać było postępy, które robi. Na początku zbyt agresywnie podchodził do niektórych sytuacji, wchodził „na dzika” i często oglądał żółte kartki. Z czasem to wyeliminował. Dziś jest dużo bardziej zrównoważony i stonowany, jego decyzje stały się mądre, dojrzałe. Nie wykonuje nerwowych ruchów na boisku, choć… czasem jeszcze natura się odzywa.
Nie wiadomo, co dalej z Maciejem Makuszewskim. Lech chciałby pozostania skrzydłowego, ale nie chce za niego wykładać 500 tysięcy euro zapisanego w umowie wypożyczenia.
Przyszłość skrzydłowego jest niepewna. Na razie jest wypożyczony do końca sezonu i Kolejorz ma w umowie zagwarantowane prawo pierwokupu za 500 tysięcy euro. Sytuacja wydaje się zatem bardzo prosta. Ale tylko pozornie. – 50 na 50 – tak „Maki” ocenia swoje szanse na pozostanie w Poznaniu. – Jakieś tam sygnały do mnie dochodzą. W tej chwili możliwych jest kilka opcji. Dalsza gra w Lechu, ale także powrót do Lechii, czy obranie jeszcze innego kierunku. Wszystko wyjaśni się jednak dopiero po sezonie, na razie skupiam się na finiszu ekstraklasy – dodaje piłkarz, który w tym sezonie w lidze strzelił jednego gola i dodał cztery asysty. Już choćby te powyższe wypowiedzi świadczą o tym, że sprawy się skomplikowały. O co chodzi? – Chcemy zatrzymać piłkarza, ale nie za ustaloną kwotę – zdradza wiceprezes Lecha Piotr Rutkowski. Klub chce negocjować z gdańszczanami obniżenie odstępnego. Ciężko na tym etapie wyrokować, ile poznaniacy będą w stanie zapłacić.
Wisła Kraków chce stawiać na swoich. Bo na razie szkoliła ich w dużej mierze dla ligowych rywali.
Gdyby Manuel Junco, dyrektor sportowy Wisły, stwierdził z dnia na dzień, że krakowski klub powinien grać jedenastoma wychowankami, teoretycznie byłby w stanie szybko wdrożyć ten plan w życie, bez większej utraty jakości zespołu. Według definicji UEFA, za wychowanka można uznać zawodnika, który był piłkarzem danego klubu przez co najmniej trzy lata przed ukończeniem 21. roku życia. Tak rozumianych graczy wyszkolonych przez Wisłę jest dziś w ekstraklasie piętnastu. Zawodników, którzy uczyli się grać w piłkę przy Reymonta ma dziś w kadrze dokładnie połowa ligi.
W reportażu Dariusza Farona Mieczysław Kolasa, były piłkarz Cracovii i mistrz Polski 1948 wspomina dawne czasy.
– Poczekaj pan, coś panu pokażę – pan Mieczysław znika na kilkanaście sekund i wraca z wielkim albumem. Bez problemów rozpoznaje na zdjęciach wszystkich kolegów z boiska. Zatrzymujemy się przy fotografii mistrzowskiej drużyny z 1948 roku. Przez jakiś czas gracze Wisły Kraków byli przekonani, że to oni zdobyli tytuł. Zakończyli sezon z taką samą liczbą punktów co Cracovia i z lepszym bilansem bramkowym. PZPN – ku zdziwieniu wszystkich – zarządził dodatkowy mecz. – To było wielkie święto, przyszedł cały Kraków. Niektórzy siedzieli na drzewach czy płotach, a ci, którzy mieszkali przy stadionie, oglądali spotkanie z balkonów – relacjonuje pan Kolasa. Poczynania kolegów śledził zza linii bocznej, bo ze względu na obowiązki zawodowe musiał przerwać treningi.
Po meczu zawodnicy wsiedli na… ciężarówkę i wykonali rundę honorową wokół Błoń. Zamiast pucharu dostali z PZPN pamiątkowe odznaki. Cracovia sprezentowała swoim piłkarzom pierścienie. – A za 250. mecz w barwach Pasów otrzymałem szwajcarski zegarek. Patrz pan, mam na sobie. Do dzisiaj chodzi, tylko raz musiałem go do naprawy oddać!
Śląsk musi skończyć z „karate futbolem” i skupić się tylko na grze.
Piłkarze Śląska w tym sezonie już pięć razy byli karani czerwonymi kartkami. Większość nie wynika z walki o piłkę, tylko z frustracji z powodu porażek. Jesienią „błyszczał” pod tym względem nie będący już graczem wrocławian Filipe Goncalves (kopnięcie rywala z Legii w 90. minucie przy wyniku 0:4), wiosną w jego ślady poszedł Łukasz Madej (bijatyka po końcowym gwizdku w przegranym 3:4 spotkaniu z Piastem Gliwice), a we wtorek do mało zaszczytnej galerii karateków dołączył Sito Riera (kopniak bez piłki wymierzony w Adama Buksę w 95. minucie, przy stanie 2:0 dla Zagłębia). Wrocławski zespół nie może sobie pozwolić na takie wybryki, skutkujące długimi dyskwalifikacjami, bo kadra drużyny nie jest szeroka. W Śląsku są wściekli na Hiszpana, choć to on pierwszy był uderzony, o czym świadczy całkiem okazały siniak pod okiem Riery.
fot. FotoPyK