W sezonie 17/18 w Ekstraklasie zagra Sandecja Nowy Sącz. Wiemy, że pierwsza liga to styl życia, synonim nieprzewidywalności, ale po dzisiejszym zwycięstwie w Katowicach odebrać awans Sączersom mógłby tylko kataklizm. Na tę chwilę, na cztery kolejki przed końcem sezonu, Sandecja ma siedem oczek przewagi nad peletonem. W perspektywie mecze u siebie ze Zniczem i Wisłą Puławy, będąc najlepiej grającą u siebie drużyną ligi i taką, która licząc ostatnie dziesięć kolejek, jest w najlepszej firmie.
Trenerze Mroczkowski, drużyno, gratulujemy. Długo był to wyścig dziesięciu zainteresowanych, ale na finiszu udała wam się imponująca ucieczka.
Dzisiaj w arcyważnym spotkaniu w Katowicach nie tylko Sandecja przypieczętowała awans, ale również udowodniła, że jak nikt na niego zasłużyła. Oto teren bezpośredniego rywala w walce o Ekstraklasę. W perspektywie nawet remis jako korzystny wynik. I co? I choć pierwsza połowa upłynęła pod znakiem klasycznego “meczu walki”, tak na pewno goście nie uprawiali murowania, nie wyznawali minimalizmu, tylko zaprezentowali popis rozsądnej, dojrzałej gry.
Imponował wszędobyliski Trochim, który to zaskakiwał dobrym podaniem, to potrafił posłać z rzutu wolnego groźną bombę z czterdziestu metrów. Wzorowo do przodu podłączali się boczni Słaby i Kubań. Na stoperze bardzo pewnie grał Adrian Jurkowski. Dudzic raz spróbował dryblingu, o który chyba sam siebie nie podejrzewał, aktywny był Kasprzak, Wdowiak. Przede wszystkim jednak grała z wielką determinacją – stawka, która wiele drużyn w tej lidze paraliżowała, ich zmobilizowała. Wiedzieli, że dzisiaj trzeba pokazać więcej i to pokazali. W niemal każdej akcji widać było, że mają apetyt na to, by dzisiaj przesądzić o awansie.
Na gola zasłużyli, przeważali, śmierdziało nim jakiś czas. Ale nie zmienia to faktu, że bramka z 72. minuty jednak przypadkowa. Sapała wchodzi wślizgiem chcąc odebrać piłkę. Wślizg jest celny, ale piłka trafia pod nogi… wychodzącego sam na sam z Nowakiem stopera Michala Pitera-Bucko. Gol, 0:1, który jeszcze motywuje GKS, ale jest zbyt późno. Jóźwiak w poprzeczkę, bramka Prokicia słusznie nieuznana, Kamiński z czterech metrów głową obok bramki. Kibice z Katowic mają prawo pytać: panowie, dlaczego obudziliście się tak późno? Dlaczego w tak ważnym meczu czekaliście na gonga, żeby rzucić się rywalowi do gardła? Widmo spędzenia kolejnego roku na zapleczu znowu zagląda GKS-owi w oczy.
Sandecja? Może mrozić szampana. Wizytować stadion w Mielcu, na którym zamierza grać podczas pierwszych kolejek. I cóż, przystosowywać archaiczną arenę w Nowym Sączu, tak by nie była to dla Sączersów – by tak rzec – Ekstraklasa na uchodźctwie.
Fot. 400mm.pl