Eran Zahavi to dla większości polskich kibiców anonimowy człowiek i gdyby spotkać go na ulicy, to prawdopodobnie wielu by go nie rozpoznało, jednak dla Izraelczyków jest jednym z najbardziej kojarzonych piłkarzy. Patrząc choćby na jego bramkę w Lidze Mistrzów, przestajemy się dziwić.
Znamy pozycję Hapoelu w LM – chłopcy do bicia. Jednak i tacy czasami potrafią pozytywnie zaskoczyć, samemu złapać za tornister i przywalić temu, który dzień w dzień okrada innych z kanapek. Do meczu we Francji mieli ugrany jeden punkt, kiedy to zremisowali z Schalke w Tel Awiwie kilka tygodni wcześniej. Reszta spotkań? Trzy porażki, dwie bramki zdobyte, osiem straconych.
W Lyonie pokazali, że walki im odmówić nie można. Pierwszą bramkę strzelił im co prawda Lisandro Lopez, jednak Sahar odpowiedział minutę później. Po 360 sekundach prowadzili już Izraelczycy. Poszła wrzutka z lewej strony i wszyscy myśleli, że Zahavi odpuści, a ten w ten czas idealnie się złożył i przyładował z przewrotki pod ladę. Dwie minuty przed końcem wyrównał na nieszczęście Hapoelu Lacazette i skończyło się remisem 2-2 oraz dopisanym drugim zdobytym w Lidze Mistrzów punktem.