Reklama

Finał brutalny i finał piękny

redakcja

Autor:redakcja

02 maja 2017, 09:54 • 4 min czytania 85 komentarzy

Bez szans na rewanż. Na odrobienie strat innego, może lepszego dnia. Bez możliwości popełnienia najmniejszego błędu, który w dalszej perspektywie może ujść na sucho bez konsekwencji. Dalsza perspektywa niż dzisiejsza zwyczajnie nie istnieje. Dziewięćdziesiąt, może sto dwadzieścia minut i koniec. Jakkolwiek brutalną formułą są pucharowe finały, tak to właśnie one kreują bohaterów po latach wręcz mitycznych, ale też wyrywają się w pamięci łzami rozczarowanych, zdruzgotanych i pokonanych. Tak właśnie będzie i dziś. Z jednej strony zgrzytanie zębów i mocno pogruchotane morale. Z drugiej – wielka radość i świętowanie trofeum o znaczeniu wykraczającym daleko poza prestiżowy triumf.

Finał brutalny i finał piękny

Dla Arki to szansa na wykaraskanie się z panującego już od ładnych paru tygodni, by nie powiedzieć od początku roku, marazmu. Bo nie, złote medale na szyi nie dadzą choćby ułamka ligowego punktu. Ale pobić wicelidera, to znaczy być zdolnym także do wygrania z każdym z dolnych rejonów tabeli. Wygrać z Lechem, to znaczy wracać na właściwe tory, odnaleźć formę po dziesiątkach dni bezowocnego poszukiwania. W chwili, kiedy jest ona zdecydowanie najbardziej potrzebna.

Dla Lecha zaś – okazja, by zdecydowanym ruchem podpisać się pod ostateczną deklaracją: tak, gramy w tym sezonie o wszystkie najwyższe cele. Bo choć pokonanie gdynian nie należy może ostatnimi czasu do zadań z gatunku: mission impossible (a wręcz przeciwnie – possible i to bardzo), to będące tego zwycięstwa naturalną konsekwencją trofeum da dowód, że Nenad Bjelica nie tylko potrafi ulepić drużynę zdolną do pięknej, efektownej i efektywnej gry. Ale też, że potrafi natchnąć ją, gdy przychodzi godzina zero. Gdy następuje weryfikacja, słynne „oddzielenie mężczyzn od chłopców”.

Niewątpliwie, to Lech ma więcej doświadczenia w spotkaniach o podobnym ciężarze gatunkowym. Jasmin Burić pamięta jeszcze starcia z Manchesterem City w Lidze Europy. Radosław Majewski, Marcin Robak, Szymon Pawłowski, Dariusz Dudka, Łukasz Trałka, Abdul Aziz Tetteh, Maciej Wilusz, Mihai Radut czy wspomniany Burić wiedzą też doskonale, jak smakują występy w reprezentacji. Arka tylko osiem razy w tym sezonie grała przy pięciocyfrowej liczbie widzów, piłkarze Kolejorza u siebie ani razu nie byli dopingowani przez mniej niż właśnie dziesięć tysięcy osób. A i sześć spotkań wyjazdowych Lecha przyciągnęło na trybuny takie tłumy.

Arkowcy z kolei w większości idą dziś po największy sukces w dotychczasowych karierach. Mistrzostwem Polski mogą się pochwalić tylko Tadeusz Socha, Dariusz Formella i Konrad Jałocha. Formella dziś ze względów regulaminowych nie zagra, Jałocha swój wkład w tytuł Legii z sezonu 2013/14 miał iście symboliczny, dokładnie 90-minutowy, zresztą on też raczej obejrzy mecz w pozycji siedzącej. Z kolei Puchar Polski w górę wznosił Paweł Abbott, dziś napastnik czwartego wyboru w zespole z Gdyni, na koncie ma go też Mateusz Szwoch, który w dwóch poprzednich sezonach znajdował się w kadrze zwycięzcy, warszawskiej Legii. Z tym, że nie spędził na boisku choćby minuty w żadnym z meczów prowadzących stołeczny zespół po którykolwiek z tych triumfów.

Reklama

Tak naprawdę wszystko sprowadza się jednak nie do doświadczenia, liczby zdjętych do tej pory skalpów czy zdobytych trofeów, a do dziewięćdziesięciu, może stu dwudziestu minut. Dziś nie ma większego znaczenia to, że Arka do finału zmierzała autostradą, a Lech – może nie kocimi łbami, ale na pewno drogą, na której nieco więcej było ubytków i nierówno wylanego asfaltu. Gdy obie ekipy wybiegną na murawę Narodowego, nikt nie spyta o liczbę goli strzelonych, straconych, czystych kont, zwycięstw i porażek.

Nie, dziś będzie liczyło się tylko to, co tu i to, co teraz. Kto wykaże się większą zuchwałością i bardziej zdecydowanie wyciągnie ręce po puchar, na drodze do którego polegli niemal wszyscy możliwi rywale. Kto zapisze się złotymi zgłoskami w historii swojego klubu, a kto będzie musiał ze srebrnym medalem na szyi spoglądać z zazdrością w kierunku podium, na którym trofeum będą z dumą prezentować światu wielcy zwycięzcy. Dla kogo finał okaże się brutalny, a dla kogo piękny w swojej bezkompromisowości?

Puchar Polski 2016/17, odcinek ostatni. To już dziś o 16:00.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Hiszpania

Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Patryk Stec
2
Mbappe: Bilbao było dla mnie dobre, bo tam sięgnąłem dna

Komentarze

85 komentarzy

Loading...