Reklama

Bił, znęcał się i zmuszał do prostytucji. Ciemna strona mistrza świata, z którym powalczy Fonfara

Jan Ciosek

Autor:Jan Ciosek

12 kwietnia 2017, 17:07 • 9 min czytania 5 komentarzy

Pamiętacie filmową historię Rocky’ego? Jasne, że tak! Historia Adonisa Stevensona jest jeszcze lepsza i do tego tak pokręcona, że aż dziwne, iż kończy się happy-endem. No, może nie do końca, bo mamy nadzieję, że w czerwcu straci pas mistrza świata wagi półciężkiej w rewanżowej walce z Andrzejem Fonfarą.

Bił, znęcał się i zmuszał do prostytucji. Ciemna strona mistrza świata, z którym powalczy Fonfara

W pierwszym pojedynku Polaka z reprezentującym Kanadę czempionem były prawdziwe grzmoty. Stevenson powalił Fonfarę już w pierwszej rundzie swoją potężną lewą ręką, ale ten szybko się pozbierał. Potem Kanadyjczyk kontrolował walkę, w piątym starciu znów posłał Andrzeja na deski, tym razem mocnym ciosem na splot słoneczny. Wtedy jednak nagle wszystko się zmieniło. Polak ruszył do ataku, był bardzo aktywny w kolejnych rundach, a w dziewiątym starciu to Stevenson był liczony! W ostatniej rundzie oglądaliśmy już jazdę bez trzymanki i fenomenalną postawę Andrzeja, któremu jednak trochę zabrakło do zwycięstwa. Sędziowie słusznie punktowali wygraną mistrza. To starcie było jak całe życie Adonisa: raz na szczycie, raz na deskach.

14-latek zamieszkał na ulicy

Urodził się na Haiti, jako trzecie z siódemki dzieci Colette Adonis. Ojca nie poznał, zmarł w tajemniczych okolicznościach zanim późniejszy bokser przyszedł na świat. Według jednych opowieści poległ w czasie walki karate, po ciosie w serce, inni mówią, że został otruty w wyniku rytuału voodoo. W każdym razie Adonis (a właściwie Stevenson, bo to jego prawdziwe imię, Adonis to nazwisko), wychowywał się bez taty, za to z kolegami na ulicy. Kiedy miał 4 lata na jego oczach w wyniku porachunków gangów został zastrzelony człowiek. – Wszędzie była krew i kawałki jego mózgu. Widziałem to długo w koszmarach – opowiadał po latach.

Przez pewien czas wychowywał się także bez matki, która zdołała wyjechać za chlebem do Kanady. Ściągnęła go dopiero, kiedy miał 7 lat. Miała już wtedy nowego męża, a z nim trójkę kolejnych dzieci. Nie miała za to czasu dla Adonisa, co szybko przełożyło się na jego życie. Zostawiony sobie 14-latek po prostu się spakował i wyszedł z domu, i zaczął żyć na ulicy. Matka go nie szukała.

Reklama

Tam było moje miejsce, nie w domu. Spałem w metrze. Kiedy otwierało się o piątej, wsiadałem na stacji Henri-Bourassa i spałem aż do Cote-Vertu, potem jechałem w przeciwną stronę – wspomina.

Nie uczysz lwa walczyć

Spanie na ulicy czy w metrze to jedno, kiepskie towarzystwo to zupełnie inna sprawa. Adonis dołączył do Czarnych Panter, grupy czarnoskórych chłopaków, na których czele stał 17-letni Belande Thadal, znany jako Lis. Był w niej jednym z najmłodszych dzieciaków, wyróżniał się czymś jeszcze – siłą. Któregoś dnia Lis zaprowadził swoją ekipę do gymu, w którym Tiger Paul uczył kick-boxingu i zażądał, żeby trener ocenił jego chłopaków i powiedział, czy któryś może coś osiągnąć w sporcie.

Goście nie mieli cienia techniki. Wyróżniał się Adonis, który miał niewiarygodną siłę, jak na swój wiek – opowiada. – Był jak zwierzę. Nie uczysz lwa walczyć, on to instynktownie potrafi.

Od początku czynnikiem motywującym były pieniądze. Lis uznał się za pierwszego agenta Adonisa. Ten drugi z kolei szybko doszedł do wniosku, że kick-boxing to średni pomysł, bo w boksie zarabia się lepiej. Propozycję stypendium z USA jednak odrzucił, Thadal nie zgodził się podpisać umowy, która gwarantowałaby trenerowi 35% przyszłych zarobków.

Mówiłem Adonisowi, żeby nie przejmował się Lisem i po prostu przyjął stypendium. Niestety mnie nie posłuchał – mówi.

Reklama

Bił, groził i zmuszał do prostytucji

Ta ślepa wiara w starszego kolegę z ulicy wiele go kosztowała. W tym miejscu zaczyna się klasyczna historia dzieciaka, który pakuje się w fatalne towarzystwo. Pojawiają się pierwsze kłopoty, a potem następuje efekt kuli śnieżnej i jest tylko gorzej.

Najkrócej mówiąc: Lis i Adonis (wtedy miał 20 lat), oraz dwaj inni mężczyźni, otworzyli w Montrealu nielegalną agencję towarzyską o nazwie „Obsesja”. Historia jest z tych paskudnych: dziewczyny pracowały w zasadzie bez przerwy, nie mogły opuszczać przybytku bez zgody szefów, były całkowicie od nich zależne, często także w różnego rodzaju związkach. Część z nich była nieletnia, wszystkie były zmuszane do prostytucji. Pieniądze? Dostawały grosze, rzędu 10 czy 20 dolarów na jedzenie, choć godzina w ich towarzystwie kosztowała 120 $. Jedna z poszkodowanych w procesie oceniła, że Adonis Stevenson zarobił na niej 40 tysięcy dolarów w kilka miesięcy!

To jeszcze nie koniec: jakakolwiek próba dyskusji lub nieposłuszeństwo skutkowały biciem. Z zeznań: „Stevenson pokazał mi nóż i kazał wybrać: czy ma mi go wsadzić do odbytu, czy wykorzystać analnie”. Doprowadzone do ściany dziewczyny chciały zabić swoich oprawców, zaczęły już przygotowania, ale jedna – ze strachu – wydała drugą Lisowi. Zaczęło się jeszcze większe bicie i znęcanie, w którym brał udział także Stevenson. Po pierwszej takiej sesji miała złamany nos i pękniętą szczękę, nie licząc innych obrażeń. Po kolejnym pobiciu, aby uniknąć następnych ciosów, powiedziała, że druga z dziewczyn chowa część pieniędzy od klientów za dodatkowe usługi. To była podopieczna Stevensona, który od razu uderzył ją w twarz, potem groził jej nożem. Wreszcie panowie wymyślili jeszcze coś: walkę bokserską pomiędzy dziewczynami. Dali im rękawice i kazali walczyć. „Gdybym jej nie znokautowała, Lis znokautowałby mnie” – powiedziała jedna z nich na procesie.

Procesie, który – nie ma się co oszukiwać – wynikał z głupoty bandytów. Puścili jedną z pobitych dziewczyn na spotkanie z ojcem, bo obiecała, że nic nie powie. Oczywiście, powiedziała, co skończyło się aresztowaniem i postawieniem czwórce oprawców 32 zarzutów.

Konwulsje, złamana czaszka i śpiączka

Szykuję się do olimpiady, trenuję codziennie po sześć godzin, rano biegam po dwie godziny – oświadczył Stevenson sędziemu na rozprawie wstępnej. To miała być dla niego przepustka na wolność. Dziwnym trafem, nie zadziałało… Cała czwórka trafiła do aresztu, gdzie miała czekać na proces. Cóż, jeden z nich, Guy Langlois, czekał na rozprawę w szpitalu, przez długi czas pozostając w śpiączce. To efekt „nieporozumienia” z Adonisem, w którym siedział w jednej celi. Zakład o zaostrzonym rygorze, 23 godziny na dobę w celi. Któregoś dnia więźniowie mieli widzenia, jednak Stevenson ociągał się z wyjściem z celi. Poirytowany Langlois zaczął go popędzać, bokserowi się to nie spodobało. „Do mnie mówisz tym tonem?”, „Tak”. Na tym się skończyło, ale tylko do czasu. Wieczorem wybuchły zamieszki pomiędzy kilkunastoma więźniami. Stevenson kilku znokautował. Kiedy na miejsce wpadli strażnicy, Adonis stał nad nieprzytomnym kolegą i kopał go po głowie.

Pracuję w więzieniu od 11 lat, ale nigdy nie widziałem czegoś tak brutalnego – przyznał jeden ze strażników.

Widok musiał zapadać w pamięć: Langlois miał konwulsje, z jego ust płynęła krew. Kiedy trafił do szpitala, zapadł w śpiączkę, prześwietlenie wykazało podwójne złamanie czaszki. Lekarze go odratowali – na szczęście także dla Stevensona. W procesie został skazany na cztery lata więzienia za czerpanie korzyści z prostytucji, wielokrotne pobicia i groźby. Za incydent w więzieniu dostał dodatkowo tylko miesiąc, bo udało się zmienić klasyfikację czynu z „usiłowanie zabójstwa” na „pobicie”.

Też macie wrażenie, że kanadyjskie sądy nie są szczególnie ostre? W przypadku Stevensona więzienie miało nie tylko znaczenie resocjalizacyjne. Jak zauważa Maciej Miszkiń, trener boksu i ekspert Polsatu Sport, Adonis bardzo późno zaczął karierę. Dzięki temu dziś, mimo prawie czterdziestki na karku, nie jest jeszcze wyboksowany i zmęczony boksem.

Samo więzienie nic nie daje, to stracony czas – uważa Miszkiń.

Mike Tyson i Sugar Ray Leonard w jednym

Stevenson wyszedł na wolność w 2001 roku, jako 24 latek. Przyrzekł sobie, że nigdy więcej nie wyląduje w takim miejscu. Dalsza historia jest już znacznie prostsza, choć charakter boksera też dawał znać o sobie. Po kilkuletniej karierze amatorskiej bez wielkich sukcesów (drugie miejsce na igrzyskach Wspólnoty Brytyjskiej), podpisał pierwszy zawodowy kontrakt z Yvonem Michelem.

Upewniliśmy się, że całkowicie zmienił swoje życie, zanim podpisaliśmy umowę – przyznaje promotor. – Ale Adonis nikomu nie ufał, często zmieniał trenerów. Nie rozwijał się w tempie, jakie zakładaliśmy.

Kontrakt skończył się po kilku latach. Stevenson wyjechał do USA i podpisał nową umowę z Joe Duvą. Miał bilans 13-0, ale nowy promotor długo nie potrafił mu zorganizować walki. Adonis więcej czasu spędzał w barach niż na salach treningowych. W końcu zakontraktowano pierwszy pojedynek w USA: z Darnellem Boone’em (16 zwycięstw, 15 porażek).

Nie byłem przygotowany, ale potrzebowałem kasy. Nie byłem w formie, chciałem skończyć jak najszybciej – mówi wprost. Początek był niezły, Boone poszedł na deski już w pierwszej rundzie. W drugim starciu Adonis nadział się na jego kontrę z prawej ręki i sam zapoznał się z deskami. Wstał, ale sędzia zdecydował się przerwać walkę. Jedyny plus w tej sytuacji był taki, że Duva rozwiązał kontrakt ze Stevensonem. Wrócił do Kanady z podkulonym ogonem. Szukał nowego promotora. Po kilku miesiącach przekonał Yvona Michela, że zasługuje na drugą szansę. Dziś z pewnością żaden z nich tego nie żałuje.

Stevenson wygrał kilka walk, ale doszedł do wniosku, że w Montrealu się już nie rozwija. Zostawił trenera i poleciał do Detroit, do legendarnego Emmanuela Stewarda, który wychował kilkudziesięciu mistrzów świata. Po pierwszym treningu Steward sam zadzwonił do Michela. – On jest niesamowity, fenomenalny! – zachwycał się, uważając Adonisa za połączenie Mika Tysona z Sugarem Lay Leonardem. Kiedy Steward zmarł jesienią 2012 roku, jego bratanek Javan Sugar Hill został trenerem Adonisa. Dziś tworzą niesamowity duet, trochę jak nierozłączni bracia. Pod okiem Hilla Stevenson najpierw zrewanżował się Boone’owi, nokautując go w 6. rundzie, a potem w 2013 roku w 76. sekundzie walki efektownie znokautował Chada Dawsona, odbierając mu pas mistrza świata wagi półciężkiej federacji WBC.

Po błyskawicznym zakończeniu pojedynku zupełnie nie wiedział jak się zachować, więc najpierw zaczął skakać z radości i wrzeszczeć, a potem się rozpłakał. – Nigdy wcześniej nie widziałem tak szczerej radości – mówi Hill.

Siła i determinacja Fonfary

Jest się z czego cieszyć. Stevenson ma tłumy fanów, dostaje milionowe gaże, uważa się go powszechnie za jednego z najlepszych bokserów świata. Kiedy postanowił odwiedzić rodzinne Haiti, na lotnisku witał go minister sportu, a z zaszczytami przyjmował sam prezydent.

Oczywiście trzeba docenić przemianę i drogę, jaką przeszedł. Odsiedział swoje, na pewno zmądrzał. Nikogo nie można do końca życia ścigać za błędy młodości, w końcu nawet święty Paweł zanim się nawrócił miał naprawdę sporo za uszami. Ale jednak, gość, który wykorzystuje, bije i znęca się fizycznie i psychicznie nad kobietami średnio nam pasuje na idola. Tym mocniej trzeba będzie w czerwcu trzymać kciuki za Andrzeja Fonfarę.

Jakie szanse będzie miał Polak?

Minimalnym faworytem będzie Stevenson. W pierwszej walce nie był w optymalnej formie, trochę zlekceważył Andrzeja. Teraz tego błędu z pewnością nie popełni. Wiemy, że nie chciał tej walki, próbował uniknąć Polaka – mówi Maciej Miszkiń.

Stevenson to tak naprawdę zawodnik wagi super średniej, a Fonfara to taki duży półciężki. Mistrz świata obawia się siły i determinacji Andrzeja.

Miszkiń podkreśla, że Stevenson ma już prawie 40 lat i walczy rzadko. Po pojedynku z Fonfarą do ringu wychodził tylko cztery razy, ostatnio w lipcu. – W takim wieku bokser po prostu może mieć gorszy dzień. Andrzej będzie miał swoje szanse i jeśli wygra nie będzie to żadna sensacja – dodaje Miszkiń. – Co bardzo ważne, Polak zmienił trenera na dużo lepszego, ma na koncie bezcenne sparingi z Andre Wardem. A przede wszystkim jest zdeterminowany i głodny zwycięstw na pewno bardziej niż Stevenson.

JAN CIOSEK

Najnowsze

EURO 2024

Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu

Antoni Figlewicz
0
Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu
Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
11
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Inne sporty

Komentarze

5 komentarzy

Loading...