Nawałka to zapewne zmieni, ale w ostatnich latach mundial to była dla naszej reprezentacji impreza zamknięta. Z ostatnich trzech takich turniejów, zakwalifikowaliśmy się ledwie na jeden, na którym z kolei nie pokazaliśmy nic ciekawego i szybko wyproszono nas do domu. A przecież w eliminacjach dawaliśmy radę i choć często po dreszczowcach, to regularnie wygrywaliśmy. Na przykład jak 12 lat temu z Irlandią Północną.
Kadra Janasa ogólnie rozgrywała dobre kwalifikacje. Polacy do momentu odgwizdania pierwszej połowy eliminacji mieli na koncie dwanaście punktów i przegrali tylko jeden mecz, z przeklętymi Anglikami. Straciliśmy pięć goli, a zdobyliśmy aż 18. Sami widzicie – ten wielki turniej był cholernie blisko. Po tym, jak wygraliśmy w Belfaście 3:0, rewanż na Stadionie Wojska Polskiego miał być formalnością i spacerkiem. Jednak goście trochę zaskoczyli naszych zawodników.
Najgorsze przewidywania się sprawdziły – nasi niby stwarzali sobie okazje, ale byli bardzo nieskuteczni i piłka zamiast trafiać do siatki, latała obok słupka, zupełnie jakby kadr wystrzelała się z Azerbejdżanem cztery dni wcześniej, ładując mu osiem goli. Taki Żurawski był bardzo aktywny, ale już słaba dyspozycja Kałużnego czy Szymkowiaka nie pomagała nam w odniesieniu sukcesu. Goście nie zostawiali naszym nawet kawałka boiska, by swobodnie pierdnąć – szybki doskok i brutalny odbiór. Jednak ostatecznie, udało się – po długich minutach męczenia buły mecz rozstrzygnął wspomniany Żurawski, wykorzystując wrzutkę Krzynówka, na parę minut przed końcem podstawowego czasu gry.
Faktycznie – to były jedne z najbardziej udanych eliminacji w historii polskiej piłki. Osiem zwycięstw, dwie porażki, 27 goli zdobytych i tylko dziewięć straconych. Nic dziwnego, że nasi spowodowali głód kibiców na sukces w Niemczech, ale reszta tej historii, jak wiemy, za wesoła nie jest.