Wyobraziliśmy sobie dzisiejszy poranek Kamila Stocha. Wstał, odsłonił okno hotelowego pokoju, po chwili zobaczył swój leżący obok kask i biorąc go do rąk pomyślał: „Za to, że Janek III Sobieski musiał fatygować się z odsieczą aż pod Wiedeń żeby lać Turków, za pierwszy rozbiór Polski, wreszcie za tamtego pieprzonego karnego w ostatniej minucie meczu na Euro 2008. Wystarczy”. Dobra, tak na poważnie, dla nas mógł nakręcać się nawet całonocną grą w bierki, ale niestety. Dziś Kamil znów skakał dobrze, ale Austriak Stefan Kraft znów przeskoczył wszystkich. Chociaż na mamucie w Planicy bardziej pasowałoby słowo „przeleciał”. I wygranej w Pucharze Świata już chyba z rąk nie wypuści.
– Gdyby skakały same buty, to zapiąłbym je do nart, puścił z belki startowej i sobie spokojnie patrzył z góry, jak lecą – żartował Stoch w dzisiejszym wywiadzie dla „Przeglądu Sportowego”, kiedy został zapytany, czy za jego ostatnimi dobrymi wynikami nie stoją nowe buty.
To dawało nadzieję, że dziś Kamil będzie skakał na luzie. I tak najwyraźniej było, bo w pierwszej serii w pięknym stylu pyknął 229,5 m. Problem w tym, że mający nad nim 31 pkt. przewagi w klasyfikacji generalnej PŚ Stefan Kraft skakał dziś jakby nie miał układu nerwowego. Już w pierwszym skoku przylutował 243 m, co dawało mu na półmetku pierwsze miejsce z gigantyczną przewagą blisko 18 pkt. nad czwartym Stochem. Przyznamy, aż opadły nam ręce. Po takiej petardzie emocje w zasadzie już się skończyły, można było przełączyć się na serial „Dzień, który zmienił moje życie”, bo pewnie nawet tam było ich więcej. W drugiej serii ta przewaga jeszcze się powiększyła, bo na 227 m Stocha Austriak odpowiedział lotem na 240,5 m., co dało mu oczywiście wygraną. Lider naszej drużyny skończył ostatecznie konkurs na piątym miejscu.
Tak więc wygranie Kryształowej Kuli przez Kamila trzeba już rozpatrywać w kategoriach małego cudu. Aż 86 pkt. straty. Żeby to nadrobić, Polak musiałby wygrać w niedzielę i liczyć, że Kraft spadnie z progu. Gdyby tak się stało, byłaby to jedna z najbardziej sensacyjnych końcówek sezonu ostatnich lat.
Piotr Żyła skończył zawody na dobrym 7. miejscu, reszta dziś słabiej – Maciej Kot był 12., a Dawid Kubacki dopiero 23.
Przed nami jeszcze dwa odcinki tegorocznego serialu ze skokami. Jutro konkurs drużynowy, w niedzielę indywidualny. Chłopaki Stefana Horngachera muszą jeszcze spiąć się na ten ostatni weekend, bo wciąż mają o co walczyć – trzeba obronić pierwsze miejsce w Pucharze Narodów, którego nie wygrali jeszcze nigdy. A potem zasłużona laba. I będzie można sobie strzelić nawet większe piwko.