Reklama

Wyrok prawomocny, zamieszki trwają. Czy Egipt faktycznie wymierzy karę śmierci chuliganom?

redakcja

Autor:redakcja

21 marca 2017, 08:48 • 6 min czytania 2 komentarze

O egipskim futbolu niestety zazwyczaj pisze się w dwóch przypadkach – gdy ktoś ginie na jednym z tamtejszych stadionów, bądź gdy zapadają wyroki w sprawach dotyczących tychże awantur. Awantura to zresztą słowo wybitnie nie na miejscu – od kilku ładnych lat w Egipcie dochodzi do zwyczajnych masakr, w których ofiary liczy się w dziesiątkach. Polityczne przewroty nakładają się na kibicowskie animozje, temperament z północnej Afryki spotyka się z cynizmem służb. Efekt jest zazwyczaj ten sam. Zamieszki na stadionach, później na ulicach, następnie pod aresztami i wreszcie vis a vis sądów.

Wyrok prawomocny, zamieszki trwają. Czy Egipt faktycznie wymierzy karę śmierci chuliganom?

Początek? Datowalibyśmy mniej więcej na początek 2011 roku, gdy Egipcjanie zmęczeni reżimem wyszli tłumnie na ulicę zaprotestować wobec bardzo nieciekawemu „dziś” i szalenie niepewnemu „jutro”. Opisywaliśmy to wyjątkowo obszernie W TYM MIEJSCU, niżej fragment.

Sobota, końcówka stycznia 2011 roku. Al-Ahly wraz ze swoją wierną grupą fanatyków jedzie na wyjazd do Fayoum by zmierzyć się z Misr Lel Makasą. Dla niektórych kibiców była to ostatnia podróż za ich klubem. Dla wielu początek walki. Dla całego tamtego świata – kamień milowy, który na długo zmienił oblicze państwa nad Nilem, bomba, która rozerwała na strzępy dawny porządek. Al-Ahly zremisowało 1:1. We wtorek wielu spośród uczestników tego wyjazdu stawiło się na placach, rynkach i głównych ulicach Kairu. „Dzień Gniewu” wypadał tuż po ligowym weekendzie. Ostatnim zimą 2011 roku.

Rewolucja. Początek „afrykańskiej wiosny ludów”. Przy zachwycie europejskich publicystów Egipt powstawał z kolan, obalając swojego dyktatora. Analogie do burzenia muru berlińskiego, do naszej „Solidarności” coraz częściej przewijały się w mediach w towarzystwie ogólnej euforii – oto kolejna część świata przystępuje do cywilizacji zachodu.

Pięć lat później oceny są o wiele spokojniejsze. W Egipcie wciąż panuje dyktator, a „Dzień Gniewu” przyniósł wyłącznie przetasowanie kart, przestawienie pionków na planszy i długie miesiące rozlewu krwi. Husniego Mubaraka zmienił Muhammad Mursi, Mursiego obaliła junta pod przywództwem Abd al-Fattaha as-Sisiego. Każdorazowa zmiana na tej karuzeli to kolejne tysiące ofiar. Tysiące ofiar, wśród których jedną z głównych – jeśli nie kluczową rolę – odgrywają ludzie stadionów.

Reklama

Czy to zaangażowanie polityczne, czy po prostu agresja chuliganów wymknęła się spod kontroli – liczba ofiar po prostu przytłacza. Już w końcówce stycznia 2011 – kilkadziesiąt ofiar, podczas politycznych manifestacji krwawo tłumionych przez rządowe siły. W lutym, gdy do głosu doszła armia – manifestujący ścierali się także z nią. Egipcjanie ginęli i w listopadzie 2011, gdy sfrustrowani brakiem jakichkolwiek reform mimo zmiany władzy ponownie wyszli na ulicę. W każdym z tych protestów brali udział doskonale zorganizowani ultrasi największych klubów tamtejszej ligi.

– I zapłaciliśmy cenę za zaangażowanie w antywojskowe protesty i wszystkie oprawy wymierzone w reżim – pisali kibice Al-Ahly w swoich przekazach do mediów. Cenę najwyższą. Po pełnym walk ulicznych 2011 roku nadszedł bowiem 2012. Pierwszego dnia lutego Al-Ahly grało w Port Said z tamtejszym Al-Masry. To, co stało się tego dnia w historii Egiptu zostanie zapisane jako „masakra w Port Said”.

***

Szczegółowo opisaliśmy ją TUTAJ. Dość powiedzieć, że w zamieszkach na stadionie zginęły 74 osoby. Część po prostu zabito podczas ataku z użyciem noży i ładunków wybuchowych, część stratowano, niektórzy wykrwawili się w szatniach przerobionych na szpital polowy. Rannych? Pół tysiąca. 73 aresztowanych. A to był dopiero początek.

W procesie wydano 21 wyroków śmierci. Reakcją były zamieszki kolegów i rodzin tych, których skazano na stryczek. W walkach ulicznych śmierć poniosło kolejnych 40 osób.

8 luty 2015. Tuż po trzeciej rocznicy masakry w Port Said. Tym razem akcja ma miejsce w Kairze, gdzie swój mecz ma zagrać Zamalek. Ograniczona pojemność stadionu skutkuje kilometrowymi kolejkami, wejścia na stadion stworzone są zaś z systemu „wąskich gardeł”, których strzeże uzbrojona policja. Wystarczy iskra, którą w tym wypadku ma być przepychanka z policjantami. Tłok, metalowe kraty, buzująca nienawiść – wszystko wybucha w jednej chwili, jeszcze przed meczem. Kilkuset rannych. Według różnych szacunków – od 20 do ponad 40 ofiar śmiertelnych.

Reklama

Było zupełnie jasne, że ten kocioł jeszcze nie raz wykipi. Zapalnikiem okazało się raz jeszcze pokłosie tej największej z rzeźni, masakry w Port Said.

***

Zaczęło się w piątą rocznicę, na początku lutego. Wszystkim ludziom związanym z Al-Ahly bardzo wyraźnie zasugerowano, że jakiekolwiek uroczystości upamiętniające tragedię będą źle widziane przez rządzących. Wciąż zresztą trwały sądowe sprawy dotyczące tamtych zdarzeń – co dość naturalne, po wyrokach śmierci z 2015 roku skazani zdecydowali się na apelację, termin ogłoszenia nowych wyroków wypadał już po 5 rocznicy zdarzeń. Klimat egipskich ulic 2017 uzupełnia jeszcze obowiązujące zarządzenia sprzed dwóch lat, gdy zdelegalizowano wszystkie grupy ultras, zakazując im jednocześnie uczestnictwa w meczach, marszach i innych oficjalnych imprezach. Powód podawany przez rząd: chuligaństwo oraz agresja. Zdanie kibiców? Próba zapobiegnięcia wydarzeniom z 2011 roku, gdy to ultrasi stanowili trzon manifestacji ulicznych wymierzonych w skorumpowaną władzę.

Jakkolwiek postrzegać tło wydarzeń, fakty są następujące. Tuż przed rocznicą aresztowano 80 kibiców Al-Ahly. Ultrasi wydali oświadczenie, w którym przekonują, że od tygodni otrzymywali pogróżki – jeśli stawicie się na uroczystościach, podzielicie los swoich kolegów. – Potem wyciągnięto członków naszej grupy z mieszkań – relacjonują na swoim fanpage’u facebookowym. Wielu z nich przetrzymywanych jest w areszcie bez jakichkolwiek zarzutów – część podjęła zresztą w ostatnich dniach strajk głodowy. Jak podaje portal Al-Araby – prawnik aresztowanych przekonywał, że władza zakazała upamiętnienia masakry w miejscach publicznych, w obawie przed powtórzeniem scenariusza z krwawymi ulicznymi zamieszkami. Biorąc pod uwagę, że kibice nadal pozostają antysystemowi skandując antyrządowe pieśni przy każdej możliwej okazji – obie strony wydają się argumentować logicznie. Kibice są przekonani, że to próba ich cenzurowania, w dodatku przeprowadzona w sposób charakterystyczny dla najbardziej krwawych dyktatur – poprzez areszt dla myślących niepokornie. Władza jednak też ma swoje argumenty – wyłapaliśmy prowodyrów, dzięki czemu luty zakończył się bez zamieszek.

No, prawie bez. Udało się ich uniknąć przy rocznicy masakry, ale nie po ogłoszeniu ostatecznych wyroków w tej sprawie. Sąd utrzymał bowiem karę śmierci dla 10 spośród 73 ludzi oskarżanych o odpowiedzialność za śmierć kibiców w Port Said. Postali otrzymali kary od 5 do 15 lat pozbawienia wolności, część uniewinniono. Tysiące ludzi wyszło na ulice portowego miasta, by zamanifestować swój sprzeciw wobec „pokazowych” kar. Aresztowano ponad 20 osób, które zapewne będą odpowiadać za spalenie dwóch radiowozów oraz obrzucenie kamieniami interweniujących policjantów.

***

Tylko w lutym i na początku marca 2017 egipskie władze aresztowały więc przeszło 100 osób, najczęściej ściśle związanych ze środowiskiem futbolowym. Na szczęście tym razem cicho o ofiarach śmiertelnych, ale atmosfera znów przypomina najciemniejsze dni, gdy każdego dnia dziennikarze z Kairu donosili o kolejnych rannych i zabitych w ulicznej wojnie. Jeśli kibice Al-Ahly aresztowani bez wyraźnych powodów przed rocznicą nie zostaną wypuszczeni, można się spodziewać protestów o wiele większych, niż te, które były zaplanowane na 1 lutego, w rocznicę masakry.

Jak to się może zakończyć, wie każdy, kto notował liczbę ofiar w egipskiej „rewolucji” ciągnącej się od 2011 roku, aż do… Właściwie na miejscu byłoby chyba napisać: aż do dziś.

Najnowsze

Komentarze

2 komentarze

Loading...