Eredivisie, najwyższe holenderska liga, po 23 kolejkach. 60 punktów Feyenoord, 55 punktów Ajax, 52 punkty PSV. Miejsca, z których można walczyć o udział w Lidze Mistrzów – dwa. W oczywisty sposób więc walka toczy się nie tylko o mistrzostwo, ale też – a może przede wszystkim – o możliwość gry o tę szaloną kasę, którą daje udział w LM. Cała trójka raczej bezproblemowo radzi sobie z drużynami spoza podium, dlatego najistotniejsze punkty sezonu to bezpośrednie starcia. Na stadionie Feyenoordu w ten weekend stawiło się PSV. Do 80. minuty utrzymywało właściwie wcale nie taki najgorszy wynik, 1:1. I wtedy nad stadionem zaczął się unosić duch Janusza Jojki.
Nie widzieliśmy czegoś podobnego… Właściwie widzieliśmy coś podobnego tylko raz, właśnie w wykonaniu legendarnego polskiego bramkarza, który tak niefortunnie próbował wyrzucić piłkę, że wpakował ją do własnej siatki. Tym razem w roli głównej znalazł się jednak bramkarz PSV, Jeroen Zoet. 26-latek po strzale głową zatrzymał piłkę na linii bramkowej, ratując swój zespół od straty gola. Dokładnie przyjrzał się – wraz z wszystkimi kolegami i przeciwnikami – futbolówce spoczywającej na linii. Nie było wątpliwości – no goal, gramy dalej. Wtem…
Tak, dobrze widzicie. Zoet tak się podjarał udaną paradą, że chwilę później wciągnął piłkę do własnej bramki, gdy próbował wstać z ziemi. Prawdopodobnie jeszcze kilka lat temu nikt by tego nie zauważył, wszak przykrył piłkę brzuchem, wszystko działo się dość spokojnie, nie było tam żadnych szarpanin czy popchnięć. Ot, wstał, otrzepał się i chciał wznowić grę. Ale od czego jest goal-line technology. Futbolówka przekroczyła linię, więc system zadziałał. Feyenoord zdobył bramkę, choć zdecydowanie bardziej na miejscu jest stwierdzenie, że to PSV bramkę straciło.
2:1 w 82. minucie na boisku rywala. Innymi słowy – Zoet wstając w tak nierozważny sposób z trawy przekreślił nadzieję PSV na jakiekolwiek punkty w Rotterdamie, a w związku z tym – prawdopodobnie także na udział w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów. Niby zostało jeszcze 10 kolejek, sporo punktów do zdobycia, jednakże Ajax odjechał już na sześć “oczek”, o bezpośrednim rywalu z niedzieli nawet nie wspominamy.
Janusz Jojko, gdyby tylko to widział, z pewnością zakręciłby z niedowierzaniem wąsem. Mimo wszystko – jego fajtłapowatość w tamtym pamiętnym zagraniu została przebita.