Wyobraźcie sobie sytuację – wstajecie z okropnym bólem głowy, nie odpala wam samochód i do roboty jedziecie zatłoczonym autobusem, w którym kasuje was kanar. Dalej awantura z szefem, bolesne rozstanie z dziewczyną, pies się zeszczał na dywan i wylała pralka. Wieczorem, już po wyszczotkowaniu zębów (przy którym wypadł wam ząb) patrzycie w lustro, uśmiechacie się i mówicie – to był naprawdę dobry dzień.
Ciężko to sobie wyobrazić? Cóż, wystarczy spojrzeć na świat tak, jak robi to Michał Masłowski. Piłkarzowi Piasta można tylko pozazdrościć wrodzonego optymizmu i umiejętności spoglądania na otoczenie przez różowe okulary. Przeczytajcie fragment jego wypowiedzi z rozmowy z „Super Expressem”:
Myśli pan, że był pretekst, by skrócić wypożyczenie?
Oczywiście wymagam od siebie więcej, ale nie wydaje mi się, żebym dał sztabowi ku temu powody. Zespół grał dobrze, ale brakowało nam szczęścia. Ja grałem niezłe mecze, lecz nie było wyników, a wtedy inaczej patrzy się na zawodników także indywidualnie.
No to jeszcze raz – jesienią Piast grał dobrze, a Masłowski nieźle. PIAST DOBRZE, MASŁOWSKI NIEŹLE. Natomiast odbiór całości jest nie najlepszy, bo – jakie to logiczne! – nie było szczęścia, więc nie było wyników, więc słabe były oceny indywidualne. Gdyby tylko nie to pieprzone szczęście…
Zastanawia nas, jak działa system ocen Masłowskiego. Piast to przecież aktualny wicemistrz Polski, który zakończył rundę na 13. miejscu w tabeli, który średnio zdobywał 1,1 punktu na mecz, i który na boisku wypracował zaledwie dwa punkty przewagi nad strefą spadkową. To też drużyna, która – zaraz po Śląsku – strzeliła najmniej goli w lidze, oraz która – zaraz po Górniku Łęczna – miała najgorszy bilans bramkowy w całej stawce. Nie zapominajmy także, że to ekipa, która została wyrzucona z eliminacji do Ligi Europy oraz z Pucharu Polski już po swoich pierwszych meczach. Skoro gra takiego zespołu została podsumowana przymiotnikiem „dobra”, to co musiałoby się zdarzyć, by Masłowski ocenił grę drużyny na średnią? Musiałaby utracić matematyczne szanse na utrzymanie jeszcze w rundzie jesiennej?
Natomiast sam Michał ocenił siebie na „nieźle”. Ten ofensywnie usposobiony pomocnik, któremu zdarzyło się wystąpić także na środku ataku, w osiemnastu meczach zdobył jednego gola i zaliczył jedną asystę (w obu przypadkach ze stałego fragmentu gry). Według not Weszło ze średnią 3,38 to zdecydowanie najgorszy zawodnik ligi (spośród tych, którzy zebrali minimum 10 ocen). To gość, którego masakrują także statystyki InStata – wygrał ledwie 42 procent wszystkich toczonych pojedynków, miał słabą skuteczność podań (74 procent) oraz fatalną skuteczność strzałów (22 uderzenia, 4 celne). A poza tym, niejako w swoim stylu, był bardzo pasywny, bo podejmował niecałe trzy próby odbioru piłki na mecz (w większości nieudane) i jest to jedna z nielicznych statystyk, w której dorównał człapiącemu po boisku Vassiljevowi. Skoro więc taka runda była w jego wykonaniu niezła, to złej chyba po prostu rozegrać się nie da.
Wiadomo, Masłowski ma za sobą ciężkie przejścia, jego piłkarska ścieżka była mocno wyboista. Z jednej strony współczujemy, z drugiej mino wszystko oczekiwalibyśmy jakiejś rzetelnej oceny czy uderzenia się w pierś. Pomocnik Piasta powinien pokazać, że ma świadomość, iż – delikatnie mówiąc – zaliczył kolejną nieudaną rundę. Powinien zasygnalizować, że jest wściekły na swoją kiepską dyspozycję, i że zrobi wszystko, by jak najszybciej sytuacja uległa zmianie. Tymczasem on sprawia wrażenie gościa, który jest z siebie zadowolony, i który znajduje się naprawdę blisko swojego optimum.
Takie przemyślenia Masłowskiego to w sumie żadna nowość. Miesiąc temu w rozmowie z legia.net powiedział, że na początku całkiem dobrze radził sobie w Warszawie. Wydaje się więc, że – zamiast poprawić się na boisku – Michał zaczął od poprawienia własnych wspomnień, zarówno tych dosyć odległych, jak i bardzo niedalekich. I właściwie, jeżeli mu to pomaga, to nie mamy nic przeciwko. Przeciwnie, życzymy mu by kolejna runda – dla niego i dla drużyny – była… no właśnie, jaka? Nie napiszemy przecież „dobra”, bo aż tak źle mu nie życzymy. Niech więc będzie super zajebista, czyli niech Michał dołoży jeszcze ze trzy asysty, a Piast wdrapie się na 10. miejsce w tabeli.
Fot. 400mm.pl