Reklama

Eder, czyli od domu dziecka do miejsca na kartach historii

redakcja

Autor:redakcja

29 grudnia 2016, 11:33 • 11 min czytania 0 komentarzy

Był najbardziej niespodziewanym bohaterem 2016 roku. Wyśmiewany, lekceważony, obrażany i wygwizdywany, a strzelił najważniejszą bramkę, jaką można było zdobyć w tegorocznym sezonie reprezentacyjnym. Przesądził o losach Mistrzostw Europy. Eder. Żeby być w miejscu, w którym jest, musiał przejść bardzo dużo. Wielu by w tym czasie zbłądziło, bo okazji do tego było za wiele, jak na jednego człowieka, ale on nie zagubił się i został bohaterem.

Eder, czyli od domu dziecka do miejsca na kartach historii

„Szefie, strzelę gola”

75. minuta finału Euro 2016 we Francji. Na boisku kopanina. Nic ciekawego. Poziom widowiska niski. Kibice już odliczają czas do dogrywki. Przy linii bocznej rozgrzewa się Eder. Zaraz pojawi się na murawie i zapisze się w historii futbolu złotymi zgłoskami.

– Szefie, spokojnie, strzelę gola – takie słowa 29-letni piłkarz miał skierować do Fernando Santosa, kiedy ten w 79. minucie oddelegowywał go do gry w miejsce Renato Sanchesa. Na efekty tego ruchu trzeba było czekać. Przy pamiętnej akcji długo nic nie wskazywało na to, że zaraz może stać się coś, co przesądzi o losie meczu. Ot, zwykłe przebijanie piłki w środku pola. W pewnym momencie jednak Portugalczykom udało się rozegrać cztery składne podania. Carvalho do Quaresmy, ten odgrywa w stronę Moutinho, który zgrywa do przodu, gdzie Eder zastawia Koscielnego. Snajper szybko uwalnia się spod krycia, schodzi do środka i oddaje średnio udany strzał. Piłka jednak kozłuje dwukrotnie i wpada do siatki tuż obok prawego słupka bramki Hugo Llorisa. 1:0. Wkrótce ostatni gwizdek i Portugalia zostaje mistrzem Europy.

Szalona radość, w centrum której Eder. Nawet Ronaldo nie skradł mu show podczas celebracji. – CR7 stał przy linii, obok trenera Santosa, kiedy wchodziłem na boisko. Dodał mi pewności siebie. Powiedział, że widział mnie na treningach i byłem dobry. Uwierzyłem mu. Wydawało mi się, że mogłem latać, a po bramce, to już na pewno latałem – opowiadał bohater finału.

Reklama

Nikt nie spodziewał się, że to akurat on strzeli tego gola. W ogóle nikt nawet nie przypuszczał, że Eder pojawi się na murawie. Przed finałem na Euro 2016 rozegrał tylko 13 minut: 6 w meczu z Islandią i 7 w spotkaniu z Austrią. To bardzo krótkie i nieważne epizody. Na konferencji prasowej po finale Santos przekonywał, że chciał wpuścić go już na początku pierwszej połowie, kiedy kontuzji doznał Ronaldo, ale to było raczej czcze gadanie, bo w momencie, kiedy jeden dziennikarz chciał kontynuować ten wątek, selekcjoner sprawnie ominął jego pytanie. To jednak nieważne. Hero is hero.

Imigrant, sierociniec i piłka

– To był gol brzydkiego kaczątka, który zamienił się w pięknego łabędzia – powiedział Fernando Santos. Interpretować te słowa można różnie. W krótkiej perspektywie może chodzić o brak wcześniejszej regularnej gry na Euro. W trochę dłuższej o krytykę kibiców lub gorsze chwile w Anglii. Jest jeszcze trzecia opcja. Najbardziej przekonująca. Dotyczy ona przeszłości Edera. A ta nie jest łatwa i przyjemna.

Gwinei Bissau to dawna portugalska kolonia, która odkryta została w połowie XV wieku, a w 1879 roku nazwana Gwineą Portugalską. Pełniła ona dość istotną rolę w gospodarce tego kraju. Długo znajdowała się tam ufortyfikowana placówka handlowa, gdzie odbywał się handel niewolników. Proces ten nielegalnie i nieoficjalnie trwał aż do początku XX w. W tym okresie sytuacja polityczna zaczęła się powoli normować. Powstały pierwsze ruchy niepodległościowe, a ostateczną wolność Gwinea Bissau uzyskała dopiero w 1974 roku. 13 lat później w stolicy na świat przyszedł Ederzito Antonio Macedo Lopes. Pochodził z biednej rodziny, która próbowała przeżyć w specyficznych realiach miasta, w którym wszyscy żyją z handlu. Rywalizacja jest olbrzymia, a kupców niewielu. Ojciec rodziny niedługo po narodzinach małego Edera wyjechał do Portugalii w stronę lepszego życia. Wiodło mu się tam źle, ale i tak dużo lepiej niż w Gwinei Bissau. Kiedy chłopiec miał 3 lata, reszta rodziny, czyli matka i kilkoro rodzeństwa, postanowiła dołączyć do ojca.

Wielodzietna rodzina próbowała jakoś przetrwać. Ojciec pracował na chorych warunkach u wielu pracodawców, by tylko mieć pieniądze na chleb. Dzieci nie mógłby pomagać w zarabianiu. Były za małe. Nie wystarczyło na długo. Rodzina podjęła bolesną decyzję i oddała Edera – w wieku 8 lat – do domu dziecka w Coimbrze. – Nie będę kłamał, było ciężko. W takich miejscach jest dużo bólu. Przychodzą nowi koledzy, płaczą, odchodzą inni, ty płaczesz, bo się z nimi kolegujesz. Ciągle płacz. Nienawiść do świata. Miałem trzech nauczycieli, którzy próbowali się mną opiekować. Jestem im wdzięczny, nigdy nie mówiłem im złych rzeczy, ale brakowało mi rodziców. Ich miłości, bo przecież żaden obcy człowiek nie da mi tyle szczerej miłości. To zawsze będzie smutne – opowiadał napastnik reprezentacji Portugalii.

Jego pasją zawsze była piłka. Często wymykał się z domu dziecka, by posiedzieć w pobliskim barze, gdzie puszczano mecze Premier League. Od tamtego momentu stała się ona jego ulubioną ligą i zawsze marzył, by w niej zagrać. Jak się później okaże, jego przygoda z Anglią nie będzie udana, ale któż, by w ogóle wtedy mógł przypuszczać, że ten opuszczony chłopiec w ogóle będzie grał w piłkę na takim poziomie.

Reklama

Piłka była wybawieniem. Z kolegami z college-u grałem w każdej wolnej chwili. Problem był w tym, że oni z uśmiechem wracali do swoich domów, a ja takiej możliwości nie miałem. W sierocińcu nie grałem za często. Wszystko przez boisko. Ile razy nie wyszedłem, tam pokopać, w moją stopę wbijało się szkło. To straszne uczucie, kiedy do tego musisz wyjmować je sobie sam, bo boisz się powiedzieć pielęgniarce – wspominał po latach sam zainteresowany.

Dom dziecka to dramat dla każdej rodziny. Rozbija ją. W każdym układzie i niezależnie od tego w jakich okolicznościach, ktoś tam trafia. Tu było podobnie.

Z matką na długi czas przestałem się spotykać. Nie odzywała się do mnie. Nie było jej przy moim dorastaniu. Dopiero później zaczęliśmy mieć częstszy, ale mało regularny kontakt. Miałem ciężko w sierocińcu. Dużo przeszedłem, dużo widziałem i czasami nie chce mi się do tego wracać. Byłem świadkiem wielu samobójstw, przedawkowań narkotyków, ludzikach dramatów i wszelkich nałogów – ten opis jest bardzo mocny i świetnie pokazuje, jak wielkim szczęściarzem był ten czarnoskóry dorastający chłopiec, że nie stoczył się i osiągnął sukces.

Ojciec idzie do pudła

Przełom XX i XXI wieku. Eder ma kilkanaście lat i znajduje się w sierocińcu. Jego ojciec i matka rozwodzą się. Tata po jakimś czasie znajduje nową wybrankę serca. To Domingas Olivais. Niby się kochają, a jednak niekoniecznie. Pewnego wieczornego dnia w Great Yarmouth mężczyzna odbiera ją z pracy, ale nie wita się pocałunkiem. Chwyta ją, po czym dwukrotnie uderzą jej głową w blokadę kierownicy w swoim samochodzie, a kiedy ta w desperacji zaczyna się wyrywać, dusi ją i zabija. Następnie ojciec chłopca jedzie nad rzekę Bure, gdzie wyrzuca zwłoki i ucieka.

Tak przynajmniej w 2003 roku o sprawie śmierci Olivais wypowiedział się sąd Norwich Crown Court. Wersji skazanego na dożywocie mężczyzny, który jakoby miał odwieźć ją spokojnie do hotelu po odwiedzeniu restauracji McDonald’s, nie potwierdza nic. Nawet monitoring z tamtego dnia. Do tego wyszedł na jaw fakt, że skazany prosił o azyl w Anglii, bo w Portugalii, skąd uciekł, był oskarżony o trzy napady. – Ojciec trafił na dożywocie do więzienia, a ja dowiedziałem się o tym kilka lat po fakcie. Widziałem dowody. Mimo to dalej wierzę w jego niewinność. Dlaczego? Bo wierzę jemu, a on tak uważa – przedstawia sprawę jego syn.

Myśli samobójcze i dziewczynka

Ktoś, kto tyle przeżył miał właściwie dwie drogi życia. Jedną, która doprowadziłaby go do upadku i drugą, która powiodła, by go do sukcesu. Nie każdy może wybierać. Większość po prostu się stacza. Eder miał jednak miał pasję i talent, która pozwoliła mu wyjść z otchłani niedoli. To futbol. Zaczynał w Tourizense, na niższym szczeblu rozgrywkowym w Portugalii, gdzie dostawał całkiem niezłą pensję – jak na 18-latka – wynoszącą 400 euro. Dzięki klubowi posiadał kawalerkę i miał zagwarantowane wyżywienie. Wychodził na prostą.

Jeszcze lepiej pod względem finansowym było w innym portugalskim zespole – Academica, gdzie spędził cztery lata, ale pod względem zdobytych bramek było bardzo przeciętnie. Zresztą Eder nigdy nie był typem bramkostrzelnego snajpera. Raczej potrafił walczyć, przepychać się, zdobywać pole. Taki Zaur Sadajew w wersji bardziej technicznej. Potem przytrafiło mu się coś, co zmieniło jego losy. Transfer do Bragi. Pierwszy sezon miał fenomenalny. W 18 meczach skompletował 13 trafień. Potem było gorzej.

To była wiosna 2014 rok. Ederowi przytrafiła się kontuzja, która wykluczyła go z gry na cztery miesiące. – Miałem myśli samobójcze. Mój umysł wiele razy był w złych miejscach. Byłem w fatalnym stanie. Ciągle się zamartwiałem przyszłością i przeszłością. Zbliżał się Mundial, nie mogłem grać i nie miałem siły, by myśleć pozytywnie. Walczyłem z tymi myślami, ale przegrywałem. Ostatecznie dostałem powołanie na Mistrzostwa Świata i było jeszcze gorzej. Ludzie zaczęli mnie krytykować – wspomina. Krytyka wobec niego bezpośrednio nie była zasłużona. Niczym sobie na nią nie zasłużył, ale już złe słowa wobec ówczesnego selekcjonera, Paolo Bento jak najbardziej. Powołał go z braku laku. Chłopak, który dopiero, co nie grał cztery miesiące, a przez cały sezon strzelił raptem trzy gole ma być lekiem Portugalii na bezradność pod bramką rywala? Brzmi jak żart.

Mundial nie wyszedł. Piłkarze z Półwyspu Iberyjskiego skompromitowali się i odpadli w grupie. Młody snajper zagrał dwa razy. Słabo. Potwierdzała się teza kibiców, że jest do niczego. Eder jednak wrócił do Bragi i wrócił do formy sprzed dwóch lat. Na przekór wszystkim. 28 meczów i 10 goli. Nieźle.

Przełomem w zdrowiu psychicznym Edera okazało się spotkanie z pewną dziewczynką. Po jednym meczu jej matka poprosiła go o podpis na koszulce córki. Po tym zdarzeniu ich kontakt się nie skończył. Zaczęli wymieniać maile. Przed Mundialem przyszła wiadomość, że dziewczynka chciałaby pojechać na turniej i czy piłkarz mógłby jakoś pomóc. Napastnik nie odpisał, bo przeoczył informację. Zauważył ją za to jakiś czas później. Szybko przeprosił. Matka odpisała, że nie ma problemu i nie gniewa się, ale oferuje również swoją pomoc. – Susana Torres napisała mi, że jest psychologiem i trenerem motywacyjnym. Poprosiła, żebym wspomniał o niej potrzebującym pomocy psychicznej kolegom z drużyny. Zrobiłem to, ale najpierw zapisałem się sam. I to mi pomogło. Wiele osób śmieje się w motywacji i takich praktyk, ale ja uważam, że jest to bardzo pożyteczne – twierdzi sam zainteresowany.

Napastnik w białych rękawiczkach

Po udanym sezonie w Bradze w 2015 roku za ponad 6 milionów euro przeszedł do Swansea, gdzie oczekiwano od niego goli. Miał być idealnym snajperem na Premier League. Silny, dobrze zbudowany, umiejący się przepychać i strzelać z trudnych pozycji. Do tego było to jego spełnienie marzeń. – Grałem w Lidze Mistrzów z Bragą i na Mundialu. Jestem gotowy do nowego wyzwania. Rozmawiałem o przenosinach do Anglii z Cristiano Ronaldo i Jose Fonte. Obaj chwali sobie grę tutaj i polecali mi transfer. Nie wahałem się długo – opowiadał pełen nadziei Eder.

I na wysokich oczekiwaniach się skończyło. Ławka rezerwowych, raptem 269 rozegranych minut, zero goli, słaba postawa na boisku i brak umiejętności wykorzystania swoich atutów. Nie pomogła również gorsza dyspozycja Bafetimbi Gomisa, która po trzech występach z trzema golami, później dołożył tyle samo, tylko, że przez cały sezon. Inna sprawa, że reprezentanta Portugalii ściągnął Michael Laudrup, a później przyszedł Garry Monk, który miał swój ulubiony skład i rzadko nim rotował, więc czarnoskóry piłkarz nie dostawał zbyt wielu szans.

Uratować miało go wypożyczenie do francuskiego OSC Lille. – Mamy co do niego spore oczekiwania. Jest wojownikiem, a do tego potrafi strzelać gole – powiedział trener, Frederic Antonetti. Nie zawiódł się. Eder strzelił sześć goli i przyczynił się do tego, że ekipa z Stade Pierre-Mauroy z piętnastego miejsca awansowała na piąte.

29-latek zasłynął z ciekawej formy celebracji po swoich bramkach. Zawsze, kiedy jego trafienie dawało prowadzenie lub podwyższało wynik biegł w stronę kibiców, podwijał getry i wyjmował jedną białą rękawiczkę, którą wkładał na prawą dłoń. – To dla mnie forma wewnętrznego uspokojenie i uczucia uzewnętrzniania radości. Nie jest to żaden ogólny symbol. Dla ludzi nic nie znaczy. To indywidualna forma radości – tłumaczy piłkarz pochodzący z Gwinei Bissau.

Ponad gwiazdami

30 marca Portugalia rozgrywała sparing przed Euro z Belgią. Wygrała 2:1, ale wcześniej dostało się jednemu z graczy. Pewnie już wiecie komu. W 61. minucie zmienił Naniego. Stadion zaczął buczeć. Nieznacząco, bo niszczenie go nie była palącą sprawą. Po prostu chodziło o zadeklarowanie swojej niechęci, co do jego obecności w kadrze. Przy każdym jego dotknięciu piłki słychać było lekkie gwizdy. Kibice go nie chcieli. Do tej pory strzelał bardzo mało. Dwadzieścia kilka występów i tylko trzy bramki. Trafiał w sparingach: z Estonią, Norwegią i Włochami. To ostatnie trafienie dało Portugalii pierwsze zwycięstwo z Włochami od 39 lat, ale tego nikt mu nie pamiętał. Ludzie obrażali go wszędzie, gdzie się dało. Przy artykułach na jego temat i na jego Facebooku. Eder jednak nie poddał się. Przed pierwszym meczem Euro napisał: „Jedziemy, lekceważcie mnie dalej, ale jeszcze zobaczycie”. I zobaczyliśmy. Po tym golu już nikt go nie lekceważy. Powstała nawet specjalna strona internetowa (desculpaeder.com), na której ludzie mogą przepraszać Edera za wcześniejsze wyzwiska. Piękna sprawa. Jeden przykład: „Napisałem, że jesteś drewnem. Teraz mogę dodać, że jesteś moim kochanym drewnem! Przepraszam Eder!”.

Gol na wagę Mistrzostwa Europy to kulminacyjny moment jego kariery. Nic lepszego już nie może mu się przytrafić. Zdaje się, że wszystkie najgorsze rzeczy też już ma za sobą. Jego historia jest też pięknym przykładem, że można pokonać życiowe niedogodności i osiągnąć sukces. Eder na zawsze wpisał się w księgi historii. Nikt w historii portugalskiej piłki nie strzelił tak ważnej bramki, jak on.

Jan Mazurek

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...