Reklama

“Tradycja? A czy widziałeś kiedyś, żeby tradycja zdobyła bramkę?”. Odwiedzamy RB Lipsk!

redakcja

Autor:redakcja

20 grudnia 2016, 18:10 • 23 min czytania 0 komentarzy

U wegetarianina podobną odrazę wywołuje stutysięczna hodowla bydła. Ekolog równie mocno oburza się na kilkuhektarową spalarnię śmieci. Anarchista z kolei podobne odczucia ma myśląc o Parlamencie Europejskim. Każda grupa społeczna ma obiekt, towarzystwo, instytucję, których szczerze nienawidzi.  Których najchętniej pozbyłaby się bez żalu jednym kliknięciem delete.

“Tradycja? A czy widziałeś kiedyś, żeby tradycja zdobyła bramkę?”. Odwiedzamy RB Lipsk!

Niemieccy ultrasi mają drużynę Red Bull RasenBallsport Lipsk i stadion Red Bull Arena.

Choć mniej radykalna grupa kibiców kompletnie się z tym nie zgadza, zarzuty fanatyków z całej Europy są jednoznaczne. RB to zaprzeczenie wszystkiego, co jest istotą futbolu. To – ich zdaniem – klub, który nie ma herbu – ma logo. Klub, który nie ma nazwy – ma powierzchnię reklamową. Klub, który nie ma kibiców – ma klientów. Klub, który nie ma barw – ma materiały promocyjne. Wreszcie klub, który nie zarabia, by grać w piłkę. Klub, który gra w piłkę, by zarabiać.

Sztuczny twór. Plastikowy klub. Komercja. Coś, na co trzeba pluć, deptać i mieszać z błotem.

Skoro coś wywołuje takie emocje – Weszło musiało doświadczyć tego na własnej skórze. Wsiedliśmy w pociąg i wybraliśmy się do Lipska na mecz z Herthą.

Reklama

***

Chcesz umówić się na krótką rozmowę z przedstawicielem klubu? OK, ale terminy dopiero po Nowym Roku. Gdy prosisz o krótką rozmowę administratora facebookowego profilu kibiców, słyszysz konkretną godzinę i liczbę minut, którą może ci poświęcić. Przed tobą jest już dziennikarz BBC, za tobą gość przyjeżdżający z drugiego końca Niemiec. Liczba widzów na stadionie? Oczywiście komplet. Też za sprawą tego, że klub wcale nie winduje cen biletów. Wejściówkę na niezłym miejscu możesz kupić za równowartość biletu kolejowego na trasie Drezno – Lipsk. RB przeżywa ogromne zainteresowanie. Albo ktoś w nich wali obuchem, albo przyjeżdża sprawdzić, jak tam właściwie jest.

Ale RB to nie tylko zainteresowanie, lecz też wkurwienie, totalne wkurwienie, które rośnie z każdą kolejką, w której klub umacnia swoją pozycję. Bo RB nie dość, że jest na imprezie nieproszonym gościem, to jeszcze wyrywa najlepsze laski. Kto w momencie powstawiania klubu w 2009 roku zakładał, że ten będzie siedem lat później przystępował do meczu z Bayernem mając na koncie taką samą liczbę punktów jak on, zostałby uznany – pal sześć plany, rozmach, warunki – za co najmniej niepoprawnego optymistę. W siedem lat od podziemi na szczyt Bundesligi i rozstroju nerwowego niemieckich kibiców.

Żeby nie być gołosłownym, najpierw wypadałoby udowodnić, dlaczego uznajemy Red Bull Arenę za najbardziej znienawidzone miejsce na futbolowej mapie Europy. No więc po kolei…

lipsk1

Szpilka wbita z sektora gości – standardowe działanie. Kibice Borussii Moenchengladbach dają do zrozumienia, że ich tradycja sięga nieco dalej.

Reklama

lipsk2

Tak kibice Bayeru Leverkusen powitali miesiąc temu piłkarzy RB. Na trybunach zawisł później transparent “witajcie w mieście kolorów”.

lipsk3

Grupa prawie 300 kibiców FC Koeln zabarykadowała wjazd do garażu na swoim stadionie. Nie wjedziecie i cześć. Piłkarze musieli stawać gdzie indziej, mecz opóźnił się o 15 minut.

Inni poszli krok dalej i przebili opony w siedmiu autokarach wiozących fanów RB.

lipsk4

Kibice Dynamo Drezno wrzucili na murawę w meczu pucharowym z RB głowę byka.

Lipsk5

Na trybunach kibice podczas tego meczu też mieli sporo do powiedzenia…

lipsk6 lipsk7

“W Lipsku umarła kultura piłkarska”. Kibice Unionu Berlin postanowili z kolei ubrać się na czarno (bądź – niektórzy – przebrać się w worki na śmieci) i urządzić piętnastominutową ciszę.

lipsk8

Stadion w Kolonii. “Ósmego dnia Bóg stworzył FC Koeln. Was w jakiś gówniany dzień stworzył bogaty producent puszek”.

RB Leipzig - Aufstiegsfeier / Fußball 2.Bundesliga Leipzig, 16.05.2016, Marktplatz Leipzig, Fußball, RasenBallsport Leipzig. , Erstklassig feiern! RB Leipzig feiert den Aufstieg in die 1. Bundesliga. , Showbeitrag. Die Musiker der Band Silly trugen Trikots von Ostvereinen. Im Bild: Sängerin Anna Loss im Trikot von Union Berlin und Bassist Jaecki Reznicek im Trikot von Dynamo Dresden. , RB Leipzig Promotion ceremony Football 2 Bundesliga Leipzig 16 05 2016 Market Square Leipzig Football Lawn ball sport Leipzig first class celebrate RB Leipzig celebrate the Ascent in The 1 Bundesliga The Musician the Tie Silly contributed Jerseys from in Picture Singer Anna Loss in Jersey from Union Berlin and Bassist Jaecki Reznicek in Jersey from Dynamo Dresden

lipsk10

Zaproszony na świętowanie awansu RB do Bundesligi zespół Silly ubrał się w barwy drużyn z regionu – Dynamo Drezno, Unionu Berlin, FC Magdeburga i Hansy Rostock. O barwach RB oczywiście zapomniał.

To tylko najjaskrawsze przykłady, a przecież takich akcji była cała masa. Kibice naoglądali się przecież dziesiątek innych transparentów, może mniej spektakularnych, ale równie uszczypliwych. Kamienie rzucone w ludzi z barwami RB można liczyć w setkach. Akcje, gdy dochodziło do rękoczynów? Podobnie. Wyzwiska? Tysiące. Nie jest łatwo być w Niemczech kibicem RB.

Aha, prowokacji nie zabrakło też na ostatnim meczu. Kibice Herthy zamieścili taki oto napis skierowany w Ralfa Rangnicka (dyrektora sportowego RB):

87e18d89-c46e-11e6-b3ce-f80f41fc6a62

“Ej, Ralf, z utęsknieniem czekamy, na twoje kolejne wypalenie”.

Jest to pocisk o tyle niesmaczny, że Rangnick kilka lat temu zrezygnował z ławki trenerskiej z powodu przemęczenia organizmu.

***

GakLalil (1)

Chcemy wrócić na tron!

Najbardziej znienawidzona niemiecka drużyna

> TSG 18,99€ Hoppenheim* <

Nie każdy może być drużyną komercji – jebać RBL!

(…)

Chcemy odzyskać naszą nienawiść z powrotem!

Taki transparent w meczu nazwanym przez Niemców “El Plastico” wywiesili kibice Hoffenheim, przez lata mierzący się z identycznymi zarzutami.

* od nazwiska właściciela, Dietmara Hoppa

***

Mówiąc szczerze – wyobrażałem sobie, że skoro atmosfera wokół klubu jest jaka jest, kibice Herthy wcale nie muszą zachowywać się w Lipsku jak aniołki. Jednak wizyta na dworcu trzy godziny przed meczem okazała się zaskakująca.

Wyobrażasz sobie paletę gestów, gamę wyzwisk i oręż transparentów, a okazuje się, że jest zupełnie spokojnie. Wysiadający z pociągu kibice Herthy nawet nie potrzebują eskorty policji. Ba, policjantów spotkałem ledwie kilkunastu, stojących w grupkach po 10 osób i nie wtrącających się w swobodnie spacerujących kibiców. Raczej kręcą beczkę niż stoją na posterunku – ot, odbębnić i do domu. Mają lekko wywalone, bo i nie bardzo jest co robić.

Były to rzeczy zaskakujące zwłaszcza z perspektywy polskiego kibica.

Kibice przyjeżdżający do znienawidzonego miasta spacerujący po galerii handlowej wśród kibiców gospodarzy – szok.

Kibice przyjeżdżający do znienawidzonego miasta spacerujący po galerii handlowej wśród kibiców gospodarzy, pijący publicznie browarki – szok do kwadratu.

Kibice przyjeżdżający do znienawidzonego miasta spacerujący po galerii handlowej wśród kibiców gospodarzy, pijący publicznie browarki i od czasu do czasu intonujący przyśpiewki, także cisnące po RB – szok do sześcianu.

A jednak – jak się okazuje – nie kończy się to wielką bijatyką.

Jak zdradzają nam mieszkańcy Lipska, u nich – mimo że przecież tytuł najbardziej znienawidzonej drużyny mógłby prowokować różne incydenty – to normalka, aczkolwiek w wielu niemieckich miastach kibice nie doznają takiego luksusu jak podróż bez eskorty policji. Ale w Lipsku jest luzik. Nawet jak jakiś fan Herthy obraża RB – nic się nie dzieje. Przecież nie rzuci się na niego banda dresów w szalikach RB, bo takowej nie ma.

W drodze na stadion kibice Herthy mieszają się znów z tymi z Lipska, ale nikt nikogo nie zaczepia, atmosfera jest wielce pokojowa. Na pewno nie widać tej nienawiści, o której tyle się naczytałem.

IMG_0165

Sączenie złotego płynu w drodze na stadion. Jedna z nielicznych rzeczy, w których Niemcy > Polska.

IMG_0168

W drodze na stadion stoisko z browarami. Take & go.

IMG_0169

Jest też kilka stoisk z szalikami, ale nie mają one oszałamiającego utargu, co może dziwić, bo są to przecież podróby bez loga Red Bulla, niektóre kręgi mogłyby je uznać za prawilne. Pod stadionem RB zauważyłem jednak tendencję do oryginalnych gadżetów. Noszenie na piersi loga napoju nie jest uznawane zatem jako coś wstydliwego.

***

Zanim jednak dojdziemy na stadion, skręćmy na moment, by spotkać się z przedstawicielem ultrasów (no dobra, widziałem się z nim rano). No właśnie, jak najlepiej oddać klimat RB? Pokazać, jak wyglądają ultrasi. Mniej więcej tak:

14707990_1676183602698459_2341762836556152452_o

Tak, to serio ultrasi. Trochę inni niż ci, których znamy z polskich stadionów, prawda?

A taką kanciapkę sobie stworzyli:

IMG_0159 IMG_0160

Michel, u którego gościłem rankiem przed meczem opowiada, że oficjalnie zarejestrowany fanclub KULTras, najmniejszy z tych, które są wpisane na listę fanklubów RB, tworzy 20 osób. Znajduje się on w Bornie, małym miasteczku pod Lipskiem. Z zewnątrz budynek wygląda jak dom jednorodzinny, po wejściu okazuje się, że znajduje się tam kilka biur, w jednym z nich przed trzema monitorami na raz siedzi Michel. W sobotę w Bornie było trochę bezludzie, trochę psy szczekały dupami, ale w loży KULTras było jednak dość sympatycznie.

– Wody?

– Byłem pewien, że zaproponujesz Red Bulla.

– Żebyś sobie nie myślał, od razu rozwieję wątpliwości: na co dzień pijemy tu piwo. Po prostu przyjechałeś rano, dlatego nie proponuję.

– Widziałem na waszym Facebooku, że odwiedził was tu nawet kapitan RB. Jak rozumiem, jemu też je zaproponowałeś.

– Powiem szczerze, że byłem bardzo zaskoczony, że w ogóle do tego doszło. Mamy taki zwyczaj, że kiedy widzimy gdzieś piłkarza RB, zawsze go pozdrawiamy. Idzie ulicą – machamy ręką. Kibice dbają o to, by nawiązać kontakt, przez to piłkarze – mam wrażenie – nas lubią. Dominik Kaiser odwiedził nas zupełnie prywatnie, nikt z klubu mu nie kazał tego robić. Po prostu się do niego odezwaliśmy i on po prostu się zgodził. W dzisiejszej piłce wszystko jest profesjonalne, począwszy od piłkarzy, którzy są już powoli jak maszyny. A mam wrażenie, że nasi pokazują częściej ludzkie twarze. Nie widzisz ich tylko wtedy, gdy wyjeżdżają z treningu Maserati. Zajęcia są często otwarte. Autografy – nie ma problemu, by je zdobyć. Genialna sprawa.

– Jak na ten poziom – niecodzienna rzecz.

– Klub jest generalnie otwarty na taką współpracę z kibicami, bo wiadomo, że musi ich jakoś pozyskać bądź utrzymać. Byłem na pierwszym meczu w historii RB i to była jakaś masakra. Może trzy albo cztery osoby miały na sobie szalik. Na pierwszym meczu ligowym tych ludzi było już sto. Dwa czy trzy mecze później było już ich dwieście. Ten rozwój – uwierz mi – był niesamowicie szybki. Zresztą widać po tym, co jest teraz. Przepaść. Sam czasami w to nie dowierzam. Wydaje mi się, że w samym klubie byli zaskoczeni, jak szybko integrują się ludzie. Dla klubu to też było wyzwanie.

Są wśród kibiców RB dawni kibice innych drużyn czy wszyscy nowi?

– Znam kibiców, którzy “przetransferowali” się do nas z Lok czy Chemie. Kilkuset przeszło też – było to widać szczególnie na pierwszych meczach – z SSV Markranstädt, który został przejęty przez RB. Przeżyłem grę w piątej lidze, kilka sezonów w czwartej, wskoczenie na poziom zawodowy, wszystkie awanse, dlatego nie chcę być nazywany kibicem sukcesu. W środę jedziemy na mecz do Monachium grupą siedmiu i pół tysiąca kibiców. Podejrzewam, że jakieś trzy tysiące osób kupi dodatkowo bilety na neutralnych sektorach, czyli będzie nas koło 10 tysięcy. Dla kogoś, kto dołączył niedawno, to oczywiste. Dla mnie pamiętającego mecze w czwartej lidze – ogromny szok.

– RB ma w ogóle ultrasów?

– My jesteśmy ultrasami!

– Ale trochę innymi.

– No tak, pewnie masz na myśli tradycyjnych ultrasów. Nie ma co ukrywać, jesteśmy inni. Przede wszystkim – nie mamy wrogów. Inni ultrasi nie będą mieli problemów, gdy ich rozpoznamy (śmiech). Wiesz, mamy zupełnie inny pogląd na sprawy kibicowskie, kompletnie nie jesteśmy agresywni. Wolimy wspierać naszą drużynę i to czyni nas ultrasami, mimo że w filmie “Hooligans” widziałeś trochę inny świat kibiców. W naszym fanklubie są policjanci, przedsiębiorcy czy doradcy podatkowi. Żyjemy w trochę inny sposób.

– Nie przeszkadza ci to, że kibicujesz klubowi, założonemu po to by promować napój?

– W ogóle. Myślę, że powinniśmy patrzeć w innych kategoriach i być dumni, że Mateschitz chciał zainwestować akurat u nas, a nie się na to obrażać. Red Bull jest w każdym sporcie. Drużyny Formuły 1 wstydzą się, że pompuje w nich kasę? Albo ci ze sportów motocrossowych? Zainwestował kupę pieniędzy po to, by jego marka stała się znana na całym świecie i ja to rozumiem. To przemyślana strategia, jak przejdziemy się po ulicy to 10/10 osób będzie wiedziało, co to jest Red Bull. To jak układ – on nam zapewnia piłkę, my mu zapewniamy zyski. Czy ci się to podoba czy nie – piłka to biznes. Borussia, Bayern, Augsburg – wszyscy go robią. Po prostu my na trochę większą skalę.

IMG_0156

Michel opowiadał też, że nigdy nie miał na mieście problemów w związku z kibicowaniem RB. W sumie nie wygląda na gościa, któremu łatwo spuścić łomot.

IMG_0162

Kult bez tradycji.

– A co to jest tradycja? To życie przeszłością, grzebanie w śmieciach. Oczywiście, nie jestem ignorantem i doceniam piękną historię Schalke 04 czy Borussii Moenchengladbach. Przed takimi klubami mówimy chapeau bas. Ale w przypadku klubów założonych w latach 60 czy 70… Jaka to tradycja? Nie żartujmy. Tak naprawdę o każdej drużynie z bloku wschodniego zachód może powiedzieć, że jest bez tradycji. Czy bym kibicował Dynamie Drezno, czy Lok Lipsk, czułbym się przy innych jako kibic klubu bez tradycji.

– Ciekawą rzecz powiedział Ralf Rangnick. Za 600 lat Bayern będzie miał piękną, 700-letnią tradycje, a RB równie piękną, 600-letnią. Dobre, obrazowe porównanie.

– Otóż to. Poza tym pamiętaj, że tradycja nie wygrywa meczów, nie jest żadnym wyznacznikiem jakości. Każdego roku powstają jakieś firmy. Są takie, które plajtują od razu, a są takie, których produkty po pięciu latach zna każde dziecko. Każdy zachwyca się teraz w Niemczech samochodami Tesli, a dopiero co weszły na rynek. Mam nimi nie jeździć, bo nie mają tradycji?

– Sprowadzasz piłkę do roli produktu.

– Ale ja takie mam podejście, wybacz. Kiedy przyjechałem tu z Berlina kilka lat temu, potrzebowałem po prostu dobrej piłki. Lok czy Chemie? Nie żartujmy. Kogoś, kto się tu nie wychował, takie kluby nie zainteresują. Poszedłem na te derby i kompletnie mi się to nie podobało. Dla mnie liczy się piłka. Dobra piłka. Jeśli coś daje mi odpowiednią jakość – ja to kupuję. Hasło naszego fanklubu to “Kult ohne Tradition” (kult bez tradycji). Chodzi nam o to, że oddajemy ten kult tu i teraz. Teraz jesteśmy na topie, teraz jesteśmy w jakiś sposób kultowi. Zobacz, przyjechałeś do nas specjalnie z Polski. Wiele osób się nami teraz interesuje. Jeśli sześć lat temu mielibyśmy się po coś spotkać, to tylko przypadkiem. Dlatego jestem dumny, że mogę oddawać kult temu klubowi. Nie ma tradycji. Jest martwa, leży na cmentarzach. W dzisiejszym świecie takie pojęcie nie istnieje.

Bez wątpienia nie jest to postawa, którą doceni futbolowy romantyk.

Swoją drogą nazwa Kultras ze względu na swój – hmm – potencjał do przeróbek byłaby w Polsce samobójstwem.

***

IMG_0171

Wracamy do Lipska. Nawet RB ma jak widać swoją chuligankę.

IMG_0155

Znacznie częściej widać na murach napisy stworzone przez kibiców innych drużyn. 

IMG_0154

Wszelkie próby zaistnienia ludzi RB są szybko temperowane.

IMG_0224

W niedzielę po meczu na ulicach królowała za to Hertha.

***

IMG_0173

RB został stworzony tylko po to, by reklamować Red Bulla? Bzdura. Piłkarze reklamują też piwo.

***

IMG_0172

Stadion z daleka wydaje się dość niepozorny. Z oddali widać w zasadzie tylko dwa łuki, na obu znajduje się spora reklama Red Bulla. Ale mimo to trzeba przyznać, że promowanie napoju na samym stadionie nie jest szczególnie nachalne. Oprócz wspomnianych łuków, reklamy zauważyłem w zasadzie tylko na bocznych bandach i grafice z nazwą stadionu. Poza tym – jest goły obiekt.

Generalnie czuć, że to stadion budowany sześć dekad temu. Dojść na niego musisz idąc przez coś w stylu błoń, z oddali – ani nawet z bliska – w ogóle nie poraża swoją efektownością, budynki klubowe trącą myszką. Choć w środku wygląda porządnie i na poziom Bundesligi wydaje się wystarczający, w rzeczywistości taki nie jest. W Red Bullu myślą już na poważnie o tym, by zbudować 80-tysięcznik.

Szereg wad obiektu wylicza znający każdy jego zakątek Michel: – Już nawet nie chodzi o to, że jest za mały, choć o to oczywiście też, bo już teraz co mecz mamy komplet, a nasz zasięg rośnie błyskawicznie. Nie spełnia wymagań organizacyjno-biznesowych. Nie ma na przykład wystarczającej ilości lóż. Mamy ich 16, potrzeba co najmniej drugie tyle albo może i nawet więcej. Za mało mamy toalet. Nie ma wind, by zaopatrzenie mogło wykonywać swoją robotę. Ochrona pożarowa jest podobno fatalna. Akustyka – to samo. Nie ma miejsc stojących, a chcielibyśmy, by były. Poza tym lokalizacja mogłaby być lepsza. Pewnie będziesz się cieszył, bo z dworca to pół godziny spaceru, ale jakbyś chciał jechać tam samochodem to byś się pochlastał. Obok jest jeszcze duża hala, są jarmarki świąteczne, panuje kompletny chaos, nie ma miejsc parkingowych. Moim zdaniem lepiej byłoby mieć stadion na uboczu. W dłuższej perspektywie będzie trzeba się przeprowadzić.

IMG_0181

A tak stadion wygląda po przekroczeniu bramek. Znów niepozornie.

IMG_0219

Autor projektu nagrody estety roku raczej nie dostał.

Rzut oka na punkt gastronomiczny. Tak jak się można było tego spodziewać – Red Bull na kilka sposobów.

IMG_0201

Ale nie widziałem na stadionie nikogo, kto skusiłby się na energetyk. Prawdziwą furorę robił za to Glühwein, czyli grzane wino, którego walory smakowo-rozgrzewające wznoszą oglądanie meczu na wyższy poziom. Nie ma co ukrywać, umilałem sobie oglądanie w ten sposób, jak zresztą połowa stadionu. Na Ekstraklasie szedłby beczkami.

***

Najbardziej z tego wszystkiego ciekawiła mnie atmosfera na samym stadionie. Jak to będzie? Goście będą jechać cały mecz, a gospodarze ani się nie odezwą? Na trybunach będę oglądał samych Helmutów zajadających kiełbasę? Nie uświadczę czegoś takiego jak doping?

Nie. Na trybunach jest ZUPEŁNIE NORMALNIE.

Oczywiście, jest januszowo. Pewnie trochę bardziej niż na pozostałych stadionach Bundesligi. Ale nie jest aż tak januszowo, jak wszyscy myślą. Doping miał miejsce w zasadzie cały czas. W niektórych momentach włączały się w niego nawet te – wydawałoby się – januszowe sektory. Reakcja na faul? Gwiżdże cały stadion. Gol? Cały stadion się cieszy. Autentycznie cieszy. Prawdziwek stojący obok mnie po strzelonej bramce zaczął na przykład biegać wokół słupa. Trzy razy w jedną, trzy w drugą, potem dołączył do niego syn i razem z nim powtórzył sekwencję.

IMG_0213

Powiecie, że robione kalkulatorem, ale pęd był naprawdę dziki.

Sektor B, czyli miejsce najzagorzalszych kibiców, nie przestaje śpiewać ani na chwilę. Na sektorze, na którym jestem, jest przekrój społeczeństwa. Są starsi panowie, którzy chcą po prostu obejrzeć dobry mecz. Są całe rodziny, które spędzają w ten sposób weekend. Są bardziej zaangażowani kibice, którzy zapraszają resztę do dopingu. Jest też naprawdę dużo dzieci. Fani Herthy przyjechali w dość okazałej grupie, ale ani przez moment nie miałem poczucia, że zagłuszają gospodarzy.

IMG_0193

Matka z synem śpiewają razem z całym stadionem. Raczej niespotykany widok.

Po to by dostać dowód, że jednak jest nieco bardziej januszowo niż na innych stadionach, musiałem opuścić sektor. Z ciekawości przeszedłem się w okolicach 55. minuty pod stoisko z wurstami. No cóż…

IMG_0208

Tak, wszyscy stoją w kolejce po żarcie.


Mniej więcej tak wyglądał doping. Sektor B – głośniej lub mniej – dopingował przez cały mecz, incydentalnie włączała się reszta.

Same przyśpiewki momentalnie wydają się – jak na moje ucho – trochę komiczne. No bo czy wyobrażacie sobie na przykład, jak można śpiewać…

Sporty trawiaste! Ponad wszystko!

albo:

Sporty trawiaste! Sporty trawiaste! Sporty trawiaste, ajeajeao!

Lekka groteska, natomiast lokalni kibice kompletnie jej nie czują i śpiewają raczej chętnie.

***

Co wydaje się unikalne i naprawdę zwraca uwagę – oprócz kibiców RB na moim sektorze można było zobaczyć kilkudziesięciu ludzi w barwach Herthy. Nikt ich nie atakował, nikt nie zwracał na nich uwagi, nie narazili się nawet na żadną szyderę, o ubytkach w uzębieniu nie wspominając.

IMG_0217

IMG_0179

IMG_0178

– Nie boisz się?

– Ale czego?

– No wiesz, masz barwy Herthy, jesteś na sektorze RB.

– W Lipsku mam się bać? (śmiech)

***

Na samym meczu spotykamy się na jednym sektorze z Danielem z fanklubu TaLEntfrei (wolni od talentu). Na swojej stronie internetowej piszą o sobie ironicznie: jesteśmy grupą zorientowanych na sukces konsumentów futbolu.

– Wiesz, co słyszałem jak zaczynałem być kibicem RB? “Nigdy nie będziecie mieć choćby 10 tysięcy widzów. Przecież to niemożliwe!”. No i zobacz, co mamy przed sobą. Komplet widzów na 40-tysięczniku. Na początku kibicowsko rzeczywiście był dramat, ale ludzie szybko zauważyli, dlaczego warto chodzić na RB. Dziś jesteśmy numerem jeden w regionie. Czytałem, że połowa publiczności pochodzi spoza Lipska, z miejscowości w promieniu stu kilometrów.

– Szczerze mówiąc obawiałem się, że będzie piknik, ale widzę, że atmosfera jest zupełnie normalna.

– Dziś jest taki – można powiedzieć – normalny dzień meczowy. Ani dobrze, ani źle. Słyszałeś dzisiaj po bramce spikera krzyczącego nazwisko strzelca?

– Tak, słyszałem.

– To stała praktyka spikera po bramkach. Po golu z Borussią w doliczonym czasie nie było nawet słychać jego głosu. Myślałem, że nie podał strzelca, musiałem potem sprawdzać, kto strzelił. Początkowo stadion wyglądał dość kuriozalnie. W trzeciej lidze było tak, że kibice wykupywali wszystkie bilety na sektor B, a reszta stadionu była totalnie przerzedzona. Ale w porównaniu do niższych lig najbardziej zmieniły się wyjazdy. W trzeciej lidze jechaliśmy na drugi koniec Niemiec do drużyn, które nikogo nie interesowały. Jechało może ze sto osób. Teraz trzeba ich liczyć w tysiącach.

IMG_0220

Daniel

– Przeszkadza ci że jesteś kibicem drużyny bez tradycji?

– Minimalnie, naprawdę ma to dla mnie bardzo małe znaczenie. Liczy się tu i teraz. Możesz iść gdzieś dobrze spędzić czas i się z czymś utożsamiać – na drugi plan schodzi, czy to powstało dziś czy sto lat temu. Na początku ludzie ironicznie odpowiadali na takie zaczepki:

– Przecież mamy tradycję.

– Jak to?

– No mamy, od 2009.

Jakkolwiek to zabrzmi, to też jest fajne uczucie, że tak naprawdę tę tradycję budujesz. Chciałbym, byśmy się stali pokojowym klubem. Co mi się podoba u nas na stadionie – otwarta atmosfera. Rodzice nie mają oporów, by wziąć ze sobą dziecko. Ze mną jest dziś na meczu na przykład kibic Herthy, którego zaprosiłem. Stoi razem z nami w sektorze RB, ma ze sobą szalik. Przez kilka lat obecności w klubie poznałem masę kibiców z innych miast. Ktoś ma znajomego z Dortmundu – zaprasza. Kto inny z Hamburga – też żaden problem. Na stadionie siadają z nami, normalnie mogą iść ulicą i nikt ich nie zaatakuje. Wcześniej – za czasów świetności Lok i Chemie – to było niemożliwe. Lipsk to było ich terytorium i nikt nie miał prawa się na nim znaleźć. W innych miastach jest często podobnie. Możesz wybrać co gorsze: klub bez tradycji nastawiony pokojowo, czy klub ze stuletnią tradycją, od którego możesz dostać oklep.

– W Lipsku już ludzie chyba nie mają problemów, by was zaakceptować.

– Już nie. Moim zdaniem generalnie RB to dla miasta fantastyczna sprawa. Siła gospodarcza naszego kraju to w 80% zachód. Bardzo trudno klubom o dobrego sponsora, oprócz RB tylko dwie drużyny z wschodnich Niemiec grają na poziomie krajowym – Union Berlin i Dynamo Drezno. Magdeburg – trzecia liga. Jena – czwarta. Wielu mieszkańców jest dumnych, że – tak po prostu – wreszcie mają drużynę w Bundeslidzie, bo przez wiele lat nie mieli żadnej. Ostatnio wyliczyłem, że po połączeniu się Niemiec drużyny ze wschodu stanowią tylko pięć procent. Lok był przez sezon. Cottbus – przez sześć. Drezno – przez trzy. I Rostock kilka ładnych lat. Co z tego, że inne kluby mają piękną tradycję, skoro upadają. RB jest mocne finansowo. Ludzie mają pewność, że tym razem klub nie splajtuje. I to jest o wiele ważniejsze niż to, w którym stuleciu została założona drużyna.

***

IMG_0202

– Oczywiście, że jesteśmy dumni z naszego klubu, bo już zapomnieliśmy, jak to jest mieć w Lipsku dobrą piłkę. Kiedyś chodziłem na Lok, ostatnio – proszę wybaczyć – ciężko się na to patrzyło.

– Nie rozumiem, dlaczego kibice RB są w Niemczech tak traktowani. Przecież to tylko piłka nożna.

IMG_0203

– Jesteśmy jak najbardziej dumni z RB. To inni mogą nam zazdrościć klubu, a nie my im. Wszystko jest świetnie zorganizowane, stawiamy na młodzież, potrafimy mądrze wydawać środki. Jesteśmy jednym z najstabilniejszych klubów w lidze. 

– Ja się już zakochałem w RB. Jestem z tym klubem na dobre i złe.

IMG_0206

– Tradycja… A czy widziałeś, żeby kiedyś tradycja strzeliła bramkę?

***

Czy bycie kibicem RB w Niemczech to sport ekstremalny?

Michel: – Każdego dnia doświadczam nienawiści.

Daniel: – Oj, nie jest łatwo być w Niemczech kibicem RB.

Michel: – W Lipsku w sumie już jest OK. Przez pierwsze dwa-trzy lata przejście się po mieście w szaliku RB było jak wyczyn kaskadera (śmiech). Osobiście nigdy nie miałem na mieście żadnych problemów, ale moi koledzy woleli chować szaliki pod kurtki. Znam też takich, którzy dostawali po zębach. A takich, którzy choć raz zostali obrażeni, jest cała masa.

Daniel: – Mieszkańcy Lipska są w nowej sytuacji, bo nigdy w mieście nie było wyraźnego panowania jednego z klubów. Proporcje pomiędzy Lok i Chemie układały się raczej fifty-fifty. Nagle okazuje się, że wpada ktoś trzeci i zgarnia wszystko. Dobrze, że pojawiło się RB, bo zajawka na piłkę w Lipsku zaczynała wygasać. Chemie i Lok są w niższych ligach, na ostatnie derby przyszło może po dwa tysiące ludzi. Zawsze są chuligani, ekscesy, barykady na ulicach, wojna domowa. Ludzi to odstrasza. Potrzeba było czegoś nowego.

Michel: – Nienawiść wokół nas z każdym tygodniem rośnie, ale uznaję to za coś normalnego. My też śpiewamy, że nie lubimy Bayernu. Piłka. Hoffenheim też wiele doświadczyło, a teraz jest u nich zupełnie spokojne. Przeszli przez to, co my, więc wiemy, że to długi proces. Na wschodzie Niemiec chyba nie ma kibiców, z którymi w ogóle usiadłbym do stołu. Dynamo czy Erzgebirge…

(Michel robi skwaszoną minę i kiwa z powątpieniem)

Ale wiesz, jaka jest najbardziej ulubiona drużyna we wschodnich Niemczech? Bayern, Borussia, później my. Od 2009 roku doszliśmy już do poziomu, w którym wyprzedzamy Rostock, Drezno, Cottbus, Halle, Berlin i wszystkie inne miasta. Albo się nas nienawidzi, albo uwielbia.

Daniel: – W Kolonii na przykład, gdy ludzie zobaczyli na parkingu tablice z Lipska, spuścili nam z autokaru powietrze z kół. Jadąc do Drezna policja powiedziała nam, byśmy za żadne skarby świata nie odchodzili od niej choćby na sto metrów. Nie dość, że zorganizowano nam specjalny chroniony pociąg, to jeszcze przez całą drogę asekurował nas helikopter.

Michel: – Co mogę zrobić widząc idiotów, którzy obrzucają autokar farbą? Ręce opadają, możesz to tylko wyśmiać. Ta nienawiść paradoksalnie jeszcze bardziej nas jednoczy. Jeszcze nie było akcji kibiców, którą uznałbym za dobrą. Na przykład ta głowa byka… Przesada. Lok chcąc podkreślić swoją dominację w Lipsku, zebrał się pod pomnikiem i odpalił pirotechnikę. Widziałem filmiki. I to jest zajebista akcja. Obrażanie nas – niekoniecznie. Napinacze atakują nas za brak tradycji, a połowa z nich nie ma pojęcia, kiedy na przykład powstało RFN.

Daniel: – Ostatnio krytykują nas już tylko ludzie spoza Lipska. Przecież dzisiejsza Bundesliga jest totalnie skomercjalizowana. Bayer należy do koncernu farmaceutycznego. Wolfsburg – do producenta samochodów. Bayern – w dużej mierze do Audi i Allianz. Moglibyśmy tak wymieniać. Czemu ludzie mają coś do RB? Czym różnimy się od Hoffenheim, które zostało zbudowane w podobny sposób? Chyba tylko rozmachem.

Michel: – Moim zdaniem media niepotrzebnie to podkręcają. Nie dziwie się im, bo ludzie chcą czytać o nas negatywne rzeczy. Gdy Watzke powiedział, że powstaliśmy tylko po to, by promować napój – cytowali to wszyscy. Przypodobał się. Myślisz, że ktokolwiek napisał o tym, jak tydzień później w programie chwalił RB za to, że to dobry i przemyślany projekt? Ale nie mam nic przeciwko, by wszyscy pisali tylko o tym, jak gówniane jest RB i potem zdobyło ono tytuł mistrza (śmiech).

Daniel: – Młode osoby stały się nagle wielkimi fanami Carl Zeiss Jeny czy Energie Cottbus i nas obrażają. Za to starsi, którzy doskonale pamiętają czasy NRD i są fanami – powiedzmy – Magdeburga, są pozytywnie nastawieni. Bo zdają sobie sprawę, jak biedna jest historia regionu.

– Czy w ogóle macie z kimś pozytywne relacje? – pytam obu.

Michel: – Dobre wspomnienia mam tylko z Sankt Pauli. Ludzie zamiast nas atakować woleli pytać o to, jak wygląda współpraca z inwestorem, jak funkcjonuje klub.

Daniel: – Lipsk jest dość lewicowym miastem, mamy rozwiniętą scenę punkową i to nas łączy z St. Pauli. Oczywiście, jak tam byliśmy to ludzie mówili to, co każdy, że jesteśmy komercją, bla, bla. W większości miast jest jednak strach, by samemu przejść na stadion, wolałbyś iść pod eskortą policji. St. Pauli ma jednak zupełnie inną filozofię – sprzeciwiają się jakiejkolwiek przemocy, możesz czuć się tam zupełnie swobodnie. Czyli wiesz, że idąc po mieście nie dostaniesz po twarzy. Tak wyglądają u nas pozytywne relacje (śmiech).

***

Niezależnie od tego czy lubisz RB czy nie, musisz docenić, że to klub budowany na szalenie zdrowych strukturach. Stać ich było na dołączenie do wyścigu o Paula Pogbę? Na sto procent. Mogliby szastać forsą i ściągać nazwiska? Oczywiście. Tymczasem postawili na szkolenie, anonimową bandę młokosów w składzie i na nich budują swoją potęgę. Przeciętny kibic nie wymieniłby nawet pięciu zawodników ze składu RB.

Adrian Mrowiec, grający będący w RB Lipsk w 2012 roku: – To już nie jest ten sam klub, który mnie zatrudniał. Obserwowali mnie długi czas, przekonywał dyrektor sportowy, trener, wszystko było OK. Po dwóch tygodniach dostałem SMS-a, że nie ma treningu, bo zwolnili trenera. Dlaczego? Nie wiem, ale to był okres przygotowawczy, nawet nie zagraliśmy żadnego meczu. Wieczorem mieliśmy zapoznanie z nowym trenerem i rozruch. Po tym rozruchu stwierdził, że się nie nadaję do jego drużyny.

– Ale podobno wyszedł pan na tym jak na wygraniu w totka. Bild pisał, że dostał pan pół miliona euro rekompensaty.

– Aż tyle to nie. Ujmę to tak: przechodząc do RB odrzuciłem lepsze finansowo oferty z Rosji czy Azerbejdżanu. Po dwóch tygodniach w Lipsku absolutnie tego nie żałowałem.

– Czyli klub był robiony trochę na ura-bura.

– Był. Zmieniło się wszystko, poza jednym – i wtedy, i dziś mieli ogromne ambicje.

***

Im więcej klubów poukładanych w europejskiej piłce – tym lepiej. Z drugiej strony rozumiem zarzuty tradycjonalistów, że to nie fair, pomieszanie z poplątaniem, w ten sposób działać się nie powinno, bo to klub powinien wyrobić markę by znaleźć sponsorów, a nie sponsor wyrabiać markę klubu. Rozumiem to.

Natomiast podczas wizyty w Lipsku nie czułem się, jakbym odwiedzał przypadkową zbieraninę. Widziałem ludzi, którzy – mimo że ich klub istnieje ledwie siedem lat – są z nim autentycznie związani, zajarani, utożsamiają się z barwami i nie widzą nic złego w tym, że je noszą. Może to i sztuczny twór, ale lokalną społeczność porwał bez reszty. A że jest trochę jauszowo? A czy mniej januszowo jest podczas meczów Premier League, na których Azjaci połowę czasu przesiadują na smartfonach i traktują je jako taki sam obiekt do zwiedzenia jak Big Ben?

Może i RB jest bez przeszłości. Ale – temu nikt nie zaprzeczy – z ogromną przyszłością.

JAKUB BIAŁEK

Najnowsze

Weszło

Polecane

Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Jakub Radomski
28
Polski siatkarz gra w Izraelu. „Czuję się bezpiecznie. Narracja mediów jest rozdmuchana”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...