By jakkolwiek próbować zrozumieć decyzje FIFA, trzeba do nich podchodzić z odpowiednim dystansem. Koniecznie po wzięciu poprawki na to, że trudno dostrzec w nich znamiona logicznego postępowania i brania pod uwagę, że na przykład rzucanie petard w stronę zawodników zebranych w polu karnym przy rzucie rożnym to znacznie większego kalibru przewinienie, niż przypinka do koszulki z czerwonym makiem.
Dziś w piłkarskiej centrali zapadła bowiem decyzja o karach za mecze eliminacji rosyjskiego mundialu. Czekaliśmy na nią tym bardziej niecierpliwie, że Rumuni, jedni z naszych głównych rywali do awansu, nawywijali rzucając w meczu z nami race i petardy w kierunku boiska.
Wiadomo – przed nimi bardzo ważny mecz u siebie z Danią, a przecież jednym z czynników wpływających na to, że w tym rejonie świata gra się tak nieprzyjemnie jest kocioł na trybunach. Przez grupę matołów mógł on być jednak rozegrany za zamkniętymi drzwiami.
Nie będzie. FIFA zdecydowała, że Rumuni zapłacą 98 tysięcy franków szwajcarskich kary i będą musieli zagrać nie w Bukareszcie, a na którymś z mniejszych stadionów, za to w jego szczelne wypełnienie federacja nie ma zamiaru ingerować. Czy zatem przeniesienie na mniejszy obiekt tych samych kibiców jest jakąkolwiek karą, poza nieco mniejszymi wpływami z biletów? A przecież przy okazji dostało się też nam, bo PZPN zapłaci 35 tysięcy franków za niesportowe zachowanie kibiców i homofobiczne pieśni.
Nie to jednak sprawia, że oczy otwieramy szerzej ze zdziwienia, a decyzja o innej karze, podjęta na tym samym zebraniu Komitetu Dyscyplinarnego. Za to, że na koszulkach reprezentacji z Wielkiej Brytanii umieszczono maki, konto FIFA zasilą przelewy z Wysp Brytyjskich obliczone łącznie na 100 tysięcy franków szwajcarskich (Anglicy zapłacą 45, Szkoci i Walijczycy – po 20, Irlandczycy z Północy – 15). Razem o dwa tysiące więcej niż w przypadku Rumunów.
Czujecie skalę absurdu? Czerwone maki, dla Wyspiarzy symbol bardzo istotny, bo uosabiający pamięć, honor, dzielną postawę i waleczność. Kwiaty upamiętniające poległych w wojnach. Postawione w jednym szeregu z racami rzucanymi w kierunku piłkarzy i petardami mającymi wymierny wpływ na obraz spotkania, bo w końcu jedna z nich ogłuszyła Roberta Lewandowskiego i na parę minut przerwała rozgrywanie meczu.
Człowiek czyta takie rzeczy i z automatu wyobraża sobie, jak wyglądają te słynne posiedzenia fifowskiej dyscyplinarki…