Pisaliśmy to już wielokrotnie – Cracovia to jedno z największych rozczarowań pierwszej połowy sezony 2016/17. Kompromitacja w eliminacjach Ligi Europy, kompromitacja w Pucharze Polski i kompromitacja w lidze. Jesień “Pasy” kończą z zaledwie punktem przewagi nad strefą spadkową (no chyba że Górnik Łęczna zrobi sensację w Warszawie, wtedy przewagi nie będzie w ogóle). I bardzo wymowny jest fakt, że najlepszą wiadomością dla piłkarzy Jacka Zielińskiego we właśnie kończącej się rundzie jest ta, że za chwilę dorobek punktowy Ruchu zostanie zweryfikowany przez Komisję Ligi.
Cracovia nie przegrała trzech ostatnich meczów w lidze, w tym nie dała się przy Reymonta Wiśle, a także nie dała się będącemu w niezłej dyspozycji Lechowi. Problem w tym, że zawodnicy “Pasów” żadnego z tych meczów też nie wygrali, przez co ich ogólny bilans oscyluje wokół fatalnej średniej jednego punktu na mecz. Do kogo można mieć pretensje o taki stan rzeczy? Chyba do największych papierowych żądeł zespołu, czyli Szczepaniaka, Piątka i Jendriska, którzy razem – w 20 meczach tego sezonu – ustrzelili ledwie dziesięć goli. A do kogo można mieć najmniejszy żal? Do środkowych pomocników z Covilo i Budzińskim na czele, którzy we dwóch mają na koncie już trzynaście bramek.
W meczu z Lechem Covilo zagrał na szóstce, a Budziński na ósemce. Drużyna była napakowana napastnikami, bo od pierwszych minut zagrali Szczepaniak, Piątek i Jendrisek, a jednak po raz kolejny na listę strzelców wpisał się właśnie piłkarz z głębi pola. Budziński zdobył swojego szóstego gola w rozgrywkach, z czego piątego zza pola karnego. I tym samym ruszył w samotną pogoń za będącym najlepszym strzelcem zespołu Covilo, który ma na koncie już siedem goli.
Postawa duetu Covilo-Budziński to jeden z nielicznych pozytywów jesiennych występów Cracovii. Dość napisać, że obaj strzelili niemal 45 procent wszystkich goli zespołu, a przecież żaden z nich nie jest wykonawcą rzutów karnych. W całej lidze tylko Jagiellonia, Lechia, Legia i Lech mają w szeregach bardziej bramkostrzelne duety, i mowa tu o parach napastnik-napastnik, ewentualnie napastnik-ofensywny pomocnik. Natomiast w pozostałych klubach – o zgrozo – tak skutecznej dwójki próżno już szukać.
Prijović, Kante, Kownacki, Biliński, Brożek, Zachara, Śpiączka, Papadopulos, Zwoliński, Nespor – to tylko niektórzy napastnicy, którzy w obecnych rozgrywkach mogą z zazdrością patrzeć na dorobek zarówno Covilo, jak i Budzińskiego. Wiadomo, niektórzy z nich nie grali zbyt wiele, ale to niczego nie ujmuje piłkarzom Cracovii. Pierwszy wykorzystuje świetne warunki fizyczne i bardzo dobrą grę głową, przez co przy każdym stałym fragmencie pod bramką przeciwnika jest mniejszy lub większy popłoch. Drugi natomiast wyspecjalizował się w uderzeniach z dystansu i słynie z tego, że kiedy już strzela, jego gole są pierwszej urody.
Tak naprawdę więc Covilo i Budziński nie zastępują napastników, nie dublują ich pozycji i nie przeszkadzają w wykonywaniu swojej roboty. Oni strzelają w określonych okolicznościach, dzięki czemu cała drużyna jeszcze w ogóle oddycha. Gdyby tylko skrzydłowi i napastnicy “Pasów” potrafili wspiąć się na podobny poziom skuteczności, dziś – podobnie jak w zeszłym sezonie – Cracovia biłaby się o czołowe lokaty. A gdyby Covilo i Budziński legitymowali się skutecznością innych środkowych pomocników z ligi, dziś “Pasy” oscylowałyby wokół wyniku Ruchu, i to już po interwencji Komisji Ligi.
Na wiosnę decydująca okaże się więc odpowiedź na jedno pytanie – czy Covilo i Budziński dostosują się poziomem do reszty, czy jednak to reszta wreszcie zdecyduje się dołączyć do nich?
Fot. 400mm.pl