Reklama

Sędzia przepraszający za błąd to absurd

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

06 grudnia 2016, 08:34 • 18 min czytania 0 komentarzy

Daniel Stefański po kontrowersyjnych decyzjach w meczu Zagłębia Sosnowiec z Chojniczanką Chojnice otrzymywał groźby. – Jeżeli podpuszcza się kibiców, zamiast powiedzieć „Ruszył się, no, stało się”, to do takich sytuacji może dochodzić – twierdzi Zbigniew Przesmycki, szef polskich arbitrów. W dużej rozmowie poruszamy najważniejsze sprawy ze świata sędziowskiego… Który z arbitrów przekroczył granicę uczciwości? Których można nazwać oszustami? Czy sędziemu wypada przeprosić? Czy metr to duży spalony? I wreszcie: komu tak naprawdę przeszkadzają błędy arbitrów? Zapraszamy.

Sędzia przepraszający za błąd to absurd

Nie wypada zacząć od czegoś innego niż ostatniej głośnej sprawy – sędziego Daniela Stefańskiego.

No tak, dwa piękne artykuły Weszło – jeden po drugim – bo przecież miało miejsce wydarzenie epokowe. Szkoda, że trzeciego dnia już nic nie zostało opublikowane.

Reakcja taka, jak i zachowanie arbitrów.

Jakie zachowanie?

Reklama

No właśnie, epokowe. Taki błąd…

…naprawdę taki? Sędzia asystent niezbyt ostro widział sytuację, ale przepis przecież mówi, że bramkarz w momencie strzału ma znajdować się na linii. A on nie stał, jedną nogę oderwał. Owszem, od strony praktycznej został popełniony błąd, bo my szkolimy sędziów tak, by w stosunku do tego przepisu pozwalali na dość dużo. Czas jednak, aby zrozumieć, że nie wszystkie decyzje podejmuje sędzia główny, i akurat asystent, który stoi na linii, obserwując ruch bramkarza przekazał sędziemu swoje stanowisko. Łatwo się mądrzyć, obwiniać Stefańskiego, początkowo sam uważałem, że mógł to puścić. Ale skoro asystent stanowczo upierał się, że bramkarz wyraźnie przekroczył granice przyzwoitości – Daniel poczuł, że nie ma wyjścia, zagwizdał trochę wbrew sobie, choć… przepis został przecież złamany. Może więc tu byśmy się zjednoczyli i wy, jako Weszło, podjęlibyście krucjatę w kwestii zmiany tego zapisu?

My? A dlaczego nie szef polskich sędziów?

Mimo że mam kontakty, to nie jestem umocowany w IFAB (Międzynarodowa Rada Piłkarska – przyp. PT). Denerwuję się jednak, bo ten przepis jest martwy, przecież przedwczesne wyjście bramkarza jest powszechnie akceptowanym naruszeniem przepisów. Z niezrozumiałych względów ich treść do dziś nie została zmieniona, więc próbujemy odnaleźć się w tej rzeczywistości. Dodam jeszcze, że asystent Daniela oglądając powtórkę, złapał się za głowę: „Kurczę, widziałem to zupełnie inaczej”.

Pan z nim rozmawiał. Dostał ochrzan od szefa?

To młody, obiecujący chłopak, do tej pory dobrze pracował na wysokim poziomie… Ale tak sobie myślę, że skoro wy krytykujecie sędziów, a ja obserwuję błędy w pracy dziennikarzy czy widzę nielogiczne decyzje trenerów – może byśmy dokonali zamiany ról i my zostaniemy oceniającymi?

Reklama

Komentator czy dziennikarz, który popełnia błąd, nie ma realnego wpływu na wynik. Od sędziego zawsze będzie oczekiwać się nieomylności.

Jakie to ma znaczenie? Nieomylność jest tylko tam, gdzie się nic nie robi. Czy łatwiej się pracuje z gwizdkiem w ręku, podejmując natychmiastowe decyzje czy z mikrofonem lub przysłowiowym piórem w ręku, mając zdecydowanie więcej czasu do namysłu? Sędziowanie to akurat zawód, w którym praca decyduje o wyniku. Gdyby się jednak zastanowić, jaki wpływ na poziom sędziowania mają np. media, doszlibyśmy do prostego wniosku – im więcej będzie się ględzić i opowiadać głupot, tym więcej osób, myśląc o karierze arbitra, powie: „Co, matkę i ojca zabiłem?”. Spójrzmy również na negatywny stosunek wobec sędziego u niektórych rodziców trampkarzy, części trenerów grup młodzieżowych. Kto dziś zechce być tym chłopcem do bicia? Kto zechce podjąć się tak trudnego zajęcia, kiedy nawet na szczycie czeka ogromna presja z kilkunastoma kamerami na meczu i dwoma znawcami tematu za mikrofonem? Zaryzykuję stwierdzenie, że większość krytykantów wychodzi z gwizdkiem na środek boiska i – przepraszam za sformułowanie – po paru minutach robi na rzadko.

Prawdą jest, że po tym meczu Daniel Stefański otrzymywał groźby?

Tak, dostał je w wiadomościach tekstowych.

I to jest poważna sprawa.

Bardzo poważna. Jeżeli jednak podpuszcza się kibiców, zamiast powiedzieć „Ruszył się, no, stało się”, to do takich sytuacji może dochodzić.

Czy jesteście w stanie coś zrobić, kiedy sędzia otrzymuje groźby?

Raczej nie. Podejrzewam, że te wiadomości nie były wysyłane przy wykorzystaniu prawdziwych danych. Zresztą, dziś zdobyć numer i nawiązać kontakt z kimś obcym nie jest trudno. Tym sposobem zagrożenie dla sędziów rośnie… Kiedyś Tomek Musiał w drodze na mecz też otrzymywał pogróżki.

Była zmiana arbitra?

Nie, Tomek wyszedł na boisko i dobrze prowadził spotkanie. Wracając jeszcze do Stefańskiego, to moją odpowiedzią na całe zamieszanie było obsadzenie go w meczu Śląsk-Legia. Co prawda Daniel mógł przeciwstawić się zdecydowanemu asystentowi: „Kolego, nie powtarzamy”, ale myślę, że mało kto by tak postąpił. UEFA teraz też już nagrywa rozmowy pomiędzy sędziami. Nie mają więc miejsca żadne pretensje do arbitra, gdy rzut karny dyktuje się na podstawie decyzji dodatkowego sędziego asystenta. Jest nawet wymóg, by w pełni respektować decyzję współpartnera, który obserwuje konkretny obszar. I w przypadku błędu to asystent otrzymuje niższą notę, bez wpływu na ocenę głównego.

Zazwyczaj cała odpowiedzialność spada na głównego arbitra, to on podejmuje finalną decyzję.

Niestety. Po meczu Legii z Lechem wielu uznawało Szymona Marciniaka za winowajcę, a on przy decyzji o braku spalonego Hamalainena musiał uwzględnić stanowisko asystenta.

Meczem Śląsk-Legia pokazał pan zaufanie wobec Stefańskiego, a…

… nie chodziło tylko o zaufanie. Daniel ma bardzo dobry sezon, wiele rzeczy poukładanych i na ten mecz mi pasował.

POZNAN 23.03.2016 SPOTKANIE KLUBOW EKSTRAKLASY --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE CLUBS MEETING DANIEL STEFANSKI ZBIGNIEW PRZESMYCKI FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

A asystent? Poszedł na ławkę rezerwowych?

Zakończył tamtym meczem rundę, ale dlatego, że to sędzia pierwszoligowy. W tej samej kolejce wysłałem również na ważny mecz pierwszej ligi Szymona Marciniaka i on pojechał ze swoim składem – Sokolnickim i Listkiewiczem. Natomiast Stefański pojechał tylko z asystentem Ekstraklasy Golisem, plus ten młody człowiek.

Jak się nazywa?

A co to za różnica? Ma na imię Krzysztof i jest to perspektywiczny asystent, z którego będziemy mieli dużo pożytku… Wykonaliśmy gest w stronę klubów pierwszoligowych – Marciniak swój mecz prowadził bardzo dobrze i Stefański, gdyby nie ten cholerny karny, również. Pochwały ze strony komentatorów telewizyjnych miały wyjątkowo pozytywny charakter.

Znów przeklęta okazała się pierwszoligowa Chojniczanka.

Szóstkę w Lotto też można trafić – prawdopodobieństwo wynosi jeden do trzynastu milionów. Że padło na Chojniczankę, to zupełny przypadek.

Nie ulega wątpliwości. Natomiast panowie Sebastian Krasny i Tomasz Wojda tej szóstki to raczej nie trafili…

No tak, coś tam się zdarzyło. Ale ile razy w meczach piłkarskich gaśnie światło w takich okolicznościach?

A ile razy w sytuacjach, gdy gaśnie światło, arbiter pisze w raporcie, że wznowiono grę bez gwizdka, gdy jego gwizdek wyraźnie słychać?

Zgoda, ja bronię chłopaków, staję po ich stronie, ale są pewne granice. Wyznacza je przede wszystkim uczciwość.

Ta granica została tutaj przekroczona?

Oczywiście. Wydział Dyscypliny PZPN wydał komunikat o trzymiesięcznej dyskwalifikacji Krasnego w związku z tym, że nie oddał prawdy w protokole pomeczowym. Na boisku mają miejsce różne sytuacje – Tomek Wajda zwyczajne odjechał, gdy asystent niesłusznie go przekonywał do swoich racji – ale to nie wyszło poza granice błędu sędziowskiego. Moim zdaniem, to co zrobił Sebastian Krasny to wstyd.

Spokojnie, za moment rozpoczyna się przerwa w rozgrywkach, te trzy miesiące też szybko zlecą…

Nie chcę się teraz na ten temat wypowiadać. Zajmiemy się sprawą w nadchodząca niedzielę podczas posiedzenia zarządu KS PZPN.

Więc ja zapytam inaczej: Krasny jest u pana skreślony?

(chwila ciszy) Powtórzę: przekroczył granicę, której nie powinien przekroczyć. Sytuacja boiskowa może przerosnąć każdego, również pod względem psychicznym, można w drodze do szatni zreflektować się i po ludzku stwierdzić „Boże, ja zgłupiałem”, ale z przypadkiem takiego uporu wbrew faktom wcześniej się nie spotkałem.

Bo to chyba ewenement na skalę międzynarodową.

Na tym poziomie rozgrywek pewnie tak.

Z kolei po błędzie Wajdy zadzwoniliśmy do niego po wyjaśnienia, on skierował do pana po zgodę, ale pan tej zgody na rozmowę już nie dał.

Bo co Wajda miał powiedzieć? Ja też widziałem tę sytuację, a Tomek mi od razu po meczu przekazał: „Tamten [asystent – przyp.red] się uparł, ja miałem wątpliwości, brakło mi zdecydowania”.

A nie brakuje takiemu sędziemu możliwości wytłumaczenia się kibicom, przedstawienia swojej perspektywy? Tej ludzkiej twarzy?

Może Tomkowi tego brakowało, ale ja uważałem, że taka rozmowa nie miała sensu.

Pan uważa, że sędziowie powinni trzymać się z daleka od tego typu spraw?

Żeby była jasność: wydaje mi się, że to ja od początku mojego przewodniczenia otworzyłem się na media i powstało wiele artykułów z sędziami w rolach głównych. Natomiast są przypadki, że wypowiedź samego sędziego nic już nie zmieni. Co on powie w takiej sytuacji? Przeprosi?

Może właśnie przeprosi?

A za co?

Za błąd, który wpłynął na wynik i skrzywdził jedną z drużyn.

To byłby kompletny absurd! Gdyby okazało się, że sędzia dzień wcześniej pił wódkę i nie był przygotowany do pracy, to tak. Jeżeli jednak wychodzi na boisko przygotowany najlepiej jak potrafi i akurat dana sytuacja go przerasta, to za co miałby przepraszać? To nie jest sposób na ulepszanie wizerunku sędziego.

Ale to sami zawodnicy, choćby z Ekstraklasy, mówią co jakiś czas, że sędzia ich przepraszał.

Ostatnio to był ponoć asystent Szymona Marciniaka po meczu Legia-Lech. Wiem jednak, że tak nie było. Dla mnie wzorcowym przykładem, wspierającym moje spojrzenie na sprawę, jest zachowanie zawodników wobec swojego kolegi nie strzelającego karnego lub nie trafiającego z paru metrów do pustej bramki. Czy ktoś z nich oczekuje przeprosin? Najczęściej klepią kumpla po plecach i mówią: „Nie martw się, to się zdarza”.

Wyobraźmy sobie, że równo z końcowym gwizdkiem piłkarze podchodzą do sędziego i mówią „Za co pan wcześniej podyktował tego karnego? Przecież tam nie było faulu”. Arbiter, świadom już całej sytuacji, odpowiada: „Macie rację, to była moja pomyłka. Panowie, przepraszam”. Dla pana to niedopuszczalne?

Niezależnie od tego, co powiedziałem wcześniej, jest to dopuszczalne. Musi to jednak wynikać z wewnętrznej potrzeby sędziego. Mięśnie się łatwo odbudowują, wystarczy jeden, góra dwa dni, ale pozostaje kwestia głowy. Jeżeli przeprosiny pomogą sędziemu w regeneracji jego psychiki to niech przeprasza. Nie, nie zabraniam sędziom przepraszać, ale co do zasady nie widzę ku temu powodów.

WARSZAWA 22.10.2016 MECZ 13. KOLEJKA LOTTO EKSTRAKLASA SEZON 2016/17 --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE MATCH IN WARSAW: LEGIA WARSZAWA - LECH POZNAN 2:1 TOMASZ JODLOWIEC MICHAL KOPCZYNSKI SZYMON MARCINIAK GUILHERME MARCIN ROBAK FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Akurat za mecz Legia-Lech odsunięty na jakiś czas został asystent Paweł Sokolnicki.

Po prostu trochę odpoczął. Moim zdaniem, musiał odpocząć.

To była forma kary?

Dla mnie nie. Nie żądam, aby ktoś, kto w danej sytuacji zawalił, odbierał taką decyzję w ten sposób.

Gdybym odebrał dziś telefon od pracodawcy: „Dałeś słaby tekst. Lepiej będzie, jeśli nie będziesz pisał przez dwa tygodnie”, to miałbym poczucie zawalonych obowiązków. Nie czułbym się z tym dobrze.

To indywidualna sprawa. Ciągle musimy brać pod uwagę różnice w pracy dziennikarzy i sędziów. Gdybym wykonywał coś bez presji czasu, to być może miałbym poczucie zawalonych obowiązków.

Jednak wielu arbitrów tak może to postrzegać: zostałem ukarany.

Niech więc tak postrzegają, to nie boli i nie przeszkadza w rozwoju. Jeżeli asystent, który otrzymuje za mecz dwa tysiące złotych, dowiaduje się, że nie będzie uwzględniany w obsadzie to można pomyśleć, że to kara, bo zarobi mniej. Jeżeli jedzie na pierwszą ligę to można pomyśleć, że to kara, bo w pierwszej lidze są niższe stawki. My jednak chcemy zawodowym piłkarzom z zaplecza Ekstraklasy dawać też zawodowych sędziów, wiosną będą oni sędziowali mecze pierwszej ligi jeszcze częściej.

Jeszcze co do sprawy Hamalainena – było głośno, bo duży spalony, bo aż 70 centymetrów. Czy ktoś się jednak zastanowił, ile to jest? W sytuacji stacjonarnej to byłoby bardzo dużo, ale w sytuacji dynamicznej – to tyle, co jeden krok.

Szymon Marciniak też miał w tym sezonie moment, kiedy odpoczywał.

Proszę pamiętać, że Szymon jednak nie jest ze stali, praktycznie nie miał przerwy letniej.

On pewnie uważa, że ze stali jest.

Ja myślę, że już tak nie uważa. Co prawda 35 lat w sędziowaniu na tym poziomie to wiek niemal juniorski, ale nie ma ludzi nie do zdarcia. Musimy myśleć o przyszłości, jeszcze przynajmniej dziesięcioletniej. Ostatnio Szymon sędziował ważny mecz w pierwszej lidze, wcześniej towarzyskie derby Holandia-Belgia. W ostatni piątek znów w Ekstraklasie, bo w środę gwiżdże mecz Ligi Mistrzów, i to chyba najbardziej spektakularny [Real Madryt – Borussia Dortmund–przyp.PT). To są ciągle wysokie obciążenia i dlatego nie powierzamy ich przypadkowi.

Marciniak nie miał już tej rundy na tak wysokim poziomie, do którego zdążył nas przyzwyczaić.

Zgoda, rozpoczął ten sezon meczem Legia-Jagiellonia, w którym nie podyktował rzutu karnego. Ale ja go usprawiedliwiam: poszła niespodziewana kontrakcja, faul był blisko linii końcowej, gdzie zawsze jest większa pokusa dla napastnika, by się przewrócić. Miał wątpliwości, był zbyt daleko od akcji i dlatego nie gwizdnął. Powiedzmy sobie jednak szczerze: Szymon jako jedyny debiutujący na EURO 2016 sędziował w play-off, później – do półfinału włącznie – był sędzią technicznym. Spisał się bardzo dobrze. To było duże zaangażowanie i obciążenie, a jak znam Szymona to nawet pracując między strefami technicznymi sędziował. Pewnie jeszcze długo będzie fizycznie przygotowany, by gwizdać niemal co drugi dzień, psychicznie też jest bardzo silny. Ale liczne podróże, mnóstwo czasu spędzonego na lotniskach i częstotliwość meczów sprawiają, że należy podchodzić do jego obciążeń meczowych z dużym rozsądkiem. Dodam tylko, że jego odpoczynek po pierwszym meczu ligowym wynikał z kontuzji, której się nabawił na treningu.

Teraz byśmy nie powiedzieli, że był najlepszym sędzią ligowym w rundzie jesiennej. Kto w takim razie?

Faktycznie, ta runda to wyrównanie poziomu sędziów… Wysoki poziom prezentowali Kwiatkowski i Stefański – i to z uwzględnieniem wczorajszej decyzji o podyktowaniu rzutu wolnego, po którym padła bramka dla Lecha. Jakubik sędziował bardzo dobrze, ostatnio podważano niektóre jego decyzje, ale praktycznie wszystkie były poprawne. Raczkowski też jeździ po Europie na okrągło – sam dostaje nominacje, asystuje u Marciniaka – i trzeba uważać, by go nie przemęczyć. Frankowski dobrze się spisywał, Przybył się rozwinął. Musiał i Gil sędziują na swoim dobrym poziomie. A przecież o Szymonie też można mówić tylko dobrze, po prostu wcześniej rozpieścił nas swoim pozbawionym znaczących błędów sędziowaniem. Trzeba wspomnieć również o kilku sędziach z grupy Top Amator ze Złotkiem na czele, którzy dobrze sobie radzą w Ekstraklasie. Gdybyśmy zrobili rubrykę „błędy sędziowskie”, którą ja bym wypełniał, okazałoby się, że na tle innych czołowych lig europejskich jest ich stosunkowo niewiele, a i ich kaliber jest mniejszy. Musimy, niestety, uświadomić sobie, że na sędziowaniu, tak zresztą jak na graniu w piłkę, znają się wszyscy. W przypadku ośmiu kontrowersyjnych sytuacji jedne opinie dowiodą, że osiem decyzji jest błędnych, drugie opinie – że osiem jest poprawnych.

Generalnie, jestem ciekaw, jak praca sędziów będzie wyglądała w przyszłości. Aktualnie testowany jest wariant z dodatkowym sędzią, siedzącym poza stadionem, w wozie transmisyjnym. Ma on do dyspozycji obraz z wszystkich kamer, niezależny od przekazu telewizyjnego i jest w kontakcie „słuchawkowym” z głównym arbitrem. Przekazuje mu swoje spojrzenie na daną sytuację, które tak naprawdę jest podjęciem decyzji. Mówi: „ręka” i jest dyktowany rzut karny. Przeżyłem to testowo podczas meczu Jagiellonii i wiem, że nie wszystko natychmiast jest oczywiste, czas zabiera choćby dotarcie do wystarczająco ostrej kamery. Może się więc zdarzyć, że po nieoczywistym kontakcie piłki z ręką w polu karnym pójdzie kontra i padnie bramka. W tym czasie sędzia TV dostrzeże rozmyślny kontakt piłki z ręką i poinformuje o tym głównego sędziego – ten nie uzna bramki i podyktuje rzut karny w drugą stronę. Wyobraża pan sobie teraz krytykę, jeśli i w takim przypadku zostanie popełniony błąd? Dla mnie to wszystko jest takie…

Jakie?

Uważam, że piłka jest po prostu biznesem, w którym sporo miejsca poświęca się na dyskusję o decyzjach sędziów. Przyzna pan, że jeżeli błędne lub co najmniej kontrowersyjne decyzje mają miejsce, to dla was dobrze – będzie wierszówka. Błędy sędziowskie mają miejsce od zarania futbolu, a jednak ciągle on się rozwija, budżety wielkich imprez rosną, Liga Mistrzów płaci coraz więcej, a transfer zawodnika za sto milionów EURO spłaca się błyskawicznie ze sprzedaży gadżetów z jego nazwiskiem. I tak się zastanawiam: komu te błędy sędziowskie przeszkadzają? Niemcy np. do dziś twierdzą, że w 1966 roku nie powinien być uznany gol dla Anglików na 3:2 i finał MŚ mógł się potoczyć inaczej. A ja byłem ostatnio w Azerbejdżanie, tam Stadion Narodowy nazwali imieniem Bachramowa – arbitra liniowego, który podjął decyzję o uznaniu bramki na tamtym mundialu. Stoi tam też jego pomnik. I to wszystko z powodu jednej, sławnej decyzji.

Czy pan teraz zapytał, komu przeszkadzają błędy sędziów?

Tak, dobrze pan słyszał. Niech pan spojrzy oczami biznesmena, bo pan jako dziennikarz – dzięki temu, że piłka jest bogatym sportem – też czerpie z tego korzyści. Biznes kręci się coraz lepiej, ważnym jego elementem jest piękno gry z płynnością prowadzenia akcji. Zgoda, goal line technology się broni, bo nie wpływa na płynność, ale wideo sędziowanie już niekoniecznie. Czy zatem, zarządzając światową piłką, podjąłby pan decyzję, która może wpłynąć na płynność i atrakcyjność futbolu? Wiem, że to kontrowersyjne spojrzenie. Dlatego ugodowo stwierdzę, że wideo sędziowanie będzie dobrze wpływało na piłkę, jeśli sędziami TV będą faktycznie sędziowie na wysokim poziomie, specjaliści tylko w tym zakresie.

Wróćmy na ziemię… Jaki jest dziś status sprawy panów Mularczyka i Sadczuka?

Nie wiem, czy wszyscy zdają sobie sprawę z powagi sytuacji – system, w którym pracujemy, zawiera samoocenę sędziego i obserwację telewizyjną. Zderzenie tych dwóch sporządzonych niezależnie od siebie spojrzeń pozwala nam na zidentyfikowanie błędów, jakie popełnił arbiter i ocenę jakości jego pracy w meczu. Obserwator TV na poziomie pierwszej i drugiej ligi to jeden z sędziów lub asystentów zawodowych, anonimowy dla sędziego prowadzącego mecz. Porozumiewanie się między sobą sędziego i obserwatora TV w celu ustalenia „jednej” wersji obu sprawozdań oznacza po prostu oszustwo. A my oszustów nie potrzebujemy.

Czy ta sytuacja nie pokazała niedoskonałości tego systemu?

Nie, nie pokazała. Niby dlaczego?

Dokonano oszustwa z wykorzystaniem luki w systemie.

W każdym systemie wszystko zależy od ludzi. Jeżeli są w nim oszuści, to oszustwa też będą. Kiedyś miały miejsce telefony do obserwatorów: „Ja wyżej ocenię twojego sędziego, ty wyżej ocenisz mojego”, a dziś – obserwator nie jest już panem sytuacji, sam ma trochę pod górkę, bo weryfikowana jest też zgodność jego raportu z rzeczywistym obrazem. Dlatego na pytanie, czy system jest niedoskonały, odpowiadam: lepszego nie będzie. A jeszcze arbiter prowadzący mecz może odnieść się do interpretacji z obserwacji technicznej – my te opinie potem porównujemy, odpisujemy i sędzia wie, jak zostanie oceniony.

Słyszałem zdania, że rozwiązanie na mój wniosek umowy z Sadczukiem i odsunięcie od obsady Mularczyka, bo on jako sędzia pierwszoligowy kontraktu nie miał, to przesada. Dla mnie innej możliwości jednak nie było. Bronię moich chłopaków jak tylko mogę, bo wiem jak trudne i ocenne jest sędziowane. Ale w sytuacjach przekroczenia bariery uczciwości jestem dogmatyczny. Niezależnie od tego, że wierzę iż to był przypadek jednostkowy, zapewniam, że nikt więcej nie odważy się ryzykować swojej kariery takim zachowaniem. Ktoś powie, że w głowach tych ludzi panowała jeszcze z dawnych czasów fałszywie pojęta koleżeńskość, dla mnie jednak to było oszustwo.

POZNAN 23.03.2016 SPOTKANIE KLUBOW EKSTRAKLASY --- POLISH FOOTBALL TOP LEAGUE CLUBS MEETING PIOTR TENCZYNSKI MICHAL PROBIERZ ZBIGNIEW PRZESMYCKI FOT. PIOTR KUCZA/ 400mm.pl

Podaliśmy kilka nieprzyjemnych przykładów z ostatnich miesięcy: oszustwo Krasnego, błędy w meczach Stefańskiego czy Wajdy, odsunięcie Sokolnickiego, sprawa Mularczyka i Sadczuka…

… to normalne w życiu każdej organizacji. Ale, mówiąc szczerze, wnerwia mnie wkomponowanie w „kilka nieprzyjemnych przykładów” nazwisk Daniela i Tomka. Protestuję przeciwko podnoszeniu normalnych, ludzkich błędów sędziowskich do rangi nieprzyjemnych przykładów. Tak, wszystko co wychodzi poza granice uczciwości może, a nawet musi być nazwane nieprzyjemnym przykładem, ale tylko to.

W porządku, ale czy liczył pan, że w 2016 roku takich afer i kontrowersji będzie mniej? One ten rok panu psują?

Dla osoby postronnej to pytanie sugeruje, że nasza organizacja jest pełną afer i niezdefiniowanych kontrowersji. A przecież kontrowersja to nic nagannego i ich liczba zawsze będzie miała wymiar losowy. W kwestii afer mnie przychodzi do głowy tylko sędzia grający u bukmachera, ale do takich sytuacji już nie dopuścimy.

Mówiąc o aferach mam na myśli przede wszystkim te sytuacje spoza boiska. Wspomnieliśmy o nich.

I dlatego zastosowałem takie rygorystyczne podejście do sędziów, którzy w nich uczestniczyli. Natomiast nieskromnie powiem, że uważam ten rok za udany – wielu sędziów zrobiło duży progres, Szymon Marciniak jako pierwszy polski arbiter prowadził mecze w finałach EURO. Natomiast na sędziowanie w Ekstraklasie patrzymy często przez pryzmat wszechobecnej, wścibskiej kamery, która często pokazuje błędy, które z wysokości trybun były niezauważalne.

Poza tym, w pierwszej lidze zawodowcom, którzy grali w Ekstraklasie, sędziują amatorzy, ale podlegają wszelkim rygorom obowiązującym na szczeblu centralnym. I dlatego, na przykład, sędzia, który przekazał z opóźnieniem raport z wykonywania treningów został zdjęty z meczu w ostatniej kolejce pierwszej ligi. Sędziowie wiedzą, że w kwestii wywiązywania się z obowiązków to nie ma zmiłuj, choć oni też mają swoją, często wymagającą pracę zawodową, swoje problemy rodzinne. Rozumiem, że są kontrowersyjne opinie co do decyzji sędziowskich, ja nawet mógłbym co kolejkę stawać w kontrze do dziennikarskich opinii – jakichś nieprzemyślanych tekstów czy niewydrukowanych tabel – ale to byłoby nudne. OK., niech się dziennikarze wykonują swoją pracę, biznes musi się kręcić.

My już natomiast myślimy o roku sędziego, być może w 2018, w którym będziemy chcieli przy pomocy mediów pokazać, jak trudne jest to zajęcie, że arbiter ma prawo się pomylić, że nie koniecznie trzeba rzucać wyzwiskami. Ha, nawet były członek zarządu PZPN [Roman Kosecki – przyp. PT] miał wpadkę, a potem przepraszał i to szczerze. Chcemy, żeby talenty sędziowskie zgłaszały się do nas i nam nie uciekały. Chcemy, żeby kursy dla kandydatów były tańsze i krótsze, żeby w uproszczonej ścieżce sędziowskiej dla byłych wysokiej klasy zawodników ktoś mógł po roku być w drugiej, może pierwszej lidze. Niech spróbują, wyjdą na mecz i zobaczą. Może akurat powiedzą: „Podoba mi się, to dla mnie”.

A są chętni wśród tych byłych zawodników?

Nie ma.

Pan się dziwi?

Wcale się nie dziwię! Na początku kariery sędziowskiej zaczynałem z Andersem Friskiem, byliśmy razem w Szwajcarii na ME do lat 16. On miał 26 lat, ja – 40. Zrezygnował będąc na topie, bo nie wytrzymał presji. Po meczu UEFA, w którym podjął kontrowersyjną decyzję, otrzymał groźby dotyczące również najbliższych. I powiedział: dość.

Jeździ pan na mecze? No, to wie pan, co się dzieje. Kiedyś w rozmowie z panem powiedziałem, że cieszę się, że syn zrezygnował z sędziowania. Bo to trudna robota, w której niekiedy sędzia znajduje się w obszarze, w którym przestaje liczyć się ludzka godność – tak zwani kibice potrafią wyć na arbitra przez półtorej godziny, trenerzy rozpoczynają wydziczanie się od pierwszego gwizdka. Trzeba tę robotę kochać, realizować się w niej, aby wytrwać.

Rozmawiał PIOR TOMASIK

Najnowsze

EURO 2024

Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu

Antoni Figlewicz
0
Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu
Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
11
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Weszło

EURO 2024

Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]

Szymon Janczyk
8
Yma o Hyd! Jak futbol pomaga ocalić walijski język i tożsamość [REPORTAŻ]
Inne kraje

Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Michał Kołkowski
10
Sto lat za Anglikami. Dlaczego najlepsze walijskie kluby nie grają w krajowej lidze?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...