Wiadomo, wczoraj temat był jeden. Reprezentacja Polski zagrała jeden z najlepszych swoich meczów w XXI wieku, Kamil Grosicki zdobył jedną z najładniejszych bramek dla kadry w XXI wieku, ogółem działo się wiele, w dodatku były to rzeczy wyjątkowo dla nas przyjemne. Ale przecież świat nie kończy się na Bukareszcie. Meczów wczoraj było zatrzęsienie, a o niektórych z nich nie wypada nie wspomnieć. Co więc przeoczyliśmy, gdy wpatrywaliśmy się w kunszt Piszczka, Lewandowskiego czy TurboGrosika?
1) Ormiański poker. Tym razem daje, nie zabiera
Pod względem dramaturgii i emocji – bezsprzecznie najlepszy mecz rozegrany we wczorajszej serii. Armenia przyjęła Czarnogórców w Erywaniu, największe wsparcie otrzymując chyba od polskich kibiców rozgrzewających się przed swoim bukaresztańskim daniem dnia. Czarnogóra to w końcu mała rewelacja pierwszych kolejek tych eliminacji – wyjazdowe zwycięstwo nad Danią, do tego urwane punkty w Rumunii i pewne 5:0 z Kazachstanem. Efekt? Tyle samo punktów, co faworyci z Polski.
Zaczęło się zgodnie z planem – Kojasević i Jovetić szybko pokazali, że sama magia Mkhitaryana to trochę za mało, by tworzyć silną reprezentację. Kilka niewykorzystanych okazji już w pierwszych minutach – choćby strzał ze szpica tuż nad poprzeczką z kilkunastu metrów – potem dwa szybkie strzały już w sieci. 2:0 do przerwy i wizja dziesięciu punktów po czterech kolejkach – nie bylibyśmy szczególnie zdziwieni, gdyby w Podgoricy strzeliły wtedy pierwsze szampany. Tym bardziej że gospodarze, szczególnie w defensywie grali tak, jakby od zawsze fascynowała ich polska Ekstraklasa, a wzorem piłkarza był kielecki Ouattara. Ale Ormianie – co udowodnili w meczu z Polską – nie są narodem skorym do wywieszania białej flagi. Już pięć minut po wznowieniu gry – Grigoryan dał kontakt. Na kwadrans przed końcem wyrównał Haroyan, a w międzyczasie gospodarze mieli jeszcze kilka okazji do zdobycia bramki. Tak jak w pierwszej połowie wzorem dla Ormian był Ouattara, tak Czarnogórcy w drugiej odsłonie odtwarzali idealnie grę Wierchowcowa.
Pomyślelibyśmy, że mecz był ustawiony na HT/FT, ale w trzeciej minucie doliczonego czasu gry Armenia strzeliła na 3:2. Sensacja? W tamtych rejonach nie ma pojęcia sensacja. Zresztą, los zagrał z Ormianami w pokera – co im zabrał z Polską, oddał wczoraj.
2) Kryzys, kryzys i po kryzysie?
Reprezentacja Anglii, dumni Synowie Albionu, w kryzysie są mniej więcej od momentu, gdy Paul Gascoigne dowiedział się, że gaz robi gaz. Kolejne turnieje, kolejne pokolenia, kolejne talenty, gwiazdy, weterani i wyjadacze – i od 20 lat nie zmieniają się tylko wyniki. Poniżej oczekiwań. W 2016 roku mieliśmy małe apogeum – angielskie kluby od lat zawodzą w europejskich pucharach, liga pompuje coraz więcej pieniędzy w zagraniczne gwiazdy, każdy młody Anglik, który prosto kopnie w piłkę automatycznie otrzymuje na konto siedmiocyfrowe kwoty, reprezentacja odpada z Islandią (Islandią! Ma mniej mieszkańców niż Manchester United kibiców w swoim hrabstwie), a selekcjoner okazuje się przekręciarzem. Zanim Sam Allardyce zabrał się za uzdrawianie futbolu w Anglii, został skompromitowany, a od zastępującego go Garetha Southgate’a nie wymagało się niczego – w obecnej kondycji i sytuacji, stawianie jakichś wygórowanych celów byłoby absurdem.
Ale Southgate zabrał się do roboty. Tam zamienił, tu odświeżył i… Po czterech kolejkach Anglia ma dziesięć punktów, stosunek bramek 6:0, za sobą zaś świetny mecz ze Szkotami. 3:0, duża świeżość, świetny występ przede wszystkim bocznych obrońców, 26-letnich Kyle’a Walkera i Danny’ego Rose’a. Wreszcie Anglicy zyskują styl i pomysł na swój zespół? Na razie po prostu porządnie zaczęli eliminacje. To wbrew pozorom bardzo dużo, biorąc pod uwagę jakie tornado przeszło przez ich futbol w ostatnich kilku miesiącach.
3) Cześć Serge, bardzo miło cię poznać!
Rocznik 1995, 21 lat, za sobą występy przede wszystkim w młodzieżowych zespołach Arsenalu. Serge Gnabry w tym sezonie robi jednak kolejny krok – już w dorosłym Werderze zagrał dziewięć meczów, wcisnął w nich cztery gole i był ważnym ogniwem klubu, który sportowo zatracił się już dawno, ale jakąś markę wciąż ma. Dokładając do tego dobrą grę w młodzieżówce – dał powody, by otrzymać szansę w Die Mannschaft.
Początek przypomina nam trochę wczesnego Milika. Gnabry’ego wzięto na bardzo luźny mecz z San Marino. Wyszedł u boku Goetze i Mullera, a następnie… Trzasnął hat-tricka.
Najładniejsze „dzień dobry” powiedziane reprezentacyjnej piłce od dawna. I w sumie fajnie, że nie czujemy, że nasze talenty są na jakiejś diametralnie innej półce niż Gnabry. A fryzury mają lepsze.
Przy okazji – rzućcie jeszcze okiem na pojedynek Werder-Arsenal na Twitterze:
@werderbremen_en On the subject of hat-tricks, remember this? pic.twitter.com/AUsckp5kqs
— Arsenal FC (@Arsenal) November 11, 2016
4) Mur z Meksykiem nie pomógł
Nie wiemy, czy USA postawi mur na granicy z Meksykiem, natomiast możemy z pewnością powiedzieć, że nie zrobili tego ich piłkarze w starciu obu reprezentacji. Amerykanie przegrali bowiem 1:2 i szczególnie pierwsza bramka to farfocel pierwszej klasy – najpierw gospodarze nie dali rady wygrać przebitki, potem pozwolili dojść Layunowi do strzału, rykoszet, Howard rzuca się jak chłop na babę i wpadło. Jeśli podobnej jakości będzie ten mityczny mur, to granicę przekroczy słoń pomalowany w barwy Meksyku.
Wiadomo, że miało to spotkanie kontekst polityczny, więc trzeba też podkreślić, że nie przełożyło się to na atmosferę na trybunach – nie było wzajemnej wrogości, nic z tych rzeczy. Kibice po prostu cieszyli się z piłkarskiego święta, nie myśleli o polityce, nie rzucali petardami… Klasa.
5) Azerbejdżan wraca do szeregu
W trzech meczach siedem punktów, bez straconej bramki – wielu drużynom moglibyśmy przypisać w ciemno taki bilans w eliminacjach, ale na pewno nie Azerbejdżanowi. To drużyna przecież personalnie słaba, w rankingu FIFA osiadła na marnym 88. miejscu, więc generalnie trudno spodziewać się po niej fajerwerków i serii zwycięstw. A jednak, zgodnie z planem pokonali San Marino, potem nadprogramowo ogolili Norwegię, dwa punkty stracili Czesi i zaczęło się robić ciekawie. Mieli prawo Azerowie wierzyć, że i Irlandia Północna okaże się rywalem w zasięgu, bo to owszem, finalista Euro, ale żaden futbolowy potentat. Niestety, wyjazd do Belfastu okazał się dla nich końcem (na razie?) pięknego snu, bo dostali czwórkę w cymbał, samemu nie odpowiadając niczym. Rozliczyły ich stałe fragmenty Wyspiarzy, na przykład rzut z autu, czyli wstyd kompletny.
6) Wieczór pięknych goli w Danii