Kojarzycie Piotra Leciejewskiego? Jeśli nie, jakoś niespecjalnie nas to dziwi. Ot, zaliczył kilkanaście występów w Ekstraklasie w barwach Górnika Łęczna, gdzie jednak nie zdołał zatriumfować, a następnie spakował walizki i ruszył do Norwegii, w której siedzi nieprzerwanie od ośmiu lat. Swego czasu głośno zrobiło się o nim, gdy dość stanowczo dziwił się brakowi powołania do reprezentacji Polski, a także gdy do mediów wyciekły deklaracje o jego rzekomej chęci gry w kadrze Norwegii. Choć później było o nim już raczej cichutko, dziś może jednak cieszyć się swoimi pięcioma minutami sławy.
W organizowanym przez norweski związek piłki nożnej plebiscycie Leciejewski został bowiem uznany najlepszym bramkarzem w lidze (w Norwegii gra się w systemie wiosna-jesień). Trenerzy, kapitanowie i kibice nie mieli większych wątpliwości komu należy się nagroda. Polak zebrał aż 49 procent głosów, zostawiając daleko w tyle dwójkę konkurentów – młodzieżowego reprezentanta Norwegii, Sondre Rossbacha z trzeciego w tabeli Odds BK, i golkipera mistrza kraju, André Hansena.
Kiedy przyjrzymy się faktom, tak zdecydowane zwycięstwo nie powinno jednak nikogo zbytnio dziwić. Brann Leciejewskiego jako beniaminek zdołało bowiem wywalczyć wicemistrzostwo kraju i zapewnić sobie udział w eliminacjach Ligi Europy, zaś były bramkarz Górnika Łęczna dołożył do tego sukcesu sporą cegiełkę. W minionym sezonie zachował 12 czystych kont, czyli najwięcej spośród trójki nominowanych (choć trzeba zaznaczyć, że w ostatecznym rozrachunku Hansen wpuścił dwa gole mniej), a na przestrzeni całego sezonu norweskie media nie szczędziły mu pochwał.
– Duże kluby odwiedzają Norwegię i mam większe szansę być zauważonym niż w Polsce. Muszę stawiać przed sobą nowe cele, bo nie ma piłkarza, który nie marzyłby o grze w Hiszpanii lub Anglii – mówił przed kilkoma laty Leciejewski. Choć na Anglię, Hiszpanię czy reprezentację już mimo wszystko pewnie za późno, to i tak wypada mu jedynie szczerze i bez cienia ironii pogratulować. Nawet jeśli Leciejewski może już zapomnieć o zawrotnej międzynarodowej karierze, to niewykluczone, że właśnie znacznie przybliżył się do kontraktu życia, na który cierpliwie w ostatnich latach pracował.