Reklama

UEFA zrobiła unik, ale Real głośno domaga się ukarania Legii

redakcja

Autor:redakcja

20 października 2016, 12:01 • 3 min czytania 0 komentarzy

W Warszawie nerwowe oczekiwanie. Zamiast odwijania powtórek, jak Miro Radović kręci w polu karnym Realu Danilo, dziś w Warszawie, Madrycie i – co gorsza – Nyonie katuje się raz za razem te, na których grupa idiotów atakuje hiszpańskich policjantów na koniach w pobliżu Santiago Bernabeu. Według UEFA, raporty jej delegata nie zawierają opisu wydarzeń spod stadionu, jednak Hiszpanie nie mają zamiaru tego co się stało puścić Legii płazem.

UEFA zrobiła unik, ale Real głośno domaga się ukarania Legii

I trudno im się dziwić. Dla mieszkańca Madrytu, kibica Realu przyzwyczajonego do nieco innych standardów, widok grupki bandytów napieprzających w policjanta to nie jest coś, co spotyka się każdego dnia w drodze do pracy. I choć przekaz hiszpańskich mediów momentami brzmiał groteskowo i przypominał ogłoszenie stanu wojennego lub wjazd wrogich wojsk do stolicy, to potem patrzy się na takie sceny jak ta:

… i ze wstydem przyznaje Hiszpanom rację. Tak, bezwzględny wróg najechał na Madryt. Wróg, któremu  w dodatku słoma sypie się z butów, bo czy tych kilku karków okładających leżącego na chodniku policjanta zasłużyło, żeby włączać ich do zbioru o nazwie „cywilizowany świat”? Bardzo wątpliwe.

Delegowany przez UEFA na to spotkanie Alan McRae, jak wynika z komunikatu europejskiej federacji zamieszczonego przez sport.tvn24.pl, nie wpisał jednak do raportu niczego na temat tamtych wydarzeń. Teoretycznie przy Łazienkowskiej mogliby odetchnąć z ulgą, bowiem UEFA najwyraźniej robi unik, umywając ręce odnośnie zajść spod stadionu, tłumacząc się jeszcze, że „wszystkie incydenty mające miejsce poza granicami stadionów nie znajdują się w jurysdykcji UEFA”.

Reklama

Dzisiejszy AS pisze jednak, że Real wniósł w tej sprawie swój własny protest, a Hiszpanie nie potrafią zrozumieć, jak to w ogóle możliwe, że po wydarzeniach z meczu przy Łazienkowskiej z Borussią Dortmund, kibicom Legii zezwolono na przyjazd do Madrytu. Już po meczu władze klubu spotkały się z McRae, by zgłosić własne uwagi. W tej kwestii swoje zdanie ma wkrótce wyrazić Komitet Dyscyplinarny.

Cokolwiek jednak zadecyduje, jedno jest pewne. Żadne 1:13 po trzech meczach, żadna kompromitacja 0:6 u siebie nie może się równać temu, jak do własnego gniazda nasrali kibole. I nawet nie chodzi o to, jak dotkliwe ostatecznie będą konsekwencje, chociaż pamiętajmy, że to, iż ktokolwiek w Nyonie puści akurat Legii coś płazem jest tak prawdopodobne jak to, że chleb spadnie posmarowanym do góry. Wydaje się też, że znacznie bardziej bolesne będzie jednak to, czego nie napisze w swojej decyzji UEFA, a co już zostało przesądzone, czyli straty wizerunkowe.

Liga Mistrzów miała dla Legii być bowiem marketingowym rajem i oknem wystawowym nie tylko dla piłkarzy, ale przede wszystkim dla produktu. Dla marki „Legia Warszawa”. Dziś, na półmetku fazy grupowej, ta marka utożsamiana jest wyłącznie ze strachem, zagrożeniem i brakiem kontroli. Sorry, ale nikt, żaden człowiek o zdrowych zmysłach myślący np. o inwestycji w sport na zasadzie sponsoringu nie zapłaci złamanego grosza za to, żeby być w jakikolwiek sposób kojarzonym akurat z tą drużyną, której ostatnio poświęcane są wyłącznie negatywne publikacje, i której wizerunek w Europie regularnie budują takie obrazki:

Reklama

Najnowsze

EURO 2024

Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu

Antoni Figlewicz
0
Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu
Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
12
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Liga Mistrzów

Komentarze

0 komentarzy

Loading...