Zwyzywanie sędziego od „brudnych skurwysynów”, obrażanie na Periscope kolegów z drużyny i trenera, następnie zaś całkiem świeża sprawa, czyli uderzenie policjanta i w konsekwencji zawiasy. Nie będzie przesady w stwierdzeniu, że z grających w Europie piłkarzy ze świecą szukać drugiego takiego, który miałby namieszane w garze w równym stopniu, co prawy obrońca PSG – Serge Aurier. O jego wybrykach możecie zresztą przypomnieć sobie TUTAJ i TUTAJ.
Tym razem Iworyjczyk postanowił jednak, że już najwyższy czas poszerzyć swoją ofertę i zadziałać na dwa fronty. W meczu eliminacji do mistrzostw świata w Rosji, w którym Wybrzeże Kości Słoniowej mierzyło się z Mali, Aurier najpierw bowiem zrobił coś, za co jeden z zawodników drużyny przeciwnej będzie mu dziękował prawdopodobnie do końca swoich dni, następnie zaś po raz kolejny – jakżeby inaczej – musiał nadać spotkaniu swój niepowtarzalny, autorski szlif.
No dobrze, ale po kolei. W 19. minucie wspomnianego starcia WKS z Mali w powietrznym pojedynku Moussa Doumbia zderzył się dość mocno z Lemine Koné. A że Koné to w porównaniu z Doumbią kawał byka, ten drugi – co zrozumiałe – ucierpiał bardziej. Do tego stopnia, że momentalnie stracił przytomność. Gdy piłkarze obu zespołów zaczęli najeżdżać na sędziego, Aurier jako jedyny zorientował się, że sytuacja jest poważna. Podbiegł więc prędko do Doumbii, wsadził mu w usta dwa palce i tym samym prawdopodobnie uratował mu życie. Gdyby nie szybka reakcja obrońcy PSG, Malijczyk mógł bowiem udławić się własnym językiem. Przytomność umysłu (!) i zachowanie naprawdę godne podziwu.
Aurier nie byłby jednak Aurierem, gdyby koniec końców i tak nie dał się wplątać w jakąś polemikę. Ten, który kilkadziesiąt minut wcześniej uratował życie graczowi rywali, gola na 3:1 dla Iworyjczyków postanowił celebrować poprzez podbiegnięcie do kibiców Mali i… pokazanie gestu imitującego ścinanie głowy. Świętowanie w tej sytuacji wyjątkowo niefortunne. I które rzecz jasna od razu wywołało burzę.
Jasne, jak na Auriera nie był to może jakiś szczególnie wymyślny wybryk, ale mimo wszystko trochę szkoda, że nawet w meczu, w którym zdołał on błysnąć – co tu dużo gadać – bohaterstwem, i tak musiał pozostawić po sobie jakieś „ale”. Tak czy owak, mamy nieodparte wrażenie, że prawdziwek z Wybrzeża Kości Słoniowej i tak jeszcze prędzej czy później zaserwuje nam jakiś niewynaleziony do tej pory popis „made by Aurier”.