Prawdziwy cud boski, że jest ten Lewandowski… Tyle mi wystarczy o meczu, który każdy widział i ma własną opinię. Ale takie skojarzenie dwa dni po – pamiętam spotkanie, w którym Milik szalał na murawie, a po trybunach, z nogą w gipsie, spacerował smutny Teodorczyk. Jak widać i w piłce są dni parzyste i nieparzyste, czyli role zazwyczaj się odwracają, szczęście nie trwa wiecznie, podobnie jak pech. Jest to nadzieja dla każdego komu źle się dzieje – też tak miałem i uwierzcie że wiele razy i że wiele wytrwałości i łez także to kosztowało. Ba, na tym wiele religii jest zbudowanych, na nadziei w lepsze życie kiedy jest tragicznie, choćby hinduizm i nowe, lepsze wcielenie. A Milik aż tak długo czekać przecież nie musi.
Gorzej, że to lewa noga, którą trafiał gdzie chciał, i kolano odpowiadające za zgranie techniki z siłą… Na pociechę – jest taki niemiecki skoczek Rehm, urwało mu nogę w wypadku, ma sztuczne kolano, stopę, odbija się z niej właśnie, i z rekordem życiowym 840 cm wygrałby parę ostatnich igrzysk dla ludzi zdrowych. A przecież tu takiego dramatu nie mamy, a kontuzje są częścią kariery – stąd ubezpieczenia, chociaż na te włoskie jakoś szczególnie bym nie liczył. Dobra, powodzenia, Łukasz się wykaraskał to i Arkowi się uda, w co wierzę. A przy okazji dojrzeje życiowo, to też się może przydać i nie tylko na boisku.
*
Taki temat równie interesujący – to po jaką cholerę ten Wojciechowski startuje w wyborach na prezesa, skoro i tak przegra? Ano słabo znacie życie! Czasem lepiej przegrać, ale przy widowni i z fasonem (przecież Legia o to zabiega z Realem, o porażkę ale z widownią!), niż lepić pierogi nawet w najładniejszej, ale pustej chałupie. Zwłaszcza gdy ma się dużo pustych chałup.
Nawet bym się nie zdziwił, gdyby na ten pomysł nie wpadł don Corleone, doradca Zibiego. Telefon mógł wyglądać tak: Halo, Józef? Nie wystartowałbyś w wyborach, nudzisz się przecież… Wiesz, nam nie wypada robić jednoosobowego zjazdu, jak w Korei Północnej, na Białorusi… Poparcie z klubów dostaniesz, każdy tam nie pogardzi jakąś pustą kawalerką… A my dorzucimy trochę cementu, glazury, dla Ciebie marmuru, wyjdziesz z cienia. Darmowa reklama. Capisco?
To fikcja literacka, ale „prawdziwe zmyślenie” – taki układ opłaca się dwóm stronom. Gdyby przegrał Kucharski, byłaby to porażka prestiżu, a tak – Józef może jej nawet zawdzięczać reinkarnację, jeżeli niczego głupiego nie powie (jego rola – nie mówić za wiele albo wcale). I tego mu życzę. Zresztą ma dobrą rękę o piłkarzy – nie on wskrzesił kiedyś tego Teodorczyka do Polonii? A Wszołka? To jest człowiek piłki. I to on dostrzegł, że trenerzy są generalnie do wymiany.
Ale lepiej wszelkich mądrych spostrzeżeń nie mówić głośno, bo spalą na stosie, jako heretyka.
Coś wiem i o tym.
*
Dla hecy niech startuje, wyraźnie puszczając oko do zbaraniałej widowni, ale w ostatniej sekundzie niech ogłosi rezygnację ze startu w wyborach. Bo czym się różni dobry adwokat od złego adwokata? Dobry adwokat nie bierze przegranych spraw.
*
Byłem na miłym spotkaniu w Pałacu, jako wykładowca, gaworzyłem o antywychowawczej roli sportu wyczynowego w gronie zacnych profesorów. I jeden z nich, ksiądz zresztą, niebywale chwalił kibiców. Że tylko w tym środowisku przetrwają wartości, i jako przykład podał… fanów Lecha. I transparent: „Poznań przeprasza za tęczowego Jacka”.
Mówiąc wprost, przyłączam się do przeprosin!
Doradca Prezydenta, tak poza, spytał czy warto iść na Armenię, bo mecz mniejszego ryzyka. Dobre pytanie! Bo w piłce każde spotkanie, i to najłatwiejsze z pozoru, może być straszne. I klęska, i gwizdy, i człowiek tysiące razy żałuje że nie został w domu.
Ja pójdę, zahartowany jestem, ale grać cały czas z jednym piłkarzem? To bardziej niż bez sensu.
Aha, po Danii wezwałem policję – taksometr pędził i kręcił lepiej niż Grosicki. Zastopowałem go. Takie tam dodatkowe emocje, ale tak lubię.
Mała rzecz, a cieszy.