Reklama

Niemcy zakręcili czeskimi pachołkami

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

08 października 2016, 23:01 • 4 min czytania 0 komentarzy

Trudno, bardzo trudno znaleźć drugą drużynę aż tak pewną swoich umiejętności, jak Niemcy. Nie mamy zielonego pojęcia, w jaki sposób Joachim Loew motywuje swoich zawodników, ale czasami naprawdę zastanawiamy się, co musiałoby się wydarzyć, by jego piłkarze na któryś mecz nie wyszli jak po swoje. W dzisiejszej potyczce po raz kolejny zaserwowali oni bowiem kibicom charakterystyczny dla siebie luz, polot i – jakżeby inaczej – trzy tony konkretu.

Niemcy zakręcili czeskimi pachołkami

Przyglądając się tego wieczoru poczynaniom Niemców, w zasadzie od pierwszego gwizdka sędziego można było się domyślić, jak się to wszystko znowu zakończy. Tu poklepać, tam umiejętnie utrzymać się przy piłce, w odpowiednim momencie przyspieszyć, zadać cios, a na koniec torturować przeciwnika pełną kontrolą nad boiskowymi wydarzeniami.  Ten zespół ogląda się niezwykle przyjemnie nawet wówczas, gdy nieco spuszcza z tonu i stara się wejść z piłką do bramki.

Nawet jeśli do przerwy było tylko 1:0 – do siatki trafił Mueller – to musimy przyznać, że już dawno nie widzieliśmy tak bezpiecznego jednobramkowego prowadzenia. Tak czy owak, oprócz formy mistrzowie świata odpowiednio zadbali też koniec końców o treść – na początku drugiej połowy bilardowym uderzeniem popisał się Kroos, a przeciwnika dobił jeszcze jedną sztuką Mueller.

Jak zaś wyglądali Czesi? W telegraficznym skrócie – nie pokazali absolutnie nic. Zero. Null. Obraz nędzy i rozpaczy podlany hektolitrem bezpłciowości. Przez praktycznie całe spotkanie pełnili oni jedynie rolę ruchomych pachołków. Bez agresji, bez pomysłu, bez zaangażowania, bez walki… Choć już dawno oswoiliśmy się z myślą, że dzisiejszej reprezentacji Czech do tej sprzed kilku lat daleko jest jak stąd do Katmandu, to jednak po uczestniku ostatnich mistrzostw Europy mimo wszystko należało spodziewać się czegoś więcej.

Nie chodzi nam już nawet o nawiązywanie równej walki z perfekcyjnie naoliwioną niemiecką machiną, ale o zaprezentowanie choćby minimum przyzwoitości. Zamiast tego postanowili oni jednak zafundować rywalom toczony na pół gwizdka sparing i festiwal pozoranctwa. Chwilami aż strach było pomyśleć, co by było, gdyby stawka toczyła się o coś więcej niż tylko trzy punkty w spotkaniu eliminacyjnym. Gdyby Niemcy naprawdę się spięli, luźno mogli bowiem dołożyć jeszcze kilka goli. 3:0 stanowiło w gruncie rzeczy najniższy wymiar kary.

Reklama

Gdyby ktoś prosił nas o wydanie osądu, czy to Niemcy były tak dobre czy też Czechy tak słabe, najbliżej byłoby nam chyba do stwierdzenia, że w tym przypadku obie odpowiedzi są prawidłowe. Z dziennikarskiego obowiązku należy jeszcze też dodać, że na boisku w 63. minucie zameldował się były zawodnik Śląska Wrocław, Lukas Droppa. Jak jednak pewnie się domyślacie, nie wskórał on zbyt wiele.

***

Co działo się w pozostałych meczach? Po pierwsze – Azerowie sprali Norwegów. Jak ktoś myśli, że Dania jest cieniem siebie sprzed lat, niech spojrzy na Norwegię. W składzie Joshua King zamiast Carewa, jakiś Jarstein w bramce, Aleesami na lewej, czyli facet, który ukradł nazwisko ze starego refrenu piosenki ONA. Na dzień dobry nawet nie pierdnęli z Niemcami (0:3 u siebie), teraz potężna piłkarska nacja Azerbejdżanu okazała się za mocna. Na ten moment wikingowie wyprzedzają San Marino tylko ciut lepszym bilansem bramek, a już w kolejce starcie na szczycie: Norwegia – San Marino! Czas oddzielić chłopców od mężczyzn.

Po drugie, może jednak trzeba zorganizować mecz Norwegów ze Szkotami, by ostatecznie wyłonić frajerów dnia. Nie żebyśmy coś mieli do Litwinów, ale umówmy się – z Canarinhos mogą być tylko pomyleni ze względu na koszulki, nic więcej. Tymczasem dzisiaj nasi sąsiedzi wywieźli remis z Hampden Park, a jeszcze Szkoci ratowali się w ostatnich minutach. W składzie Litwy grały takie asy, jak Georgas Freidgemas, pamiętany u nas z tego, że nie przebił się w ŁKS-ie czy Andriuskievicius, który chwilę zabawił w Lechii. Bramkę dla Litwinów strzelił zresztą Cernych.

Po trzecie, Anglicy może i mają mrowie problemów, może i prowadził ich dzisiaj Gareth Southgate, może spektakularnie sklepali Maltańczyków aż 2:0, ale nie ma najmniejszych szans, by w tej grupie im ktoś podskoczył. Słowenia ograła Słowację, to może oni? Sorry – Słoweńcy też już zdążyli zremisować z Litwą. Słowacja? Dwie porażki, zero strzelonych goli. O Szkotach mówiliśmy, więc tak naprawdę poza Anglią, w tej grupie zadowoleni z siebie mogą być głównie Litwini.

GRUPA C:
Azerbejdżan – Norwegia 1:0
Niemcy – Czechy 3:0
Irlandia Północna – San Marino 4:0

Reklama

GRUPA E

Armenia – Rumunia 0:5
Czarnogóra – Kazachstan 5:0
Polska – Dania 3:2

GRUPA F
Anglia – Malta 2:0
Szkocja – Litwa 1:1
Słowenia – Słowacja 1:0

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...