Reklama

Zaginione fragmenty biografii Janusza Wójcika

redakcja

Autor:redakcja

07 października 2016, 10:53 • 6 min czytania 1 komentarz

W Petersburgu podpisywałem rekordowy kontrakt. Miałem występować w reklamach rosyjskich łodzi podwodnych. Takiej umowy nie miał wtedy nawet Michael Jordan. Sofia Loren w reklamie Malmy to była przy mnie stara baba stojąca z ulotkami w przejściu podziemnym.

Zaginione fragmenty biografii Janusza Wójcika

Tego wieczora piłem bimber śliwkowy z admirałem i byłym KGB-istą, młodym zastępcą mera, Władimirem. Skromny, ułożony chłopak, mówię mu – misiu kolorowy, aleś ty frajer nad frajery. Cieszysz się z posadki jakbyś w loterii kilo cukru wygrał, a tyś wpadł w kurwi dołek. Jakbyś miał trochę jaj i z moich rad korzystał, to byś z całej Rosji własny folwark zrobił. Potem chciałem admirałowi pokazać jak łodzią wchodzić w zakręty na ręcznym i jak z niej trąbić na fajne foki, ale oni popadali. Sprzedałem im po liściu na twarz, zamroczony młody mówi:

– Ty Wujo bawisz u nas tydzień. W tym czasie pokonałeś naszego najlepszego judokę, zagiąłeś w tańcu rosyjski balet, ustanowiłeś rekord w wyścigach czołgów przez Syberię, wygrałeś konkurs wiedzy o rosyjskiej poezji XIX wiecznej. Ale naszego najlepszego szachisty nie pokonasz.

– O ty misiu kolorowy! Nie lej pod wiatr, bo będziesz miał mokre portki. Dam mu taką lekcję, jakiej mu życie nie dało. Pokaż mi tylko jak się w to gra.

***

Reklama

Melina w porcie zastawiona czarną betą. Dwóch gości przed wejściem, podchodzę – jeden nie chce mnie wpuścić. Kurwica mnie łapie, już chcę mu dźwignię założyć, ale drugi mnie poznaje – ty, Grisza, to jest Janusz Wójcik, drugi najlepszy trener w sporcie obok Phila Jacksona! Tym porównaniem do jakiejś miernoty tak mnie wkurwia, że dźwignię zakładam obu i wchodzę.

Wewnątrz siwo od dymu, butelka na butelce, szachowa plansza na planszy. Wystarczy, że spojrzę i wiem kto tu jest najlepszy – jeden typ gra ze sobą w nóż, pije bimber prosto z gąsiora, na dokładkę jara dwa cygara jednocześnie. Podchodzę i mówię, że go pokonam. On w śmiech.

– Ty myślisz, że ja gram z byle kim?

Ja mu wyciągam na to plakat ze sobą z rosyjskiego Bravo Sportu.

– To ładne, ale ze mną nie zagra byle gołodupiec.

Mówię mu, żeby wyjrzał przez okno, bo zaparkowałem mu przed chawirą najnowszą łódź podwodną rosyjskiej marynarki wojennej. Może być, że jak przegram, to jest jego. Co do moich kwalifikacji, to niech za nie służy fakt, że łódź rąbnąłem, przypłynąłem nią sam i to na cyku.

Reklama

Zgoda mówi, ja na to, że gram białymi. I skoro więcej wnoszę do zakładu, to chcę grać w szachy albańskie: po każdym ruchu seta i liść na twarz. Oni w śmiech – grają tylko w tą wersję.

Tak się śmiejecie? Wujo zaraz was urządzi. Zobaczymy zaraz frajery kto ma grubszą kiełbasę.

Graliśmy trzy dni i trzy noce. Nie dlatego, że nie mogłem wygrać wcześniej, tylko chciałem się z nim zabawić. Po co drugim liściu spadał z krzesła. Raz poleciał pod ścianę i zbił akordeon. Bawiło mnie to. Wreszcie popatrzyłem na tę nalaną mordę, miał dosyć, zlitowałem się i dałem mata pionami. Rzuciłem na ladę pięćsetkę z eurobiznesu za drinki, wyszedłem do łodzi i odpłynąłem szukać lepszej imprezy.

Później się dowiedziałem, że to był ten komputer, co wygrał z Kasparowem.

*******************

W Finlandii pośredniczyłem w sprzedaży kostek lodu. Jako pośrednik zgarniałem 50% zysków, Wujo się umie ustawić. Siedzę w barze, bajeruję dorodną foczkę, a tu podchodzi do mnie pingwin.

– Trenerze, mam sprawę. Mecz będzie na biegunie, my, pingwiny, kontra niedźwiedzie polarne. Jak go przegramy, to nas wszystkich zjedzą. Pokornie proszę. Wiemy, że tylko z Wujem mamy szansę. Odwdzięczymy się jak będziemy umieli.

Myślę sobie – o kurwa, gadający pingwin. Jak stoi łapać go do worka, wozić i pokazywać po świecie? E, mało subtelne. Pomogę, a co mi tam! Niedźwiedzi polarnych od małego nie lubiłem. A jeszcze dobrze zarobię, kto jak nie ja.

Wchodzę do szatni pingwinów, a tam więcej pizd niż w lesbijskim pornosie. Frajer na frajerze. Same łamagi bez jaj i charakteru. Strzelam każdego z liścia na dzień dobry, a potem zaczynamy intensywne treningi. Oj misie kolorowe, ja z was jeszcze zrobię uczciwych zbójów!

Stawiam na środku wiadro bimbru śliwkowego i każę pić szklankami. Jak który ma opory, to łeb do wiadra, aż dziobem o dno rysuje. Drę się na nich, a oni tak zesrani, że tylko się nakręcam.

***

Przychodzi dzień wielkiego meczu. Siedzę na ławce rezerwowych, myślę nad taktyką, palę własnoręcznie skręconego papierosa. Przychodzi roztrzęsiona delegacja niedźwiedzi.

– Trenerze Wujo, nie będziemy owijać w bawełnę. Chcemy kupić mecz. Tu jest milion dolarów.

Patrzę na nich, a potem na swoich zawodników. Każdy chłopisko, wróć, pingwin jak dąb. Wydziarani jak ruscy więźniowie z cel śmierci. Jarają jak smoki, a ze szlugiem w japie każdy umie zrobić przewrotkę. Przy liniach w bidonach tylko śliwowy bimber – najlepszy kurwa izotonik. Słyszałem co się działo w tygodniu – moje zbóje na zabawie w tutejszym OSP wyrwały najlepsze dupy wśród niedźwiedzic. Zęby niedźwiedzi latały po sali jak młode ważki.

– Słyszałem, że jak przegracie, to macie wypierdalać na Madagaskar. Spakowani?
– Pomóż.
– Za milion to ja wam mogę pomóc, że nie dostaniecie dwucyfrówki. Będzie skromne 0:3, a nie 0:15.
– Tak czy siak wypierdalamy.
– Ale przynajmniej wypierdalacie z resztkami honoru, synku.

Widzę, że rozważają, przestępują z nogi na nogę. W końcu dali. Biorę milion, chowam w swojej pakamerze, wchodzę do szatni. Tam dwa największe schaby właśnie okładają się rekreacyjnie krzesłami. Mówię: kurwa, spokój mi! I zakładam każdemu dźwignię. Cisza jak makiem zasiał. A potem tłumaczę, że wygrywamy tylko 3:0 i starczy. Jak się wkurwiają. Chcą tamtych dobić. Ile wlezie!

Mówię – kurwa, ma być tak i tak, powiedziałem chyba, co? Beze mnie byście za chwilę lądowali na talerzu. Jak was poznałem, każdy miał fujarę miękką jak pęto pasztetowej. Patrzę, czy który jeszcze ma jakieś “ale”, żeby mu założyć dźwignię, ale są spokojni. Warga chodzi temu czy tamtemu, ale widzę, że jest posłuch.

Strzelają 3:0 w dziesięć minut, ładują frajerów aż miło. Potem posłusznie zwalniają, skupiają się na sprzedawaniu kos, wożeniu się z piłką, zakładaniu dziur. Wilk syty, owca cała, niedźwiedzie wypierdalają, pingwiny balują, ja zbieram się do odjazdu z milionem w kieszeni.

Ale nie sam. Tych dwóch największych schabów biorę na stronę i mówię: misie kolorowe, ja wam załatwię kontrakt w Realu. Prowizja dla mnie – 90% z waszego kontraktu. Zapalają się do transferu, ale chcą negocjować kwotę – strzelam każdego z liścia, zostawiam numer telefonu i pakuję się do mojej łodzi podwodnej.

Za dwa tygodnie jestem już na na Bernabeu. Florentino Perez chce mnie po nogach całować. Takich dwóch nagrałem mu defensywnych pomocników, że mysz się nie prześlizgnie – nawet zielona mysz! Palą na boisku podczas meczu, ale to szczegół i nie przeszkadza w grze.

Barek na vipach Flo ma jednak przedszkolny, same wina, perfumy – kurwa tylko kwasu chlebowego brakuje. Demonstracyjnie się obrażam, on w ramach przeprosin proponuje bym został jedynym dostawcą alkoholi na VIP. Na zgodę zakładam mu dźwignię, wkrótce Bernabeu opływa w solidne polskie trunki, wódkę z Czerwoną Kartką i wszelakie bimbry.

Chłopcy nie zapomnieli, komu wszystko zawdzięczają. Pewnego razu mieli grać Gran Derbi. Ja zadzwoniłem, powiedziałem, że mam płytki do zrobienia w łazience. Po paru godzinach już byli, przepraszali, że tak późno. Parkiet jeszcze wycyklinowali i liście zagrabili. Nad ranem zadzwonił Flo i przepraszał, że termin taki chujowy meczu się zdarzył, że kolidował z moimi planami. Powiedziałem, że ostatni raz, następnym razem będzie tu kurwa zasuwał ze szmatą w wiosenne porządki.

Najnowsze

Piłka nożna

„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Jakub Radomski
5
„Escobar był narcyzem, psychopatą. Zupełnie jak Hitler. Zaintrygował mnie, bo kochał piłkę nożną”

Komentarze

1 komentarz

Loading...