Reklama

Szybko strzelone bramki ustawiają mecz? Bzdura!

redakcja

Autor:redakcja

24 września 2016, 19:52 • 3 min czytania 0 komentarzy

Znacie pewnie powiedzenie o “szybko strzelonych bramkach, które ustawiły mecz”. Ba, padło nawet w przerwie, gdy Martin Konczkowski próbował opisać pierwsze 45 minut, więc znacie na pewno. Zwykle to wygodna wymówka – szybko władowali nam bramkę i zaczęli murować, już nic nie dało się zrobić. Po dzisiejszym meczu Lechii z Ruchem wszyscy wyznawcy tej teorii zapadają się pod ziemię. Okazuje się, że jednak można szybko ukłuć dwa razy, a mimo to do samego końca drżeć o wynik.

Szybko strzelone bramki ustawiają mecz? Bzdura!

Poprosilibyśmy o podniesienie ręki wszystkich, którym przy 2-0 w 13. minucie nie przeszło przez myśl, że skończy się to masakrą, ale doskonale zdajemy sobie sprawę, że to daremne, bo każdy z was ruszyłby ręką co najwyżej po to, by podrapać się po jajkach. Jest taka obiegowa opinia, że upokarzanie i dobijanie rywala wieloma golami to nie do końca postawa fair. My to uważamy oczywiście za absurd, ale takich ludzi jest całkiem sporo i nabieramy podejrzeń, że właśnie taka publika stałą się celem ekspansji Lechii. W Gdańsku przeciwników szanują i pozostawiają im złudzenia aż do ostatniej minuty. Jest miło, rodzinnie, atmosfera pokoju i wyrozumiałości.

Lechistom już nawet przechodziło przez myśl, by zabawiać się z rywalami (na przykład Flavio bezkarnie podbił sobie piłkę i spróbował przewrotki), ale swoich kolegów szybko sprowadził do parteru Sławczew, wycinając we własnym polu karnym Konczkowskiego. Bułgar dał sygnał i od tamtej pory Ruch cały czas trzymał kontakt i parę razy był o włos wyrównania, jak na przykład wtedy, gdy z wolnego w słupek przymierzył Lipski. Szkoda tylko, że chorzowianie zainteresowani wyrównaniem byli tylko momentami. Dużo strachu, mało konkretów, a gdańszczanie jak najbardziej byli do ugryzienia. Sprawy w swoje ręce próbował brać także Nunes (dosłownie), powalając rywala będącego na czystej pozycji i znamy wielu sędziów, którzy pokazaliby w tej sytuacji czerwoną kartkę. A wtedy na autostradzie do pola karnego Lechii otworzyłoby się kilka nowych bramek.

Lechia zrobiła dziś dużo, by utrzymać emocje do ostatniego końca. Można było miażdżyć rywala, oni woleli zadbać o temperaturę meczu. Piękny gest!

Słówko należy się jeszcze po tym spotkaniu czemuś, co oficjalnie nazywa się defensywą Ruchu Chorzów, ale my takie kategoryczne określenia uważamy to za mocne nadużycie. Kamil Lech? Przy obu bramkach – ujmijmy to delikatnie – nie pomógł swoim kolegom, a jeszcze była sytuacja, gdy wypluł piłkę przed siebie przed polem karnym, z czego przy innym obrocie spraw mogło się narobić wiele smrodu. Konczkowski? Ostatnim razem tak zaciekle jak on atakowała nas stojąca na parapecie paprotka. Ubabrany w obu bramkach. Cichocki? Dziecko we mgle. Przy drugim golu miał jakieś trzydzieści pięć dni na reakcję, a mimo to nie wiedział, jak się zabrać za przecinanie podania. Mając taką formację za sobą czulibyśmy się mniej więcej tak, jak po powierzeniu choremu psychicznie kuchenki gazowej w naszym mieszkaniu. Do czasu wszystko jest w porządku. W końcu przychodzi jednak moment, gdy odpalasz zapałkę…

Reklama

Dziś do wybuchu doszło, ale był on na tyle delikatny, że jeszcze można było jeszcze wygrzebać się z gruzów. Ruch jednak tego nie zrobił.

AyztySR

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Ekstraklasa

Czy Wszołek musi zacząć kozłować w polu karnym, żeby sędzia zobaczył rękę?

Paweł Paczul
9
Czy Wszołek musi zacząć kozłować w polu karnym, żeby sędzia zobaczył rękę?
Ekstraklasa

Dramatyczna w obronie Cracovia gorsza od Legii. Gościom należał się karny…

Kamil Gapiński
18
Dramatyczna w obronie Cracovia gorsza od Legii. Gościom należał się karny…

Komentarze

0 komentarzy

Loading...