Kamil Glik to jeden z tak naprawdę niewielu obrońców, któremu można liczyć mecze/minuty bez strzelonego gola. To znaczy na upartego liczyć je można wszystkim, ale ma to mniej więcej taki sens, jak upieranie się, iż Jakub Meresiński byłby świetnym właścicielem Wisły. Oczywiście nawet w przypadku Kamila robimy to z przymrużeniem oka, bo obrońca jest głównie od bronienia, ale w sezonie 2014/15 Glik dał nam naprawdę solidne podstawy, by oczekiwać od niego również bramek.
Siedem trafień w Serie A i wyrównanie rekordu Zbigniewa Bońka, który mógł pochwalić się takim dorobkiem w sezonie 1985/86. Do tego bramka w Lidze Europy i tytuł jednego z najskuteczniejszych defensorów na Starym Kontynencie. Wszystko to bez podchodzenia do rzutów karnych, którymi mógłby jeszcze podkręcić statystyki, pakował piłkę do bramki przy stałych fragmentach gry innego typu.
Po raz ostatni zrobił to 4 kwietnia 2015 w meczu z Atalantą Bergamo, strzelił wtedy gola na wagę trzech punktów dla Torino. No i się zaciął, nie tylko nie pobił rekordu Bońka, ale też nie strzelił żadnej bramki w całym poprzednim sezonie.
Minęło równe 50 spotkań, nie licząc tych w reprezentacji. W 51. Glik przypomniał sobie, jak to się robi. Bramkarza Lille pokonał w swoim stylu.
Można powiedzieć, że Glik zaliczył wzorcowe wejście do nowego klubu. Najpierw w meczach z Villarrealem o Ligę Mistrzów (zwycięskich), a także w spotkaniach ligowych z Guingamp, Nantes i przede wszystkim PSG, pokazał się jako bardzo solidny obrońca, właściwie lider defensywy, któremu zdarzają się od czasu do czasu drobne błędy (np. przy golu Hiszpanów i tym paryżan), ale generalnie można na niego liczyć. Teraz, prócz tego, że w defensywie znów był bardzo dobry, pokazał inny ze swoich wielkich atutów. Lille strzelił czwartą bramkę, jego Monaco wygrało 4-1. I jest liderem Ligue 1 z bilansem: 3 zwycięstwa, 1 remis, 10-4 w bramkach. Jeszcze raz – wymarzony początek.
W letnim okienku transferowym tylu Polaków zmieniło kluby, że pewnie z czasem pokusimy się o podsumowanie, w którym zastanowimy się, kto na przeprowadzce wyszedł najlepiej. Glik jak na razie jest głównym kandydatem do zwycięstwa.