Reklama

Odjidja-Ofoe: Kiedyś zabrakło 3 minut, żebym został piłkarzem Evertonu

redakcja

Autor:redakcja

16 sierpnia 2016, 09:06 • 8 min czytania 0 komentarzy

– Życie. Dzieci marzą o wielkich klubach i stadionach, ale scenariusz bywa inny. W kluczowych chwilach prześladowały mnie kontuzje. Działy się też rzeczy, na które nie miałem wpływu. Kiedyś zabrakło trzech minut, żebym został piłkarzem Evertonu. Kluby były dogadane, ale FIFA zablokowała transfer i musiałem wracać do Belgii. Nie miałem na to wpływu. To dłuższa, skomplikowana historia. Nie wszystkim do końca zależało, bym trafił do Anglii. Niczego jednak nie żałuję. Przyjścia do Legii nie traktuję jako kroku wstecz – mówi w dzisiejszym „Przeglądzie Sportowym” Vadis Odjidja-Ofoe.

Odjidja-Ofoe: Kiedyś zabrakło 3 minut, żebym został piłkarzem Evertonu

FAKT

Gazeta pisze o Arku Malarzu, że „tylko on zasługuje na Ligę Mistrzów” i przytacza treść wywiadu reporterki Canal+. Dziś wtorek, a my – tak, tak – czytamy jeszcze teksty o meczach z soboty.

Gdyby nie znakomita postawa doświadczonego bramkarza, legioniści mogliby zajmować ostatnie miejsce w tabeli i zapomnieć o wejściu do fazy grupowej Ligi Mistrzów. – Mam nadzieję, że niektórzy moim zawodnicy się obudzą, bo jest za pięć dwunasta, a kiedy będzie dwunasta, będzie już za późno na cokolwiek, to będzie koniec – stwierdził trener Legii Besnik Hasi (45 l.).

30

Reklama

Wisła wyschła. O problemach klubu z Krakowa i Jakubie Meresińskim:

Zakupiony klub chyba nie za bardzo go interesuje, gdyż do tej pory pojawił się tylko na jednym meczu Wisły z Lechią w Gdańsku (1:3). Nie było go także w niedzielę na Reymonta na spotkaniu z Ruchem Chorzów, który Biała Gwiazda przegrała 1:2 i wylądowała na ostatnim miejscu w tabeli. – Gdyby ktoś zadał mi pytanie, co się dzieje oraz czego nam potrzeba, aby było lepiej, to nie potrafiłbym odpowiedzieć – przyznał kapitan zespołu Arkadiusz Głowacki (37 l.). – Nie da się ukryć, że sięgamy dna. Nasze morale, nasza gra. Mam wrażenie, że cokolwiek byśmy zrobili na boisku, to i tak w pewnym momencie stracimy bramkę, nawet kiedy wydaje się, że gramy dobrze – powiedział kapitan Wisły.

31

Robert Lewandowski chciałby zmierzyć się w Lidze Mistrzów z… Legią.

– Chciałbym przyjechać do Polski na mecz Ligi Mistrzów. Byłoby to niezłe przeżycie. Legia musi jednak wykonać jeszcze dwa kroki, a patrząc po ostatnich wynikach nie wygląda to najlepiej. Liczę, że uda im się złapać formę na dwa mecze z Dundalk. Jak nie teraz to kiedy? Gdy awansuje, wtedy będę mógł trzymać kciuki za dobre losowanie i liczyć, że zagram w Warszawie – zakończył kapitan reprezentacji Polski.

GAZETA WYBORCZA

Reklama

32

W głównym wydaniu o piłce nic. Zaglądamy do stołecznego dodatku. Tam tekst o tym, że nie warto roztrząsać problemów Legii.

Wypowiedź Malarza mnie oszołomiła, ale też nawet trochę oczarowała. Bo jeśli ktoś z tej drużyny miał coś takiego powiedzieć, zaprotestować i wyrazić oburzenie, to właśnie Malarz. 36-letni bramkarz – do niedawna rezerwowy, ale teraz piłkarz kluczowy – broni dobrze, momentami wręcz wyśmienicie, jak w sobotę w Lublinie, gdzie robił naprawdę wiele, by uchronić zespół od porażki – w 68. minucie obronił nawet rzut karny. Gdy meczowe emocje opadły, można było się zacząć zastanawiać: czy ten wybuch złości Malarza był potrzebny, czy publiczne potrząsanie drużyną w takim momencie – na cztery dni przed początkiem arcyważnego dwumeczu o Ligę Mistrzów z Dundalk – jeszcze bardziej jej nie rozstroi? Ale z drugiej strony: o co ta cała burza? Przecież w gruncie rzeczy Malarz nic takiego nie powiedział. Nikogo nie obraził, tylko w dosadnych słowach przekazał to, co każdy kibic Legii i tak wie, i sam widzi. Po trzecie, czy jest sens zastanawiać się nad kryzysem Legii na krajowych boiskach, skoro najważniejsze jest to, co dzieje się w walce o Lidze Mistrzów? Czy jest sens obwiniać kogoś za porażki? A jeśli tak, to kogo – właścicieli Legii, którzy pozbyli się Stanisława Czerczesowa, Besnika Hasiego, który przyszedł za niego i nie potrafi wycisnąć maksa z piłkarzy, a może właśnie nędznie grających piłkarzy?

SUPER EXPRESS

33

W „SE” tylko tekst o Legii. Leszek Pisz tonuje nastroje.

– Legia gra źle. Tej klasy drużyna nie powinna przegrywać z I-ligowym Górnikiem Zabrze w Pucharze Polski czy z Łęczną w lidze. Ale nie ma co panikować – uspokaja w rozmowie z „SE” Leszek Pisz (49 l.), który był liderem warszawskiej drużyny, kiedy ta w 1996 roku awansowała do ćwierćfinału Champions League. – Wiadomo, że zwycięstwa budują atmosferę i pewność siebie, ale staram się zrozumieć chłopaków z Legii. Cały czas słyszą, że przed nimi najważniejszy dwumecz, że liczy się tylko awans do fazy grupowej, że tylko pokonanie Dundalk… Nawet żeby nie wiadomo, jak się od tego odcinali, to zostaje w głowie. Mimo wszystko jestem optymistą. My też przed starciami z IFK Goeteborg myśleliśmy głównie o Szwedach. Tyle że w Polsce też zwyciężaliśmy. Chłopami muszą zacisnąć zęby, wyjść i wygrać. Liczę, że jeszcze bardziej „napompuje” ich ta złość po ostatnich przegranych. Życzę legionistom, by poszli w nasze ślady i awansowali do Ligi Mistrzów. Trzymam kciuki, że dadzą radę – oznajmił „Piszczyk”.

PRZEGLĄD SPORTOWY

Okładka:

34

Najważniejszym piłkarskim tekstem w wydaniu jest sprawozdanie z Superpucharu Niemiec. Odpuszczamy, obok jest rozmówka z Lewym i to ona bardziej zasługuje na przytoczenie.

Okno transferowe jest jeszcze otwarte dwa tygodnie. Zostaje pan na sto procent w Bayernie?

Wydaje mi się, że tu się już nic nie wydarzy. Skupiam się na mojej grze w Monachium. O innych rzeczach już nie myślę. Jestem piłkarzem jednej z najlepszych drużyna na świecie. Mam tu jeszcze swoje priorytety – jeszcze coś do zrobienia.

Jak wrażenia po pierwszym tygodniu z Carlo Ancelottim?

Z każdej strony bardzo pozytywne. Chyba wszyscy są zadowoleni. Trener bardzo lubi z nami rozmawiać, nie trzyma dystansu, chce mieć ze wszystkimi kontakt. To jest fajne. Ma swój plan. Wie, czego od nas wymagać. To jest szkoleniowiec, który lubi grać ofensywnie. Mamy sobie stwarzać jak najwięcej sytuacji. W miarę możliwości podejmować ryzyko. Sam jestem ciekaw, jak bardzo zmieni się nasza gra. Czuję, że jesteśmy przygotowani jako zespół na każdy wariant. Może wreszcie pogramy więcej z kontry, kiedy mogę dostać piłkę na wolne pole? Po tygodniu nie wyciągnę wielkich wniosków, ale ta współpraca może być owocna.

35

Odjidja-Ofoe deklaruje, że pomoże Legii wygrywać. Najpierw sugerowalibyśmy zrzucenie kilku kilogramów.

Był pan jednym z najbardziej utalentowanych belgijskich piłkarzy, a w wieku 27 lat trafił pan do polskiej ligi. Chyba nie tak miała wyglądać kariera.

Życie. Dzieci marzą o wielkich klubach i stadionach, ale scenariusz bywa inny. W kluczowych chwilach prześladowały mnie kontuzje. Działy się też rzeczy, na które nie miałem wpływu. Kiedyś zabrakło trzech minut, żebym został piłkarzem Evertonu. Kluby były dogadane, ale FIFA zablokowała transfer i musiałem wracać do Belgii. Nie miałem na to wpływu. To dłuższa, skomplikowana historia. Nie wszystkim do końca zależało, bym trafił do Anglii. Niczego jednak nie żałuję. Przyjścia do Legii nie traktuję jako kroku wstecz. Po spadku Norwich z Premier League, nie miałem szansa na grę. Wybrałem regularne występy w Polsce.

Z Legią chciał pan podpisać roczną umowę?

Nie. To by oznaczało, ze przyjechałem do niej tylko na chwilę. Potrzebuję czasu, by się przystosować do nowych warunków i otoczenia. Chcę, nawet w niewielkim stopniu poznać język, by łatwiej komunikować się w szatni i życiu codziennym. Jestem skoncentrowany na Legii, przyjechałem pomóc jej wygrywać. Nie jest dla mnie tylko chwilowym przystankiem.

36

„Przegląd” posługując się przykładem Jakuba Meresińskiego apeluje o zmianę przepisów. Ktoś – zdaniem „PS” – powinien móc zablokować taką transakcję jak przejęcie klubu.

– W naszym kraju obowiązuje prawo, które reguluje wszystkie podstawowe dziedziny życia. Polski Związek Piłki Nożnej nie ingeruje w bieżącą działalność sportowych spółek akcyjnych – ocenia prezes PZPN Zbigniew Boniek. I to jest początek dyskusji. Bo ani PZPN, ani Ekstraklasa SA nie są w stanie zablokować transakcji, nawet jeśli są poważne wątpliwości dotyczące nowego właściciela. Ba! Ekstraklasa SA nowego właściciela klubu poznaje dopiero wtedy, gdy transakcja dojdzie już do skutku. Nikt nikomu nie musi się przedstawiać. Grzegorz Kita, który zajmuje się sportowym marketingiem, brał udział w kilku podobnych transakcjach. Dziś tak jak kibice, jest w szoku patrząc na to, co się dzieje w krakowskim klubie. – Chciałbym, aby Ekstraklasa SA albo PZPN miały możliwość, by wizerunkowo zabezpieczać polski futbol, ale brak ku temu realnej formuły prawnej. Choć popieram poszukiwanie takiej profilaktycznej konstrukcji, nawet jeśli miałaby być tylko ideowa. Rynek rządzi się swoimi prawami i właściciel może sprzedać akcje komukolwiek – mówi Kita i zamiast odpowiedzi znajduje kolejne pytania.

37

Mariusz Rumak głośno mówi o potrzebie transferów. Optymalnie dla niego byłoby, by do Śląska zawitał jeszcze skrzydłowy, środkowy pomocnik i napastnik.

Doszło do tego, że na ławce rezerwowych było nawet jedno wolne miejsce. A przecież to dopiero początek sezonu, nikt nie pauzuje za kartki, a kontuzję leczy tylko Portugalczyk Augusto. Natomiast kilku zawodników nadal szuka formy. Na tej liście jest przede wszystkim Ryota Morioka. Gdyby reżyser ofensywnej gry Śląska miał jakiegokolwiek sensownego zmiennika, już siedziałby na ławce, zresztą w Gdyni Rumakowi cierpliwości dla niego wystarczyło jedynie na 45 minut. Tylko przebłyski dobrej gry ma Bance Mervo, który w sobotę też nadawał się do zmiany. – Ta kołderka jest za krótka. Wypada jeden piłkarz i już robią się problemy. A co będzie za kilka miesięcy, kiedy będzie przebywać absencji? Przecież będziemy grać niemal do Wigilii – przypomina Rumak. I zwraca uwagę, jak ważne będą dla Śląska dni do końca okna transferowego: – 1 września to dla jednych początek roku szkolnego, dla innych zamknie się wtedy czas na budowanie zespołu.

38

Rafał Gikiewicz opowiada o pierwszych dniach w nowym klubie.

Jakie są pana pierwsze wrażenia z pobytu w nowym klubie?

Choć Eintracht Brunszwik był bardzo poukładanym klubem, to i tak czuć przeskok na korzyść Bundesligi. To są inne realia, jeśli chodzi o obiekty treningowe, opiekę fizjoterapeutów, trenerów. A przecież nie trafiłem do Bayernu Monachium, tylko do Freiburga. Na razie najbardziej pracuje głowa. Mam po dwa treningi dziennie, skupiam się, żeby poznać nowe zagrania, wpasować się w taktykę zespołu, nauczyć się imion kolegów z drużyny. Do domu wracam zmęczony, ale czuję, że wiele mi to daje.

Po dwóch latach przetarcia w Niemczech chyba łatwiej panu wchodzić do nowej drużyny?

Bez znajomości języka i dwóch lat aklimatyzacji, we Freiburgu nie dałbym sobie rady. Tutaj od razu jestem w stanie rozmawiać z trenerami, z fizjoterapeutami. Wszyscy dziwią się, że tak sprawnie mówię po niemiecku i nie mogą uwierzyć, że przyjeżdżając do Niemiec, w ogóle nie znałem języka. Jeśli wyjeżdżasz i szybko nie nauczysz się go, to nie masz czego szukać. W tygodniu miałem analizę swojego występu w sparingu. Przez 45 minut, tylko po niemiecku. Gdybym przyjechał prosto z Polski, wyszedłbym na głupka. Żaden trener nie będzie tłumaczył odprawy.

39

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...