Górnik Łęczna rzutem na taśmę udowodnił, że potrafi strzelać bramki nawet bez swojego najlepszego strzelca, Samobójczego Gola. Termalica otrząsnęła się po miedziowpierdolu, zagrała bez popisów z plaży w Rio, ale efektywnie – choć na tę efektywność wydatny wpływ miał sędzia Krasny, który decyzją o karnym zdradził, że ma minus dziesięć dioptrii.
Karny z dupy w tym przypadku to mało powiedziane. Krasny świetnie ustawiony, klasa światowa – raptem kilka metrów od sytuacji. Problem w tym, że to tylko bardziej go pogrąża: Misak strzela, trajektoria lotu taka, że piłka z szansami na stratosferę, ale trafia wyskakującego Grzelczaka. Ten robił co mógł, żeby nie dać pretekstu do jedenastki, ale Krasny złośliwie wskazał wapno.
To nie jest idealna stopklatka, wiemy o tym. Ale sami widzicie jak Grzelczak uciekał z rękami, jak trzymał je przy ciele – naprawdę, nie zrobił w ułamku sekundy pajacyka.
1:0 z niczego swoją drogą, ale nikt Górnikowi nie zabronił odrabiać strat. Natomiast niedługo po zmianie stron 2:0 po najbardziej kuriozalnym kluczowym podaniu kolejki: Fryc z wrzutką, która przecina całe pole karne, mija w zasadzie każdego z obrońców Łęcznej, żaden nie pokusił się jej o wybicie. Chwilę później poprawka Misaka i Juhar z bliska wieńczy dzieło zniszczenia.
Trzeba oddać gościom, że się nie podłamali, mecz się nagle nie skończył. Sporo ożywienia wniósł Piesio, do dogodnych okazji dochodził Ubiparip. Problem w tym, że Serba nie zatrudniono po to, by się chaotycznie miotał w polu karnym, tylko żeby strzelał bramki – na głowie miał kontaktowego gola, trudniej wtedy było nie trafić niż trafić, ale sobie znanym sposobem dał radę spartaczyć.
Mamy wrażenie, że Górnik wcale nie gra tak źle, jak wygląda w tabeli, ale skandalicznie brakuje mu momentami opcji w ataku. Wrzutka, wrzutka, a potem dla odmiany kolejna wrzutka, natomiast w środku pola wielka dziura. Nie ma tam nikogo, kto – jak w zeszłym sezonie Nowak – rozerwałby jednym podaniem defensywę rywala. Niby rzucono w ten rejon Piesia, ale wymowne – nawet asystę ostatecznie zanotował dośrodkowaniem z bocznego sektora. Jeśli Ubiparip zacząłby strzelać, to teoretycznie problemy ze skutecznością są do rozwiązania, ale z powyższą kwestią, równie fundamentalną i paląca, nie ma nawet kto się zmierzyć.
Nieciecza tym zwycięstwem – a co, szarpniemy się na górnolotność! – wraca do strefy medalowej. Nie dajemy głowy, że przetrwa tam choćby ze dwie kolejki, ale bezsprzecznie jest to zespół niewygodny, który póki co robi wszystko aby udowodnić, że walka o utrzymanie raczej nie będzie ich dotyczyć. Gdy przypomnimy sobie w jaki sposób Termalica meldowała się rok temu w Ekstraklasie zaczynając sezon – niebo a ziemia.
Fot. FotoPyK