Połówka lipca to taki czas, w którym poważni piłkarze albo moczą jaja w oceanie, resetując się po długim sezonie, albo powoli ładują już baterie przed startem nowych rozgrywek. Dlatego z trudem przychodzi nam docenienie czegokolwiek, co ma miejsce w piłce w tym okresie. Start Ekstraklasy, wstępne rundy kwalifikacji do europejskich pucharów, mecze mniej ważnych lig na świecie – no siłą rzeczy mamy do tego wszystkiego trochę lekceważący stosunek. Ale mimo wszystko zawsze lepiej, gdy nawet w takich okolicznościach ktoś z naszych błyszczy, niż miałby dołować. A grający obecnie w Broendby Kopenhaga, Kamil Wilczek to bez dwóch zdań gwiazda ostatnich tygodni w drużynie ze stolicy Danii.
Zagraniczna przygoda byłego już króla strzelców Ekstraklasy sielanki z pewnością nie przypominała. Jesienią przepadł w słabej włoskiej drużynie (115 minut w 3 meczach Serie A w barwach Carpi, bez gola i asysty), a wiosną wydawało się, że szybko pójdzie w odstawkę w duńskim zespole. W siedmiu pierwszych meczach po transferze do Broendby, tylko dwa razy wyszedł w pierwszym składzie, trzy razy wchodził na boisko w końcówce, a dwukrotnie nawet nie powąchał murawy. Strzelił w tym czasie jednego gola (w debiucie) i sam przestawał wierzyć, że czeka go jeszcze cokolwiek pozytywnego w tamtych rozgrywkach. W rozmowie z portalem futbol.pl, po nagłej zmianie trenera w swoim klubie mówił nawet: – W tej chwili przygotowuję się już do następnego sezonu, bo nie wydaje mi się, żebym dostał jeszcze w tej kampanii jakaś dłuższą okazję do pokazania swoich umiejętności. Sezon 2015/16 jest już dla mnie stracony.
Ale dość niespodziewanie karta się wtedy odwróciła – Wilczek w ośmiu kolejnych meczach pojawiał się w pierwszym składzie, strzelił cztery gole i dość mocno przyczynił się do awansu Broendby do europejskich pucharów. A teraz jeszcze dokłada cegłę do tego, że jego ekipa świetnie weszła w nowe rozgrywki…
– dwa gole i asysta w spotkaniu z Valur Reykjavík (Islandia) w I rundzie kwalifikacji LE,
– gol w spotkaniu rewanżowym,
– gol w meczu drugiej rundy ze szkockim Hibernianem (wygranym 1-0),
– gol w pierwszej kolejce ligowej w spotkaniu z Esbjergiem.
Pięć trafień i asysta w czterech meczach. Nawet jeśli to momentami ogórkowe granie, to ta regularność po prostu cieszy. Może jeszcze nie wszystko stracone – im mniej powrotów do kraju z podkulonym ogonem, tym lepiej.