Reklama

Koncert Cracovii z wicemistrzem i początek marszu do Europy! Oh, wait…

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

17 lipca 2016, 19:45 • 3 min czytania 0 komentarzy

Po czwartym golu zdobytym przez Cracovię kamery pokazują uśmiechniętego i bijącego brawo Janusza Filipiaka, prezesa klubu. Jego zespół rozgrywa właśnie bardzo dobry mecz z wicemistrzem kraju, ma właśnie prawo pomyśleć: po takim starcie zmierzamy do Europy. My, widząc tak dobrze dysponowany i odważny zespół trenera Zielińskiego, mieliśmy ochotę tylko przytaknąć. Tylko że… równe dziesięć dni temu Cracovia odpadła w pierwszej rundzie eliminacji LE z jakimiś Macedończykami.

Koncert Cracovii z wicemistrzem i początek marszu do Europy! Oh, wait…

Jeżeli kogoś, tak jak i nas, wzięło przez te 90 minut na większe przemyślenia – szczerze współczujemy. Jedna sprawa jest taka, że wicemistrz kraju kompletnie się rozsypał, i to w całość, nie tylko w pucharach. A druga, Cracovia grała naprawdę fajną piłkę. Dokładnie taką, jaką kilkanaście tygodni temu chwaliliśmy wszyscy, dopowiadając: powtórzcie to w Europie. I powtórzyli.

Kazimierz Węgrzyn rzucił dziś: „Cracovia o tydzień za późno złapała formę”. No, a może niczego nie złapała? Wystarczyło wrócić na polskie podwórko, wyjść naprzeciw drugiej drużyny minionego sezonu i brutalnie się zabawić.

Na koniec ligowej niedzieli mamy mocno mieszane odczucia. Bo to był naprawdę niezły i atrakcyjny piłkarsko dzień, przez trzy godziny obejrzeliśmy łącznie dziesięć goli, a Cracovia pokazała kawał dobrej piłki. Nie da się jednak odnieść wrażenia, że to, do czego właśnie się przygotowują krakowianie, przypomina syzyfową pracę. Dziś znów grają interesująco, za moment zapowiedzą walkę o Europę, a potem co?

Reklama

Trener Zieliński, zamiast przedmeczowej rozgrzewki, musiał puścić swoim piłkarzom 30 minut meczu Zagłębia. Lubinianie zdobyli pierwszą bramkę w 47. sekundzie, Cracovia – też od początku gniotła rywala. W pierwszej groźnej akcji najpierw dogranie w pole karne zostało zatrzymane, szybki strzał zablokowany i dopiero dobre dośrodkowanie Wójcickiego do Covilo dały gola. Tuż przed przerwą: znów bramka głową, tym razem Dąbrowski do Szczepaniaka.

Przy tak wysokim zwycięstwie krakowian, ciężko nie zwrócić uwagi na kapitalną grę linii pomocy. Niesamowitą pracę w drugiej linii wykonał Damian Dąbrowski, który na boisku po prostu rządził – zatrzymywał ataki rywali, rozpoczynał akcje swojego zespołu, zaliczył dwie asysty. U jego boku Covilo, defensywny pomocnik, z dwoma trafieniami. Jeśli mieliśmy momenty, kiedy nieco schowany wydawał się Cetnarski, to przy golu Deleu błysnął (a ten błysnął potem przy trafieniu Szeligi). I podobnie z ustawionym na szpicy Budzińskim.

Bardzo dobrze wyglądał też Mateusz Szczepaniak – schodził na boki, wbiegał środkiem w pole karne, dogrywał, strzelał. Właściwie wywiązywał się z tej wielofunkcyjnej roli, którą u ofensywnych zawodników lubi trener Zieliński. To dlatego tutaj ustawiany jest na szpicy pomocnik Budziński, a na skrzydle – napastnik Jendrisek. Dziś Szczepaniak pokazał, że to dzięki niemu w Krakowie mogą zapomnieć o sprzedanym Rakelsie.

Przypomniało nam się dziś, jak Cracovia rozpoczynała rundę wiosenną poprzedniego sezonu w bardzo podobny sposób – ofensywny, solidny i przyjemny dla oka futbol, pokonując 3:0 Górnika Zabrze. Tylko że ówczesny przegrany już zbliżał się do spadku, a ten dzisiejszy… to wicemistrz Polski sprzed dwóch miesięcy.

Piast? Dwa mecze tego sezonu i osiem straconych goli. Fatalnie wyglądali obrońcy, zdecydowanie poniżej swojego poziomu grał Hebert, zaś Edvinas Girdvainis – kto wie – być może na swoim standardowym. Goście w ogóle nie byli agresywni w odbiorze piłki, jeśli gra defensywna miała zaczynać się od najdalej wysuniętego zawodnika, to zaczynała się dopiero za plecami Barisicia, Zivca i Masłowskiego. Zresztą, Barisić, jedyny w kadrze napastnik, został zmieniony po 45 minutach, w których Piast nie oddał choćby jednego celnego uderzenia. Ze wszystkich ich ofensywnych popisów zapamiętaliśmy zaś Żivca.

Za pierwszym razem, kiedy kilkukrotnie upewniał się, czy nie ma spalonego, a kiedy już stwierdził, że może grać – sędzia zagwizdał. Za drugim, kiedy w dobrej sytuacji zdecydowanie za daleko wypuścił sobie piłkę. I za trzecim, kiedy uderzał z dystansu w kierunku pustej bramki, a strzelił zdecydowanie ponad poprzeczką. Dopiero przy stanie 4:0 z katastrofalnego błędu Deleu skorzystał Szeliga.

Reklama

I to, jeśli chodzi o naszego obecnego wicemistrza kraju, wszystko.

87Op0UC

Fot. 400mm.pl

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...