Reklama

Jonas Hector. Skromny chłopak ze wsi, który został bohaterem Niemców

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

04 lipca 2016, 11:46 • 5 min czytania 0 komentarzy

Przez prawie dekadę niemiecka reprezentacja miała totalny spokój z obsadą pozycji lewego obrońcy. Philipp Lahm królował tam niepodzielnie przez długi czas, ale po mistrzostwach Europy w 2012 roku został przerzucony na przeciwległą flankę. Joachim Loew zmuszony był kombinować – testował warianty ze stoperami, odwróconymi bocznymi defensorami, nawet defensywnymi pomocnikami – wszystko kończyło się efektem co najwyżej solidnym. W końcu więc postanowił, że zawodnika na poziom reprezentacyjny ulepi sobie sam, od podstaw. Sięgnął po gracza z niemieckiego przeciętniaka i za punkt honoru założył sobie, że zrobi z niego poważnego piłkarza. A on dwa dni temu odwdzięczył mu się wykorzystanym rzutem karnym na wagę awansu do półfinału EURO.

Jonas Hector. Skromny chłopak ze wsi, który został bohaterem Niemców

Historia Jonasa Hectora przypomina losy Jamiego Vardy’ego, choć na nieco mniejszą skalę. Niemiec, podobnie jak Anglik, przez wiele lat kopał w niższych ligach i nawet nie marzył, że kiedyś przyjdzie mu zasmakować futbolu na poziomie. Żył w maluteńkiej wiosce Auersmacher, grał z przyjaciółmi w lokalnym SV i wiódł spokojne życie typowego chłopaczka pomagającego ojcu w pracy na roli. Trenował trzy razy tygodniowo, w weekend grał mecz (piąty poziom rozgrywkowy), a pozostały czas wypełniała mu jazda ciągnikiem i opieka nad zwierzętami w gospodarstwie. Nie śmiał nawet marzyć, że kiedykolwiek przyjdzie mu mistrzostwa Europy przeżywać jako jeden z bohaterów i najjaśniejszych postaci.

Jedyny z całej reprezentacji nigdy nie trenował w profesjonalnej akademii. Wszystkie podstawy, jakie złapał, przyswoił na okolicznych pastwiskach i nierównych murawach przy granicy z Francją. Parę razy zgłaszały się po niego poważniejsze kluby, odezwało się nawet mające jako taką renomę Saarbruecken, ale za każdym razem podchodził do sprawy pesymistycznie – nie wierzył w swoje możliwości, nie potrafił sobie wyobrazić, że przebija się gdzieś wyżej, a poza tym było mu dobrze w rodzinnym domu.

Gdy miał 20 lat w końcu dał się namówić. Rezerwy FC Koeln nie są może szczytem marzeń młodego chłopaka, ale jest to zawsze jakaś namiastka poważnej piłki. Przebierasz się szatnię obok pierwszoligowych zawodników, trenujesz tymi samymi piłkami, biegasz po tych samych boiskach. Możesz w końcu zobaczyć jak to wszystko wygląda z bliska. Ale i tym razem zachował się do bólu pragmatycznie i trzeźwo ocenił swoje szanse – chciał przeżyć sympatyczną przygodę, ale w międzyczasie wyrobić sobie takie alternatywy, by w razie czego nie zostać na lodzie. Podjął korespondencyjne studia na uniwersytecie w Oldenburgu – uczył się o podstawach biznesu i rachunkowości. Taka wiedza przyda się zawsze – zwłaszcza, gdy gra się w rezerwach, z których większość zawodników zwyczajnie przepada.

W Kolonii przeszedł poważną piłkarską metamorfozę, bo zaczynał jako rozgrywający, potem został przesunięty na defensywnego pomocnika, stopera, aż w końcu trafił na lewą stronę obrony. I ten ruch okazał się strzałem w dziesiątkę – w rezerwach grał przez trzy lata, ale w końcu zadzwonił do niego trener pierwszej drużyny i zaprosił na treningi. A już chwilę potem dał szansę debiutu na zapleczu Bundesligi.

Reklama

csm_hector_103015_1a6f57cced

Może i nie był od razu drugim Messim, ale przez całą swoją karierę – czy to jako piłkarz, czy to jako trener – nie spotkałem tak pracowitego i sumiennego człowieka. Pierwszy na treningu, ostatni w szatni, do tego zawsze bardzo punktualny i otwarty na wszelkie wskazówki. Chodził jak w szwajcarskim zegarku – wspomina początki Hectora trener FCK, Peter Stoeger.

Dopiero co zadebiutował, dopiero co aklimatyzował się w nowej szatni, a już odebrał telefon… od Joachima Loewa. Selekcjoner dojrzał w nim te wszystkie cechy, jakich poszukiwał u lewego obrońcy – ciąg na bramkę, skuteczność w destrukcji, świetnie ułożona lewa noga.

W połowie listopada 2014 roku dostał 18 minut w meczu z Gibraltarem, a już w całym 2015 roku wykręcił najwięcej godzin na placu ze wszystkich reprezentantów. Nie Oezil, nie Mueller, nie Neuer – to właśnie Hector wybiegał najwięcej, bo aż 754 minuty.

Profilem charakterologicznym w ogóle nie pasuje na piłkarza. Choć po dwóch latach studiowania porzucił naukę, to wciąż się edukuje, już na własną rękę. Koledzy z reprezentacji do dziś z uznaniem patrzą, gdy na pokład samolotu wchodzi z książkami traktującymi o biznesie, z których chłonie wiedzę przekazywaną przez autorów.

Jest niezwykle skromny i szanuje każdy zarobiony grosz. Nie spotkacie go w galerii handlowej, gdy przymierza złote zegarki – oszczędności woli zainwestować w przyszłość i edukację. Nie znajdziecie jego zdjęć z nocnych libacji, bo od dłuższego czasu jest w związku i czas zdecydowanie bardziej woli spędzać z dziewczyną. Na treningi dojeżdża kilkuletnim fordem focusem, a gdy tylko ma możliwość, to powraca do rodzinnego Auersmacher.

Reklama

Wychowałem się na wsi i wiem, ile pracy ludzie muszą włożyć, by zarobić każdy grosz. Sam przez długi okres ledwo wiązałem koniec z końcem, więc szanuję to, że teraz mogę mieć więcej pieniędzy, ale staram się przyjmować to z pokorą. Nie chcę rozpuszczać kasy na lewo i prawo – wystarczy mi, że kupię sobie większe i wygodniejsze łózko i parę książek – podsumowuje.

Czy mimo kariery zmienił przyjaciół? A skądże. Paczka starych znajomych, gdy tylko może, odwiedza go w Kolonii, a on równie chętnie przyjeżdża na ich mecze w okolicy, gdzie spędził 20 lat życia. Prowadzi spokojne, ustatkowane życie. Wierzy w kult pracy i chroni swoją prywatność. Nie ma konta na Facebook’u, Twitterze czy Instagramie.

Nie chcę afiszować się ze swoją prywatnością, wolę ciszę i spokój od ciągłego siedzenia w internecie. To jedna z chorób XXI. wieku, a ja chcę tego uniknąć.

Kiedy jechał do Francji, miał na koncie czternaście spotkań w reprezentacji. Dotychczas nie wyściubił nosa poza FC Koeln, nie grał w europejskich pucharach, a najważniejsze mecze w życiu rozgrywał przeciwko ligowej śmietance – Bayernowi, Borussii czy Schalke. Został rzucony na głęboką wodę i spisał się świetnie. Przez cały turniej trzyma równą, wysoką formę, a od soboty jest na ustach wszystkich – kibiców, trenerów i… księgowych zagranicznych klubów, które już szykują sowite przelewy, by w razie czego od razu posłać je na konto Koeln. Bo to, że tego lata będzie musiał po raz drugi w życiu się przeprowadzić, jest niemal pewne.

Najnowsze

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
1
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...