Reklama

Lewy vs Cristiano, czyli starcie tytanów

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

30 czerwca 2016, 16:52 • 8 min czytania 0 komentarzy

Kapitanowie swoich reprezentacji, dwie największe armaty w klubach ze ścisłej światowej czołówki, dwaj maniacy zdrowego odżywiania i pogromcy glutenu. Gracze, których facjaty widać dosłownie co krok, w co drugiej reklamie, w niemal każdej lodówce… Aha, no i – co najważniejsze – drugi i czwarty piłkarz świata w 2015 roku lub też – jak kto woli – dwaj najlepsi zawodnicy Starego Kontynentu minionego roku. Dziś po raz pierwszy w narodowych barwach zmierzą się w pojedynku na śmierć i życie. Jego stawką – półfinał mistrzostw Europy.

Lewy vs Cristiano, czyli starcie tytanów

Gdyby jeszcze nie tak dawno ktoś próbował nam wmówić, że podobny wstęp w jakikolwiek sposób odnosić się będzie się do kogoś, kogo na świat wydała polska ziemia, najprawdopodobniej zaczęlibyśmy delikwenta gorąco zachęcać do rychłego odbycia konsultacji psychiatrycznej. Nie bójmy się jednak przyznać tego wprost – już teraz możemy powiedzieć, że dożyliśmy pięknych czasów. Nie dość, że dziś podopieczni Adama Nawałki po raz pierwszy w historii staną przed szansą na awans do jednej drugiej finału mistrzostw Europy, to w tle rozgrywać się będzie jeszcze jedna batalia – ta między Cristiano Ronaldo i Robertem Lewandowskim. Między dwiema maszynami do strzelania bramek, zawodnikami, do których poziomu na świecie równać może na tę chwilę zaledwie garstka kopaczy skórzanego balona.

Zapowiadanie dzisiejszego spotkania Polski z Portugalią z pominięciem wątku rywalizacji Lewego z Cristiano byłoby niczym pominięcie opisów przyrody w „Nad Niemnem” kapusty przy przygotowywaniu bigosu. Jeśli jeszcze nie jesteście odpowiednio nastrojeni przed tym starciem tytanów, postanowiliśmy się wami zaopiekować. Jeśli natomiast w oczekiwaniu na nie nerwowo obgryzacie już paznokcie, cóż – postaramy się sprawić, byście obgryzali je w jeszcze szybszym tempie.

* * *

93 gole – tyle obaj ustrzelili razem w zeszłym sezonie w klubowych barwach. 42 padły łupem Lewandowskiego, zaś większa połowa 51 – Cristiano. Obaj – jak nietrudno się domyślić – byli w swoich zespołach najlepszymi strzelcami. Polak z Bayernem zdobył mistrzostwo Niemiec i krajowy puchar, Portugalczyk – triumfował w Lidze Mistrzów. Pierwszy – z 30 golami został królem strzelców Bundesligi (9 bramek w Champions League), drugi – z 16 trafieniami na koncie był z kolei najlepszym strzelcem Champions League (35 sztychów w Primera División). Nie da się więc polemizować z faktem, że trafienia obu miały realne przełożenie na zdobyte przez Real i Bayern trofea. Lewandowski bramkę w lidze niemieckiej zdobywał bowiem średnio co 88 minut, Ronaldo – w Lidze Mistrzów – co 69 (!). Co to dużo gadać – to już ten pułap, na którym dwa mecze bez gola zaczynają gadki o kryzysie formy. „To jakiś zupełnie inny poziom”, powiedziałby Mateusz Borek, a my wkleilibyśmy poniżej filmik z tą legendarną wypowiedzią, gdyby nie to, że jego bohaterem jest Leo Messi i nieco zburzyłoby to naszą koncepcję.

Reklama

Najlepsze mecze obu gagatków w sezonie 2015/16? W teorii, mówiąc o gościach, którzy niejednokrotnie sami potrafili wysłać rywala na drugą stronę Styksu, wybór powinien być raczej mocno problematyczny. O dziwo, tym razem trudno było jednak mieć większe wątpliwości.

Dziewięć minut, pięć bramek, miliard pobitych rekordów i drugie tyle pieśni pochwalnych na Twitterze. Znacie tę historię na pamięć. Zjawisko paranormalne. Coś, co po prostu sie nie dzieje. A nawet jeśli się dzieje, to co najwyżej raz na milion lat. Albo i jeszcze rzadziej – przynajmniej na tym poziomie. Mimo upływu kilku ładnych miesięcy, gdy oglądamy powtórki, to wciąż nie do końca jesteśmy w stanie zrozumieć, o co tam, kurwa, chodziło.

Ronaldo dla odmiany swoje najlepsze spotkanie w minionym sezonie rozegrał… również przeciwko Wolfsburgowi. Co prawda może i nie machnął pięciu sztychów w odstępach mniejszych niż dwie minuty, niemniej niemalże w pojedynkę wprowadził on Real do półfinału Ligi Mistrzów. Jasne, „Królewscy” byli sami sobie winni tego, że nagle musieli odkręcać wynik po kompromitacji w mieście Volkswagena, gdzie sam Cristiano także niesamowicie zawiódł, jednak – mówcie, co chcecie – samodzielne odwrócenie losów dwumeczu na tym poziomie – niezależnie od rywala – to już nie „Domowe Przedszkole” czy „Rower Błażeja”.

 

Reklama

Jeśli mamy być szczerzy, aż nam jakoś tak trochę żal tego Wolfsburga.

* * *

Jeśli chodzi o występy w kadrze narodowej, zarówno w przypadku Cristiano Ronaldo i Roberta Lewandowskiego jest to temat rzeka, niekończąca się opowieść. Nie rozwiążemy zagadki tego, jak miała na imię Mama Muminka zanim urodziła Muminka, gdy stwierdzimy, że obaj są bez cienia wątpliwości największymi gwiazdami w swoich reprezentacjach. Trudno też będzie jednak polemizować z faktem, że i jeden, i drugi dość często spotykali w swoich krajach z krytyką. Szczególnie do Roberta miewano pretensje o to, że nie potrafił dawać z siebie w kadrze tyle co w klubie. Do Ronaldo z kolei często miano żal o to, że nie potrafił on w pojedynkę prowadzić do spektakularnych sukcesów na wielkich turniejach z roku na rok coraz słabszej reprezentacji Portugalii. Jakkolwiek jednak patrzeć – ich statystyki w kadrze mimo wszystkich napotykanych po drodze przeszkód, są nie najgorsze.

Gwiazdor Realu Madryt do tej pory uzbierał bowiem na koncie 130 meczów, w których strzelił 60 bramek, co daje mu miano gracza z zarówno największą liczbą występów, jak i zdobytych goli w historii reprezentacji, Lewandowski zaś w 80 meczach 34 razy trafiał do siatki. Do rekordzisty pod względem gier w kadrze, Michała Żewłakowa, brakuje mu na chwilę obecną 22 spotkań, a do najlepszego strzelca, Włodzimierza Lubańskiego, zaledwie 14 trafień. Nie czarujmy się – kwestia czasu.

Samo porównywanie osiągnięć Lewego i Ronaldo w kadrze może być jednak w pewien sposób problematyczne i nie do końca miarodajne. Dla Lewandowskiego trwający EURO jest dopiero drugim poważnym międzynarodowym turniejem (poprzednią były mistrzostwa sprzed czterech lat), dla Cristiano – siódmą (cztery występy na EURO i trzy na mundialach). Trzeba jednak pamiętać w tym momencie, że – po pierwsze – Cristiano jest od Roberta trzy lata starszy, a – po drugie – nie ma się też co zbytnio oszukiwać – przez długi czas nasza reprezentacja potencjałem nie była bowiem w stanie równać się do Portugalczyków i nie zawsze dawała radę wywalczyć sobie awans na wielkie imprezy.

Dużo bardziej rzetelne będzie więc wzięcie pod lupę eliminacji turnieju we Francji w wykonaniu obu zawodników, a także ich postawy na EURO jako takiej. Kwalifikacje wypadły ze wskazaniem na Lewandowskiego – 13 goli w 10 meczach przy 4 bramkach Cristiano w 6 spotkaniach (grupa eliminacyjna Portugalczyków liczyła sobie jeden zespół mniej, a sam Ronaldo nie zagrał też w dwóch spotkaniach). Polak został zresztą królem strzelców eliminacji, a gdybyśmy nawet postanowili nie liczyć mu 6 trafień z wszechpotężnym Gibraltarem, wciąż miałby on na koncie o 3 gole więcej od Ronaldo.

No dobra, a jak same mistrzostwa? Te w wykonaniu Ronaldo przypominają nieco przebieg choroby afektywnej dwubiegunowej – z dołu na górę, z góry na dół. Najpierw miliard wystrzelonych kapiszonów w potyczce z Islandią i średnie zadowolenie z życia oraz ostatecznego wyniku. Następnie – spotkanie z Austrią i spartolony rzut karny. Gdy pętla wokół szyi zaciskała się coraz ciaśniej… nagle z Węgrami Cristiano dzięki dwóm bramkom i asyście rzutem na taśmę wcisnął Portugalczyków do jednej ósmej. Tam natomiast przeciwko Chorwacji przez 118 minut dostosowywał się do piłkarskiej patologii prezentowanej przez oba zespoły, aż w końcu doszedł do wniosku, że odda pierwszy celny strzał w meczu (nie swój, pierwszy celny strzał w meczu w ogóle – przypominamy, gdybyście nie pamiętali już pasjonującej potyczki Portugalii z Chorwacją) i choć drogi do siatki nim nie znalazł, to na pustaka dobił Quaresma.
A tutaj jeszcze arcydzieło CR7 z Węgrami:

Lewandowski podczas EURO wykazuje z kolei zdecydowanie większą stabilizację. Niestety – w tym przypadku Robert nie ma się jednak czym chwalić. Powiedzmy sobie szczerze – gra zdecydowanie poniżej oczekiwań. Wyczerpującą analizę jego gry, popartą materiałami wideo, przeprowadziliśmy zresztą kilka dni temu w tym miejscu. Każdy mecz w jego wykonaniu wyglądał w zasadzie bardzo podobnie. Dotychczasowy efekt – zero goli, zero asyst i – co najsmutniejsze – praktycznie zero stwarzanego zagrożenia pod bramką przeciwnika. W jednym jednak od Ronaldo był na tych mistrzostwach lepszy – niezwykle pewnie wykorzystał karnego w serii jedenastek przeciwko Szwajcarii. Tak czy owak, o ile w przypadku Ronaldo możemy powiedzieć, że najlepsze zawody rozegrał przeciwko Węgrom, o tyle u Roberta – cóż – nie da się wybrać tego jednego spotkania. Mówiąc bowiem o grajku tej klasy, wychodzenie z założenia, że na bezrybiu i rak ryba zwyczajnie nie przystoi. Pozostaje jedynie mieć nadzieję, że przełom nastąpi właśnie dziś.

Na miłe zakończenie wątku, wrzucimy jeszcze filmiki z – naszym zdaniem – najbardziej pamiętnych spotkań obu zawodników w kadrze, czyli…

… Cristiano w pojedynkę zapewniającego awans Portugalii na mistrzostwa świata w Brazylii w barażach ze Szwedami:

… a także – tutaj oczywiście pewnie będzie można całymi dniami sprzeczać się co do takiego a nie innego wyboru – Lewandowskiego w potyczce ze Szkocją w Glasgow w przedostatnim meczu eliminacyjnym trwającego EURO:

* * *

Na sam koniec zaś zostawiamy to, co najsmaczniejsze w obliczu tego, co nas czeka, czyli bezpośrednie starcia Roberta z Cristiano. Do tej pory obaj mieli okazję mierzyć się ze sobą pięciokrotnie. Co ciekawe, aż do czterech konfrontacji doszło w sezonie 2012/13, gdy Real Madryt trafiał na Borussię najpierw w fazie grupowej (zwycięstwo Borussii i remis), potem zaś w półfinale Ligi Mistrzów (awans Borussii). Rok później Dortmundczycy również wpadli na „Królewskich” – tym razem w ćwierćfinale (awans Realu). „Lewy” wystąpił jednak wówczas jedynie w rewanżu – na Santiago Bernabéu, gdzie Borussia przegrała 0:3, nie mógł bowiem zagrać z powodu zawieszenia za kartki. Indywidualny bilans wypada na korzyść Lewandowskiego – 5 goli i asysta przy 3 golach Ronaldo. Zresztą, tylko wyjątkowy ignorant nie kojarzyłby tamtego popisu:

Jeśli chodzi o mecze reprezentacji, będzie to jednak dopiero ich pierwsze spotkanie. Pod koniec lutego 2012 roku Polska mierzyła się co prawda z Portugalią w bezbramkowo zremisowanym meczu na inaugurację Stadionu Narodowego, jednak Lewandowski borykał się wówczas z drobnym urazem i nie znalazł się ostatecznie nawet na liście powołanych. Tak czy owak, wieczorem – jako kapitanowie swoich zespołów – będą mieli okazję nadrobić zaległości i to od razu w starciu, w którym gra toczyć się będzie o niezwykle wysoką stawkę.

Najnowsze

Hiszpania

Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Patryk Stec
1
Polowanie na czarownice w Realu Madryt. Kto jest winny?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...