Reklama

Mieli być rozczarowaniem, a rozjechali Hiszpanów. Koncertowa gra Włochów

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

27 czerwca 2016, 19:36 • 4 min czytania 0 komentarzy

Jeszcze przed pierwszym meczem tego turnieju byliśmy w kwestii występu Włochów niezwykle sceptyczni – o to, że nie będą tracić wielu goli się nie martwiliśmy, ale czy Pelle, Eder, Parolo czy Giaccherini potrafią stworzyć odpowiednie zagrożenie – no, tu już mieliśmy sporo wątpliwości. Jeśli ktoś lekceważył wyniki wykręcane przez Squadra Azzurra w fazie grupowej, tak po dzisiejszym meczu powinien na dobre zamilknąć. Na tle rywala z najwyższej półki, na tle jednego z faworytów do złotego medalu, podopieczni Antonio Conte zagrali mecz niemal wzorowy. I w pełni zasłużenie wygrali 2:0.

Mieli być rozczarowaniem, a rozjechali Hiszpanów. Koncertowa gra Włochów

Nawet jeśli tego spotkania nie oglądaliście, to spokojnie możecie sobie wyobrazić jak wyglądało – jedni rozstawili zasieki na własnej połowie i stosowali wojnę partyzancką, a drudzy – choć do dyspozycji mieli konkretną artylerię – nie mieli zupełnie pomysłu na to, jak ugryźć rywala. Jeszcze się dobrze Hiszpanie na boisku nie zdążyli porozstawiać, jeszcze nie zdążyli odpalić tiki-taki, a już mogli dostawać w plecy. Dwie świetne okazje i za każdym razem De Gea, który w pojedynkę zatrzymywał Włochów.

No właśnie, David De Gea – postawę tego faceta ocenić zdecydowanie najtrudniej. To, że popełnił katastrofalny błąd przy strzale Edera nie ulega wątpliwości. Napastnik Interu huknął mocno, ale też w sam środek – Hiszpan na dobrą sprawę nie musiał się nawet przesuwać by sięgnąć uderzenia. Mógł odbić do lewej, mógł odbić do prawej, a wybrał wariant najgorszy z możliwych. Asysta przy tym golu powinna być w pierwszej kolejności przypisana właśnie jemu.

W tym wszystkim nie możemy jednak zapominać, ile piłek ciężkich do sięgnięcia De Gea dziś odbił. W samych pierwszych 10 minutach wyciągnął dwa strzały, które równie dobrze mogły zakończyć się golem i nikt nie miałby do niego pretensji. Raz głową uderzył Pelle, drugi raz przewrotką Giaccherini – w tym przypadku sędzia ostatecznie sięgnął po gwizdek, ale i tak Hiszpan popisał się paradą najwyższych lotów. No i jeszcze ta akcja sam na sam z Ederem po zmianie stron, gdzie umiejętnie skrócił róg, świetnie się ustawił i przyjął na brzuch piłkę lecącą w światło bramki. Taki już los bramkarza – choćby w niewiarygodny sposób wyciągnął nawet i dwadzieścia piłek lecących w samo okienko, to i tak jeden farfocel położy na to cień. I dziś tak właśnie jest z De Geą – kibice szybko zapomną o doskonałych interwencjach, a zapamiętają z kompromitującej pomyłki na wagę awansu do ćwierćfinału.

Reklama

Mając korzystny rezultat Włosi nie grali już tak odważnie – z każdą kolejną minutą coraz głębiej się cofali, pozornie oddając pole rywalom. Dlaczego pozornie? Bo pozostawili Hiszpanom te segmenty boiska, z których zagrożenie było najmniejsze. Strefa przed polem karnym została spożytkowana na dwa, trzy groźne strzały, ale hola, hola – od czego jest Gianluigi Buffon. A korytarze na skrzydle? No sorry, ale jak w szesnastce stoi tercet Barzagli – Chiellini – Bonucci, to chyba tylko przemycając szczudła można z górnych piłek zrobić użytek.

To, co widzieliśmy na boisku bardzo trafnie odwzorowywało zachowanie obu selekcjonerów – Antonio Conte, jak jego zawodnicy, przemierzał kilka metrów spokojnym krokiem, by zaraz zerwać się interwałem na najwyższych obrotach i żywiołowo pogestykulować. Albo dać upust swojej frustracji:

Vicente del Bosque natomiast rzadko podnosił się z ławki, a jak już to robił, to wyglądał dokładnie tak jak jego drużyna – sennie i bez jakiejkolwiek koncepcji na to, co wykombinować.

W doliczonym czasie gry Italia zaatakowała po raz ostatni. Atak odkrytym skrzydłem, zagranie w środek, rykoszet i Graziano Pelle z siedmiu metrów trafiający wolejem. Wzorcowa kontra.

Reklama

Takim futbolem wygrywa się wielkie turnieje. Do bólu pragmatycznym, niezwykle konsekwentnym. Włosi dziś wcale nie musieli zapieprzać jak małe samochodziki od pierwszej do dziewięćdziesiątej minuty – wiedzieli kiedy zwolnić i złapać drugi oddech, wiedzieli kiedy przyspieszyć i zagryźć przeciwnika. Jeszcze dwa tygodnie temu pukaliśmy się w czoło i nie potrafiliśmy zrozumieć niektórych decyzji Antonio Conte. Teraz już wiemy, że Włoch stworzył drużynę przeciwko której nie chciałby grać absolutnie nikt.

Najnowsze

Piłka nożna

Trela: Magia europejskich wieczorów. Najmniej spodziewany sukces w dziejach BVB

Michał Trela
1
Trela: Magia europejskich wieczorów. Najmniej spodziewany sukces w dziejach BVB

Komentarze

0 komentarzy

Loading...