Strefa wywiadów po meczu Portugalii z Węgrami. Powoli zbierają się dziennikarze z obu krajów. Rodacy Kiraly’ego świętują, natomiast Portugalczycy zadają sobie kolejne pytania.
– Przynajmniej przełamał się Cristiano, to chyba powód do optymizmu, co? – zagaduję przedstawicieli „Recordu” czy „A Boli”.
– Optymizmu? To przeanalizuj sobie jego zachowanie. Wielki piłkarz, ale ta kadra osiągnie coś dopiero, gdy cała gra nie będzie się kręcić wokół niego.
– A wokół kogo ma się kręcić, skoro nie macie pół sensownego napastnika?
– I to jest jeszcze większy problem niż uzależnienie od Ronaldo…
Ta dyskusja przetacza się przez Portugalię od ładnej dekady, a na problem już w 2008 roku zwracał uwagę Eusebio. Od kiedy karierę zakończył Nuno Gomes, w Lizbonie, Porto, Coimbrze i okolicach nie doczekano się choćby kandydata na jego zastępcę. – Przez ostatnich 25 lat wychowaliśmy dwie klasyczne dziewiątki – Pauletę i Nuno. A przecież wcześniej mieliśmy Fernando Gomesa czy Rui Aguasa – tłumaczy Sergio Krithinas z „Recordu”. Jego kolega, Pedro Ponte, dodaje: – Ale nawet Pauleta to nie była najwyższa półka. Spojrzysz w jego liczby, to wszystko gra – spoglądam i rzeczywiście: 0,53 gola na mecz – ale sprawdź, komu strzelał. Luksemburg, Liechtenstein, San Marino. Tak sobie nabijał statystyki – wzrusza ramionami Ponte. – Polska – dorzucam. – A, no tak, w Korei. Ale to nie była taka Polska jak teraz.
Fernando Santos ma już dość wałkowania tego samego tematu. Na konferencji przed sparingiem z Serbią rzucił, że do ataku może wystawić stopera Bruno Alvesa. – To nie jest dla mnie nowe pytanie. Sam zadawałem je sobie dziesiątki razy – tłumaczy selekcjoner Portugalczyków. – Nie wystawię typowej, klasycznej dziewiątki, potrafiącej grać tyłem do bramki, w polu karnym i utrzymać piłkę. Ale tak samo nie ma już klasycznych skrzydłowych jak Figo. Cristiano daje nam najwięcej, gdy ścina ze skrzydła do środka. Muszę zdefiniować, czego szukam u napastnika. Dany zawodnik może okazać się ważny w jakimś momencie meczu, jak z Bułgarią – tłumaczy Santos, który w tym meczu wystawił dwójkę Nani-Ronaldo. W końcówce natomiast pojawił się Eder, jedyny klasyczny napastnik z obecnej listy powołanych. I najmocniej krytykowany reprezentant.
Z Islandią zagrał sześć minut. Z Austrią ledwie siedem. Z Węgrami i Chorwacją nie wszedł nawet na sekundę. To wiele mówi o pozycji napastnika Lille w kadrze, ale samo wciśnięcie go do szerokiej kadry wywołało ogólnonarodową debatę, po której Joao Pinto, obecnie dyrektor federacji, apelował do kibiców o większy szacunek do reprezentantów. Sam Eder dostał natomiast w sparingu z Norwegią opaskę kapitańską, by wreszcie poczuł się ważny. – Brakuje mu jednak podstawowego wyszkolenia – tłumaczy Krithinas. – Jako junior nie grał w żadnym wielkim klubie i ma wiele wad, jeśli chodzi o samo poruszanie się po boisku. Za późno dochodzi do piłek. Nie wie, gdzie się ustawić. Kiedy ruszyć do piłki. Zawodnik bez szkoły.
Konkurencji Eder nie posiada jednak żadnej. Przez cały sezon nie wystrzelił ani jeden sensowny portugalski napastnik, którego można byłoby rozważać pod kątem kadry. 28-letni Bruno Moreira z Pacos de Ferreira (14 goli) czy 27-letni Hugo Vieira z Crvenej Zvezdy (20 goli) to jedynie ciekawostki. – Bruno mógłby się nawet załapać, ale po pierwsze – z Pacos byłoby o to ciężko, po drugie – za moment powinien trafić do Tajlandii, co jest wyjątkowo wymowne. A Hugo… Nie podawaj mojego nazwiska, ale to głupek – mówi znany portugalski komentator. – Jak to głupek? – dopytuję. – Musiałbyś posłuchać jego wypowiedzi. Brakuje mu pokory. Mówi o sobie tak, jakby był nie wiadomo jakim napastnikiem, a nawet nie jest klasyczną dziewiątką. Błysnął w Gil Vicente, potem wzięła go Benfica, ale żaden z niego klasowy gracz. Najbardziej jednak drażni to jego samouwielbienie. – Marco Paixao miał tak samo – wtrącam. – O, dokładnie! Tylko Hugo przynajmniej pograł w Gil Vicente, a Paixao nawet się o to nie otarł.
Marco Paixao i Orlando Sa. Dzięki obu tym panom o suszy wśród portugalskich napastników dyskutowano nawet w Polsce. Wrzesień 2013 roku, siedzimy z Marco w restauracji przy wrocławskim rynku. Nazajutrz wjedzie wywiad pt. „Jestem zawodnikiem kompletnym”, a w Polsce pojawią się pierwsze głosy, czy facet aby nie zwariował. Bije z niego olbrzymie przekonanie, że za moment trafi do reprezentacji. – Mój główny problem polega na tym, że nigdy nie grałem w Portugalii i wiele osób mnie tam nie zna. Kojarzą mnie ci, którzy faktycznie interesują się piłką. Nie mam wątpliwości, że gdybym grał na co dzień w ojczyźnie, to już byłbym w kadrze. Jestem tego pewien – przekonuje Paixao i rozpoczyna wywód na temat szkolenia: – Mamy jedne z najlepszych akademii piłkarskich na świecie, wychowujemy niewiarygodne talenty, więc jaki sens ma szukanie przez Benfikę 20-letniego obcokrajowca, skoro na tej samej pozycji mają 16, 17, 18 i 19-latka, który może dać przynajmniej tyle co Dawidowicz. Nie ma to sensu. Sam ci wspominałem o Bernardo Silvie. Materiał na prawdziwą gwiazdę, a nie gra w pierwszym składzie. Widziałeś, jak Benfica wyglądała w UEFA Youth League? Przegrali dopiero w finale z Barceloną, a wcześniej pokonali 4:0 młody Real Madryt. Po co im obcokrajowcy, skoro mają wszystko? Trudno, za futbolem stoi wiele różnych dziwnych interesów.
Orlando Sa – który w przeciwieństwie do Paixao otarł się o wielki klub w Porto – wypowiadał się niemal w identycznym tonie: – Kiedy rozstrzelał się Falcao, pomyślałem, że nie wywalczę miejsca w składzie. A nadzieję straciłem, gdy Porto postanowiło mnie wypożyczyć. Uwierz – presja na zawodniku Porto, którego wypożycza się do innego klubu, jest olbrzymia. Wszyscy oczekują, że zrobisz dwa razy lepszy wynik od konkurentów. Ciągle czułem te naciski. Wiedziałem, że zna mnie cała Portugalia, a nikogo nie interesuje, czy złamałeś sobie nogę lub pauzowałeś przez pół roku. Nawet jeśli jesteś Cristiano Ronaldo i wypadasz na sześć miesięcy, wszyscy liczą, że wrócisz i od razu strzelisz dwa-trzy gole – tak mówił po przyjeździe do Legii. – Wiedziałem też, że o powołanie będzie ciężko, ale popatrz: Helder Postiga ma trzy gole w Valencii, Hugo Almeida strzela w Turcji, ale to tyle! Jeśli zdobędę tu mistrzostwo i utrzymam skuteczność, to dlaczego mam nie liczyć na powrót do kadry?
Paixao nie załapał się ani razu. Orlando Sa dostał powołanie na wstępną listę. Żaden jednak ani przez moment nie był rozważany pod kątem faktycznej gry w kadrze. Fernando Santos się poddał. Zamiast narzekać na brak napastników postanowił stworzyć nowy system. Bez klasycznej dziewiątki, oparty na skrzydłowych, czyli Cristiano oraz Nanim lub Ricardo Quaresmie wspieranych przez Andre Gomesa, Joao Mario, Joao Moutinho i wchodzącej z ławki perełki, Renato Sanchesa. Nikt już nie kombinuje z takimi wynalazkami jak Helder Postiga, Hugo Almeida czy Nelson Oliveira, które drażniły cały naród.
– Po kim oczekiwano najwięcej? – pytam Krithinasa.
– Każdy przypadek jest osobny. Almeida to czołg, który wyróżniał się w wieku 18 lat, ale w dorosłej piłce już nie potrafił zrobić różnicy. Postidze po świetnym pierwszym sezonie z Mourinho brakowało stabilności, a potem zbyt często zmieniał kluby i w najlepszym sezonie strzelił 15 goli. Oliveira? Wokół niego wytworzył się niesamowity hype, ale kto zna się na piłce, ten widział, że brakowało mu wiele. Wiele też spodziewaliśmy się po Orlando Sa. W końcu jednak musieliśmy naturalizować Liedsona. Mówiło się także o powołaniu innego Brazylijczyka, Limy.
– I co, podobało wam się to?
– Nie. Wyjątkiem był Pepe.
– Wiesz, my już się z tym pogodziliśmy, że nie ma u nas napastników. Już nawet specjalnie o tym nie dyskutujemy – tłumaczy Krithinas.
– Ale robicie coś, by to zmienić?
– Oczywiście. Były napastnik kadry, Rui Aguas, otworzył nawet szkółkę, która ma produkować dziewiątki. Uczą dzieci ruchów typowych dla napastników.
– Tylko co z tego, skoro potem nikt im nie da szansy?
– Na tym polega kłopot. Trenerzy drużyn juniorskich koncentrują się na wyniku i wystawiają najbardziej uzdolnionych do pomocy, żeby utrzymywali się przy piłce. Stąd taki wysyp perełek jak Joao Mario czy Sanches. Napastnicy jednak nie mają kontaktu z piłką i potem w dorosłym futbolu brakuje im podstaw – puentuje Krithinas.
Ostatnio jednak pojawiło się światełko w tunelu. Konkretnie – dwa. Pierwsze to Jose Gomes, rocznik 1999, MVP ostatnich Mistrzostw Europy U-17. Namaścił go zresztą jego imiennik, Nuno. – Może jestem niesprawiedliwy w stosunku do pozostałych naszych napastników, których mamy wielu na każdym poziomie wiekowym, ale jednym z najlepszych jest Jose. Uważamy, że ma wszelkie warunki, by grać w pierwszej drużynie Benfiki i dorosłej reprezentacji – ocenia dyrektor akademii stołecznego klubu. Perełkę wyprodukowali też w Porto. 20-letni Andre Silva, który przeszedł wszystkie szczeble reprezentacji od U-16 do U-21. On jednak błysnął za późno. Konkretnie – 22 maja w finale Pucharu Portugalii, gdy wpakował dwie sztuki Bradze. – Gdyby listę powołanych ogłaszano po tym meczu, prawdopodobnie pojechałby do Francji. Wszyscy tego chcieli – ocenia Krithinas.
Ale nie pojechał. Ani Andre Silva. Ani Jose Gomes. Ani chodzące znaki zapytania z Pacos czy Crvenej Zvezdy. Santos zabrał do Francji wyłącznie Edera i nieprawdopodobnie przeludniony środek pomocy ze świetnymi skrzydłowymi. I to będzie klucz do ogrania Portugalii – wyłączenie Cristiano oraz Naniego lub Quaresmy. Czyli przy okazji najbardziej wymagający piłkarski egzamin w karierze Artura Jędrzejczyka, a być może i Łukasza Piszczka. Bo gdyby Portugalia miała poważnego napastnika, to… – To bylibyśmy kandydatami do tytułu – zgodnie twierdzą dziennikarze. – A gdybyśmy mieli Lewandowskiego, to byśmy zdobyli mistrzostwo.
TOMASZ ĆWIĄKAŁA
Fot. FotoPyK