Reklama

Ostatnia szansa, by się odbudować – Falcao wraca do Monaco

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

24 czerwca 2016, 19:02 • 3 min czytania 0 komentarzy

Gdy w lipcu 2013 roku Radamel Falcao opuszczał Atlético Madryt na rzecz AS Monaco, mało kto był w stanie zrozumieć taką a nie inną decyzję Kolumbijczyka. No bo, jak to tak – tej klasy napadzior zamiast wylądować w klubie ze ścisłego topu – o jego możliwym transferze do Realu w hiszpańskiej prasie pisało się wówczas niemal codziennie – nagle za grubą kasę trafia do beniaminka ligi francuskiej. Do zespołu, który dopiero chce wdrożyć w życie mocarstwowe plany i nawiązać do czasów świetności.

Ostatnia szansa, by się odbudować – Falcao wraca do Monaco

To co trzy lata temu wydawało się mało zrozumiałe, nawet jeśli pamiętamy o zarobkach, dziś nie budzi już jednak większego zdziwienia. Falcao po kompletnie straconym czasie w Anglii wraca z podkulonym ogonem do Monaco, gdzie będzie starał się odbudować po nieudanym etapie na Wyspach Brytyjskich oraz po ciężkiej kontuzji, przez którą stracił kilka miesięcy minionego sezonu. Jest to zresztą – nie oszukujmy się – prawdopodobnie ostatnia szansa na to, by Falcao pokazał, że ma jeszcze cokolwiek do zaoferowania na europejskich boiskach. Trudno się z tym nie zgodzić, jeśli spojrzymy na jego liczby z minionych dwóch lat.

W sezonie 2014/15 na wypożyczeniu w Manchestrze United nie zdołał przebić się do pierwszego składu drużyny z Old Trafford – we wszystkich rozgrywkach na boisku spędził w sumie niecałe 1700 minut, podczas których sześciokrotnie wpisywał się na listę strzelców i zaliczył pięć asyst. Rozczarowanie? Z całą pewnością. To jednak nic w porównaniu z tym, jak wyglądał jego etap w Chelsea. Tutaj był już prawdziwy dramat – dwanaście meczów, z czego tylko jeden w podstawowej jedenastce. Łącznie 363 minuty okraszone jednym golem. Do tego poważna kontuzja doznana w listopadzie zeszłego roku, która wyłączyła go z gry na cztery miesiące.

Podejrzewamy, że Falcao nie przeżywał czegoś podobnego nawet w najgorszych snach. Gość uznawany za jednego z najlepszych snajperów występujących na Starym Kontynencie w stosunkowo krótkim czasie zaliczył bowiem zjazd, którego nie powstydziłby się Mateja na Planicy.

Naszym zdaniem jego powrót do Monaco wydaje się więc mimo wszystko dość rozsądnym posunięciem. A już na pewno o wiele łatwiejszym do zrozumienia niż jego przejście do klubu z Księstwa przed trzema laty. Falcao trafia bowiem do zespołu, który będzie bił się o awans do Ligi Mistrzów i w którym jednocześnie wciąż powinien mieć dość prostą drogę do pierwszego składu. Żaden z napastników Monaco z wyjątkiem Laciny Traoré nie zdołał bowiem w zeszłym sezonie dobić do bariery dziesięciu goli.

Reklama

Z drugiej strony, trzeba też powiedzieć sobie wprost – wydawanie osądów na temat tego, jak Falcao będzie spisywał się po dwóch latach, podczas których lawirował między ławką i gabinetami lekarskimi, to tak naprawdę wróżenie z fusów. Tak jak jednak wspomnieliśmy na początku – to już najprawdopodobniej jego ostatnia szansa, by zdziałać coś jeszcze w europejskiej piłce. Sam napastnik również raczej nie jest na tyle głupi, by nie zdawać sobie z tego sprawy.

Najnowsze

Ekstraklasa

Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?

Michał Trela
2
Trela: Licencyjna fikcja. Ale czy z luzowaniem dostępu do zawodu trenera należy walczyć?
Boks

Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Szymon Szczepanik
6
Usykowi może brakować centymetrów, ale nie pięściarskiej klasy [KOMENTARZ]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...