Reklama

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Loew na ostrzu krytyki

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

21 czerwca 2016, 14:01 • 4 min czytania 0 komentarzy

Cztery punkty po dwóch meczach grupowych to rezultat na który trudno narzekać. Nad Wisłą – euforia, bo po serii kompromitacji, reprezentacja w końcu gra na miarę oczekiwań. Kibicom oddalonym kilkaset kilometrów na zachód towarzyszą jednak zupełnie inne emocje – przewodzi lęk, niepokój, momentami wręcz panika. Wokół niemieckiej drużyny narodowej zapanowała trwoga, jakby właśnie dziś drużyna Joachima Loewa miała grać mecz o życie.

Punkt widzenia zależy od punktu siedzenia. Loew na ostrzu krytyki

Zwycięstwo z Ukrainą przyjęto beznamiętnie, bo nikomu nawet przez myśl nie przeszło, że mistrzowie świata mogą się na takim przeciwniku poślizgnąć. Przed meczem z Polakami również specjalnego pompowania balonika nie było – cel był prosty: wyjść, zrobić swoje, zgarnąć trzy punkty. I tak jak przed tym spotkaniem raczej nie skupiano się na problemach Die Mannschaft, tak teraz na pierwszy plan wysunęły się zastępy pesymistów, którzy nagle dojrzeli w reprezentacji więcej problemów, niż mogłoby się wydawać.

Na gorąco po remisie z Polską swoimi krytycznymi opiniami zaczął bombardować Michael Ballack. 39-latek sformułował dwa poważne zarzuty. Po pierwsze – drużynie brakuje charakteru, osobowości. Zawodników, którzy oprócz kopania piłki potrafią wydrzeć się na kolegów, złapać resztę za pysk i poprowadzić do zwycięstwa. Dwa lata temu taką osobą był choćby Schweinsteiger, który teraz przesiaduje na ławce. No i przede wszystkim kapitan Philipp Lahm, który ze sceny zszedł ze złotym medalem. Po drugie – Ballack narzekał na styl gry Niemców. – Za każdym razem chcemy wejść z piłką do bramki. Może to ładne dla oka, ale przede wszystkim liczy się wynik.

Im bliżej było jednak kolejnego meczu, tym zarzutami za niepowodzenia (?) coraz mocniej zaczął być obarczany  Joachim Loew. Najpoważniejszym oskarżeniem jest brak wprowadzania świeżości w drużynie. Ten materiał przerabiały już dziesiątki trenerów na każdej szerokości geograficznej – jakkolwiek mocna i scalona nie byłaby drużyna, tak zawsze przyda się kilka, choćby kosmetycznych, zmian. Nie tyle nawet by poprzestawiać klocki w wyjściowej jedenastce, ale zwyczajnie podkręcić konkurencję i sprawić by ci, którzy osiągnęli już wszystko, wciąż odczuwali głód, chęci i presję ze strony konkurentów.

Tego Loew nie zrobił, a swoimi ruchami nie pozostawił żadnego pola do dyskusji. Fakt faktem zabrał do Francji kilku młodych zawodników, ale od początku turnieju nie pozostawiał im złudzeń – są tam nie po to by grać, ale poczuć atmosferę wielkiego turnieju, liznąć piłki na najwyższym poziomie i pozwiedzać Francję. Tak jak trzymanie na ławce Weigla czy Kimmicha jest dość logiczne, bo te pozycje są obsadzone bardzo mocno, tak już brak szansy dla Leroya Sane wydaje się ze wszech miar nierozsądny. Jeśli gdzieś Niemcy mają problem, to właśnie w ofensywnym tercecie, który – za wyjątkiem Muellera – nie przypomina zestawu armat jakim powinni dysponować mistrzowie świata.

Reklama

Julian Draxler to na pewno utalentowany chłopak, ale raz, że ma za sobą średni sezon (właśnie przyznał, że przenosiny do Wolfsburga były błędem), a dwa, że póki co reprezentacja to dla niego – jakby to ujął Tomasz Hajto – za duże buty. Mario Goetze natomiast od dwóch lat tkwi w totalnym marazmie, a tego, by w końcu posadził tyłek na ławce domagają się wszyscy. Brakuje powiewu świeżości, odrobiny szaleństwa, nieprzewidywalności i elementu zaskoczenia – to wszystko ma w swoim repertuarze Sane, ale Loew wciąż woli stawiać na zawodników sprawdzonych jakiś czas temu, a dziś będących kompletnie pod formą. Jak choćby Andre Schuerrle.

Selekcjoner niemieckiej reprezentacji stał się w pewnym sensie niewolnikiem własnych wyborów. Po tym jak dla drużyny narodowej wykreował lewego obrońcę Jonasa Hectora, tak kompletnie na margines odsunął problemy z bokami defensywy – a tam, poza zawodnikami wyjściowego składu – bryndza totalna. Na Euro nie zabrał nawet mającego za sobą świetny sezon Marcela Schmelzera, a dziś brak alternatyw na bokach defensywy również jest mu wytykany.

Niemcy w swoich dyskusjach zagalopowali się jednak do tego stopnia, że suchej nitki nie zostawiają nawet na – uwaga, uwaga – szkoleniu. Tak, tym samym szkoleniu, które taśmowo wypuszcza perełki. Według niektórych ekspertów: co to za szkolenie, co nie wychowało snajpera z prawdziwego zdarzenia. Cóż – komuś się chyba tu i ówdzie od dobrobytu poprzewracało.

Dla Loewa dobra wiadomość jest taka, że dwa lata temu, podczas czempionatu w Brazylii, Niemcy rozpoczęli podobnie (cztery punkty po dwóch meczach), a pianę z pyska toczyli ci sami eksperci. Wtedy też po remisie w drugiej kolejce (z Ghaną, 2:2), turniej spisano na straty. Co więcej – kolejne mecze nastrojów nie podreperowały, bo ani skromne zwycięstwo z USA, ani wymęczony awans po dogrywce z Algierią nie napawały optymizmem. Po finale jednak eksperci usunęli się w cień i musieli gryźć się w język czekając na kolejną poważną imprezę.

Czy ich obecna krytyka to jeszcze trzeźwe spojrzenie z boku, czy już robienie z igły widły? Po części jedno, po części drugie, bo na pewno kilka swoich decyzji Joachim Loew mógł przemyśleć jeszcze raz i – być może – rozwiązać w inny sposób. Wydaje się jednak, że aż taka panika, jaka panuje u naszych sąsiadów jest kompletnie nieuzasadniona. Bo czy ktoś potrafi wskazać drużynę, która wygrała turniej po kilku meczach z rzędu na wysokim poziomie? Trzeba pamiętać, że Euro to nie początek, a zwieńczenie sezonu, a zawodnicy mają w nogach już tyle kopnięć piłki i przebiegniętych kilometrów, że umiejętne szafowanie siłami na tym etapie będzie za kilka-kilkanaście dni kluczowe.

Najnowsze

Ekstraklasa

Kaczmarek: Chcieli kręcić film o Den Bosch. Lechia wygrałaby z nim 10:0!

Jan Mazurek
0
Kaczmarek: Chcieli kręcić film o Den Bosch. Lechia wygrałaby z nim 10:0!

Komentarze

0 komentarzy

Loading...