7 czerwca 2016. Hiszpania zalicza pierwszą porażkę po 434 dniach. Na Coliseum Alfonso Perez przegrywają z Gruzją. Gola strzela zawodnik Eskisehirsporu, Okriaszwili. W lokalnych mediach króluje słowo impotencia, a „Marca” ostrzega kilkadziesiąt razy ze swojej okładki. „Nie możemy sobie pozwolić na więcej potknięć”. W kraju trwa dyskusja, na ile poważnie należy traktować wyniki sparingów i czy w ogóle powinno się brać je pod uwagę. Panuje jednak niepokój. Bo wszystko może się zdarzyć, ale… z Gruzją? Hiszpanii?
19 czerwca 2016. Hiszpania jest w euforii. Francja lekko się rozregulowała, a La Roja każdym swoim występem pracuje na miano faworyta Euro. To futbol absolutnej dominacji. Żadna drużyna nawet nie zbliża się do tego, w jaki sposób gniotą rywali piłkarze Vicente del Bosque. Kiedy z nimi grasz, jedynie biegasz, co po akurat tym sezonie wydaje się samobójstwem. Najniższa reprezentacja turnieju (średnio 1,75 metra) zarzyna swoich rywali podaniami. Akcja zakończona trzecim golem z Turcją trwała ledwie 48 sekund. Wzięło w niej udział dziewięciu zawodników, którzy wymienili 22 podania zaliczając przy tym 44 kontakty z piłką. – Jak z Luwru – przytomnie określiła to „Marca”. Jeszcze mocniej zostali wymęczeni Czesi. 72% posiadania piłki, 89% celnych podań, 1,26 kontaktu z piłką na jedno podanie. Przy tym 449 zagrań na połowie rywala, wynik nieporównywalny z jakąkolwiek ekipą.
Hiszpania zabija rywali liczbami, ale jej główny aktor jest głównym poszkodowanym piłkarskiej matematyki.
UEFA postanowiła wybierać jedenastkę kolejki na podstawie specjalnego algorytmu. Liczą się cyferki, statystyki. Czysta matma. Skorzystali na tym Kante, Dier, Kroos, Bale i Ronaldo. Stracił natomiast Andres Iniesta, który wykręcił 91% celnych podań i stworzył pięć okazji. Zaliczył przy tym tylko (!) jedną asystę. Bajeczną piłkę zagraną na milimetry do Pique. Zwycięski gol, po którym w Hiszpanii dyskutowano o dwóch sprawach. Po pierwsze – czy reprezentacji aby nie brakuje goli (mecz z Turcją pokazał, że nie). Po drugie – czy starcie z Czechami nie było najlepszym występem Iniesty od paru ładnych lat. Zmysł, inteligencja, a zwłaszcza przedostatnie podanie, które statystycy zwykle pomijają. Jak pisze „El Mundo” – przykład piłkarza, dzięki któremu filozofia Moneyball nigdy nie wkroczy do futbolu.
Un futbolista para enmarcar. Zawodnik, którego należy oprawić w ramkę. Z Czechami nie popełnił ani jednego błędu. To dzięki niemu wszyscy zawodnicy wypełnili założenia taktyczne del Bosque. Wszyscy jednak grali przy tym do bólu schematycznie. Wszerz. Bez ryzyka. 14 rzutów rożnych nie przyniosło praktycznie żadnego zagrożenia. Aż sterowanie ofensywą w tym torturowaniu Czechów całkiem przejął Iniesta. – Nie pierwszy raz przeżyliśmy taki mecz i takie podejście rywali. Mocno szanują nasz styl. Nie ma jednego sposobu na sforsowanie takiego planu. Musimy być cierpliwi i naciskać z kolejnymi atakami. Bieganie za piłką przez 90 minut i jest praktycznie niemożliwe do przeżycia. Na tym jednak polega nasz styl – tłumaczył po meczu Iniesta, którego rzeczniczka federacji odprowadziła do wianuszka dziennikarzy. Inni udzielali wywiadów indywidualnie. Ale z tym typem pogadać chciał każdy.
Piłkarz-instytucja. Z wszystkich 552 uczestników Euro zgromadził najwięcej tytułów. Sam ma ich 31, przy czym wszyscy Walijczycy skompletowali ledwie 17. Lider, ale typowo boiskowy. Nie puszcza w szatni muzyki. Nie udziela głośnych wywiadów. Nie odpala Periscope’a po meczu. Darzy szacunkiem każdego rywala. Nikomu nie podpada. Jest wzorem wszelkich cnót. Nie wzbudza jakichkolwiek kontrowersji. – Nigdy wcześniej piłkarz tak monumentalny, autor takich goli jak ten, który dał mistrzostwo świata, nie był tak anonimowy jak on – czytamy w „El Pais”, jednym z dzienników, które właśnie rozpływają się nad Iniestą. W tym temacie nie obowiązują katalońsko-madryckie podziały. Facet, na którego zapiszesz majątek po trzech minutach znajomości. Iniestę kochają wszyscy. Nawet sędziowie – w końcu sam kiedyś stwierdził, że u arbitrów najwięcej można ugrać dzięki dobremu wychowaniu.
Dziś stanowi rozwiązanie wszelkich problemów kadry. Daj Inieście, niech on się martwi. Wideo pod tytułem „heartbeat Iniesta” króluje na Twitterze. Andres przejmuje piłkę od defensywy, zaprasza do gry kolejnych kolegów, aż akcja przenosi się pod bramkę rywala i daje wspomnianego gola z Luwru. Rozumie się ze wszystkimi – niezależnie od przynależności klubowej. Z Turcją wymienił aż 66 podań z Jordim Albą. 45 procent ataków idzie lewą stroną – dzięki zrozumieniu wyniesionym z Camp Nou. Ale to do Iniesty też najczęściej zagrywa Sergio Ramos – tym kanałem zresztą Hiszpania inicjuje większość akcji. W dwóch meczach Andres zaliczył 192 podania przy 93-procentowej celności. I nie gra przy tym na alibi, tylko niemal każde podanie jest przemyślane dwa kroki do przodu.
1,71 metra wzrostu. 68 kilo wagi. 32 lata na karku. Biologia traci jednak w tym przypadku znaczenie. Iniesta nie potrzebuje starć ciało w ciało. Nie musi skakać do główek. Wystarczy, że trzyma się ziemi. Zapytany, czy wzrost nie przeszkadza mu w zrobieniu kariery, odpowiada, że w piłkę gra się stopami, a na szczęście wszyscy mamy je na tej samej wysokości. W tym sezonie oszczędzały go też kontuzje. Sam przyznał, że właśnie w rozgrywkach 15/16 najmocniej cieszył się futbolem. Zebrał ledwie jednego gola i cztery asysty w 44 meczach, ale nikt nie podważy jego udziału w podwójnej koronie. Zdaniem Jose Antonio Camacho to, że nie dostał Złotej Piłki, świadczy o tym, że ludzie nie znają się na futbolu. Teraz znalazł się na pole position w wyścigu o MVP mistrzostw. Idzie łeb w łeb z Payetem.
TOMASZ ĆWIĄKAŁA
Fot. FotoPyK
***
Za użyczenie samochodu na czas Euro 2016 dziękujemy firmie Pol-Mot.