„Skończyły się żarty, zaczęły się schody!”. Taki tekst wygłosił niegdyś pułkownik Wieniawa, adiutant ulubiony Marszałka, gdy konno usiłować wjechać na pierwsze piętro w restauracji. „Panowie, skończyły się żarty…”. Piłsudski nigdy go nie wyrzucił, bo przynajmniej nie było im nudno, no i poznawał życie. Takie zwyczajne i ludowo mądre, choć z pozorów głupie.
Przyznam, z wiekiem nabieram pewności, że ludzie kochają piłkę a jej nie rozumieją, bo za rzadko zdzierali kolana, wlekli się autobusami i pociągami, gonili i uciekali, kopali i pudłowali… Oglądam popis amatorstwa, wszędzie. Począwszy od zachwytów po wygranym meczu, najniżej jak się dało, z półamatorami na dzikiej karcie od losu.
Teraz dwa mecze, które powinniśmy przegrać, bo rywale mocniejsi i stać ich na trzy gole w meczu, taka jest rzeczywistość. Jest wszelako całkiem fajna opcja, wpadłem na nią wieczorem. Mianowicie dwa warunki, proste, w zasadzie proste.
1. Przegrać z Niemcami i całkiem się tym nie przejmować, raczej posłać rezerwy.
2. Kibicować Ukraińcom, żeby ograli w czwartek Irlandię wyżej od nas, co zresztą pewne jak w banku (zastrzeżenie – na banki czasem napadają.
Wtedy po dwóch rundach spadamy na trzecie miejsce, bramkami za Ukrainą i za Niemcami nie do dogonienia. I co? Proste. Trzeba dogadać się z Ukrainą na remis. Oni wyjdą z drugiego (na pierwsze nie mają szans), my z trzeciego z czterema punktami. Wszyscy zadowoleni, bo można dograć grupę drugimi składami i się nie męczyć, łamać i kartkować. Przed rundą naprawdę o wszystko, dowolnie przeciw komu, kiedy trzeba będzie sił może i na 120 minut plus 10, i na karne (które już warto ćwiczyć, bo nieco inne są piłki).
Ktoś powie, że to niemoralna propozycja. Tak, przecież ja tego nie ukrywam. To jednak tylko rozwinięcie Machiavellego – trzeba być lisem i lwem, czyli raz silnym, a raz sprytnym, to sztuka wojenna i tyle…
Szkoda, że nie mamy w kadrze Teodorczyka, tak sobie pomyślałem, ale zawsze można poprosić o mediacje Olkowicza (pozdrawiam).
Czyżbym nie wierzył, że można wygrać oba mecze? Górski ograł Włochy mimo awansu w kieszeni, rzecz jasna błąd, Niemcy z NRF odpuścili Niemcom z NRD i zamiast grupy z Argentyną, Brazylią i Holandią „wybrali” Polskę, Szwecję i Jugosławię…
Takich przykładów mógłbym podać z dziejów sportu tysiące. Ba, grałem w takim meczu, w którym dwubramkowa przegrana dawała awans obu zespołom kosztem innego. A obok mnie: przyszły minister sportu, przyszły najlepszy dziennikarz, i tak nie uwierzycie jak sprawnie to ustalali i było 6:4…
A Dania – Szwecja 2:2? Też Euro…
No dobra, ja tylko podpowiadam jak zachować siły i nie przejąć się ewentualną porażką z Niemcami, na co się zanosi, i kontuzjami plus kartkami.
Jak bezpiecznie wyjść z grupy, jeżeli to nasz pierwszy, ale podstawowy cel.
Porażka i remis, cztery punkty, równe gole. A wpadniemy i tak na kogoś mocniejszego, ale może – bardziej zmęczonego? A piłkarze to nie roboty co widać po „nocnej” Brazylii.
Cynizm czasem we mnie bierze górę, wtedy usprawiedliwiam się, że dobrymi chęciami piekło wybrukowane, i że nawet w piłce aby wygrać trzeba czasem sfaulować, przytrzymać za koszulkę, trącić piłkę ręką, pograć na czas, symulować, dać z łokcia…
Dobra, w dwóch kolejnych seriach może paść mnóstwo przeróżnych kombinacji. Ale ta: 2, x, w każdym przypadku awansuje. Byle 2 nie było zbyt bolesne bramkowo.
To tyle na poniedziałek. Mogłem napisać coś bardzo grzecznego i poprawnego, ale wtedy bredziłbym jak cała reszta i nie mielibyście ochoty tego czytać.
Życie to nie jest zabawa na trawniku. Życie to ciągła wojna, w której czasem warto szukać sojuszników i rozejmów, a nie wciąż wzywać na solo.
Nec Hercules contra plures, czyli i Herkules dupa gdy ludzi kupa.
Od mądrości do mądrości, pouczającego Tygodnia życzę i znikam.