Podczas gdy na Starym Kontynencie nie opadły jeszcze emocje po kapitalnym wieczorze w wykonaniu Payeta, w Ameryce Południowej kibice oszaleli po świetnym występie Leo Messiego. Jego Argentyna rozbiła dzisiaj 5:0 Panamę, a sam Leo był autorem aż trzech bramek. W dodatku – wszystkie zdobył w raptem kilkanaście minut.
– Messi? Świetny piłkarz, ale kompletnie bez osobowości. Nie ma charakteru by być liderem – w swoim stylu zaszokował wczoraj Diego Maradona. I jeśli skutek biadolenia 55-latka ma być zawsze taki, jak tej nocy, to gorąco byśmy sobie życzyli, by podstawiano mu mikrofon pod nos jeszcze częściej. Zawodnik Barcelony bowiem na słowa krytyki odpowiedział w najlepszy z możliwych sposób – ładując trzy gole w niespełna 20 minut. Dla niego był to zresztą pierwszy występ na tym turnieju. Gerardo Martino oszczędził go w spotkaniu przeciwko Chile, a dziś także dał odpocząć, bo wpuścił z ławki dopiero na ostatnie pół godziny.
Panama dla Argentyny żadnym poważnym przeciwnikiem nie jest, a gdy jeszcze przychodzi jej – tak jak dziś – grać przez godzinę w osłabieniu, to efekt nie może być inny. Albicelestes w ogóle się nie spieszyli, grali spokojnie i bez pośpiechu, a i tak efektownie wypunktowali przeciwnika. Zanim rywali zmasakrował w pojedynkę Leo, to wynik otworzył Otamendi, który wykończył centrę Angela Di Marii.
Dla Messiego był to już czwarty hat-trick zdobyty w barwach narodowych i już na ledwie trzy gole zbliżył się do rekordu strzeleckiego Gabriela Batistuty, który karierę reprezentacyjną zakończył z dorobkiem 56 bramek. Jeśli więc nic spektakularnie nie wyłoży się na ostatniej prostej, to pomocnik Blaugrany zapewne dobije do tej bariery jeszcze na tym turnieju.
***
Również Chile miało dziś swojego jednego bohatera, a był nim Arturo Vidal. Pomocnik Bayernu wziął dziś na siebie całą odpowiedzialność za strzelanie goli, choć niezwykle długo zwlekał z tym, by dać kibicom powody do radości.
Tuż po zmianie stron precyzyjnie wykończył akcję strzałem z jedenastu metrów, ale niedługo potem odpowiedzieli Boliwijczycy – i to odpowiedzieli w nie byle jaki sposób. Campos, który zameldował się na boisku raptem trzy minuty wcześniej, przymierzył z wolnego tak, że nawet gdyby Romero ustawiony był w miejscu, gdzie piłka wpadała do siatki, to miałby problem ze sparowaniem jej na rzut rożny. Kapitalne uderzenie, palce lizać.
Aż nadeszła – uwaga – 98. minuta meczu. Próba dośrodkowania z bocznego sektora, zagranie ręką przeciwnika i werdykt nie mógł być inny – do rzutu karnego podszedł Vidal i zapewnił swojej reprezentacji komplet punktów.
Jak więc wygląda sytuacja w grupie D po tej serii gier? Pierwsza Argentyna ma już zapewniony awans do fazy pucharowej i raczej ciężko będzie ją też strącić z pozycji lidera. Póki co za jej plecami czają się Chilijczycy, którzy na rozkładzie mają jeszcze Panamę – trudno więc będzie o niespodziankę i to pewnie ta dwójka uzyska awans.