Jeśli mecze towarzyskie przed EURO miały zwiastować to, co wydarzy się na turnieju, to Hiszpanie mogliby właśnie anulować swoje rezerwacje hotelowe. Dziś mistrzowie Europy wpierniczyli z Gruzinami, którzy eliminacje zakończyli tylko nad Gibraltarem, a dwa razy zebrali też spektakularne bęcki od Polaków. Czy Hiszpanie pokazali dziś coś więcej niż zdolność utrzymywania się przy piłce na własnej połowie? Tak – niezdolność utrzymania koncentracji w tyłach. 0:1 i Dwaliszwili z kolegami mają pełne prawo iść teraz w tango po madryckich klubach.
Pierwszy szok wywołał w nas już rzut oka w składy obu drużyn. Wstrzymaliśmy się jeszcze kilka minut, wyczekaliśmy do pierwszego gwizdka sędziego i wtedy mogliśmy już w pełni rozkoszować się obrazem iście surrealistycznym – “Lado” Dwaliszwiliego krążącego pomiędzy Iniestą, Fabregasem czy Pique. No cóż – widok to niecodzienny. Gruzin, który ma problemy by strzelać w polskiej Ekstraklasie, porusza się trochę jak wóz z węglem i techniczne walory raczej mu obce, nagle trafił pomiędzy facetów wiążących stopami krawaty. Jak wypadł na tle tak zaawansowanych przeciwników? Ze dwa razy się przepchnął, raz poczęstował łokciem Pique, a tak poza tym to mimo błędu… miał swój udział w zdobytym golu. Ale o tym za chwilę.
Pamiętacie piłkarzyki na sprężynkach, które zajmowały wam całe popołudnia dobrych kilka lat temu? Podobnie dziś, zwłaszcza w pierwszej połowie, zagrali Hiszpanie. Porozstawiali się po boisku jak słupy soli i wymieniali piłkę między sobą. Od czasu do czasu zagranie szło na skrzydło, tam najczęściej szarpał Lucas Vazquez, ale poza minimalnie niecelnym uderzeniem Aduriza, to zagrożenia było tyle, co wczoraj pod bramką Zubasa. Klepanie, zagrania – jak to określił Tomasz Hajto – “z kija”, ale bez większego efektu.
I tak toczył się ten mecz w wakacyjnym tempie, jedni kopali, drudzy patrzyli, emocji nie stwierdzono, aż w końcu… Jakaś fartowna przebitka, Dwaliszwili wyszedł solową akcją na Pique (!), stracił piłkę, ale za chwilę błąd Alby wykorzystał jego kolega – wpadł w pole karne, powiózł obrońcę Barcy (!!), podał wzdłuż i Gruzini wyszli na prowadzenie po golu niejakiego Okriaszwiliego (!!!).
Żeby była jasność – dziś podopieczni del Bosque na boisko wyszli nie żadnymi tam old boyami, a pierwszym składem – najpewniej takim, który zacznie mistrzostwa we Francji.
Czy po zmianie stron aktualnie Mistrzostwie Europy rzucili się do odrabiania strat? Pozornie tak, bo czasem przyspieszyli grę, szukali swoich szans, ale przesadzilibyśmy mówiąc, że biło od nich zaangażowanie. Raczej takie kopanie pro forma – żeby nie mówili, że nie biegaliśmy, ale zapieprzać to my raczej nie mamy potrzeby.
I mimo, że Marca na gorąco pisze, fajnie przy okazji grając słowami, “alerta roja antes de la Euro” (“czerwony alarm przed Euro”), to szczerze wątpimy, by na Półwyspie Iberyjskim miało się teraz podnieść wielkie larum spowodowane wtopą z Gruzinami. Po samych zawodnikach i ich reakcjach widać było, że to starcie traktowali po prostu jako okazję do poklepania, wykonania paru sprintów i odbycia po prostu 90-minutowej jednostki. Do wyniku większej wagi pewnie nie przywiązują, choć ukryć się nie da – bez względu na okoliczności, godzinę, temperaturę powietrza i resztę niesprzyjających czynników – Hiszpania przegrywająca z Gruzją jest widokiem po prostu szokującym.