Czas pędzi nieubłaganie, tego do Euro zostaje już naprawdę niewiele. Dla selekcjonerów reprezentacji jadących do Francji to ostatni dzwonek by podejmować kluczowe decyzje i dopinać wszystkie sprawy na ostatni guzik. Dzisiejsze mecze towarzyskie pokazały jednak, że niektórych szkoleniowców czeka jeszcze wiele roboty. Zwłaszcza te słowa kierujemy do trenerów prowadzących Rosjan i Islandczyków, bo oni swoje mecze przegrali, ale też bramkowy remis Belgów z Finami tym pierwszym chwały nie przynosi.
Zaczniemy jednak od Hiszpanii, która dziś zdemolowała Koreę Południową. 6:1 to wynik, który o przebiegu meczu mówi wszystko. Zawodnicy Vicente del Bosque totalnie zdominowali dzisiaj Azjatów, którzy na tle rywali wyglądali trochę jak goście, którzy może i piłkę parę razy w życiu kopnęli, ale dziś przyszło im grać przeciwko własnym ograniczeniom, w dodatku z opaską na oczach. Obrona wiecznie we mgle i bramkarz, który… no cóż – przypadkowo poznaliśmy chyba koreańskiego odpowiednika Mariusza Pawełka. Wypluwał piłkę, latał bez sensu po szesnastce. Parodysta w najczystszej postaci.
***
Rosjanie liczyli dziś na to, że poprawią humory po ostatniej towarzyskiej porażce z marca przeciwko Francji, jednak zostali sprowadzeni na ziemię przez Czechów. Za sprawą Kokorina szybko objęli prowadzenie, ale rywale konsekwentnie robili swoje i wkrótce zdołali odwrócić losy meczu. Pierwsza połowa ewidentnie nie należała do nich, ale najpierw trafił Rosicky, a potem Necid. W ekipie Sbornej warto zaznaczyć, że zadebiutował Roman Neustädter, który ma za sobą dwa występy w drużynie niemieckiej. Neustädter jest drugim – po brazylijskim bramkarzu Guilherme – zawodniku, który w ostatnim czasie został naturalizowany przez Rosjan.
***
Największe emocje bezdyskusyjnie towarzyszyły starciu Norwegów z Islandczykami. Gospodarze dwukrotnie obejmowali dzisiaj prowadzenie i przy dwóch golach ewidentnie nie popisała się defensywa gości. Ostatecznie skończyło się na 3:2, ale Lars Lagerbäck ma pewnie dziś podobne kwestie do przemyślenia, co Adam Nawałka – jak poradzić sobie z tym, by w kilka dni przywrócić do formy linię defensywną, która przypominała raczej rozklekotany płot z powyrywanymi szczeblami, a nie mur, który miałby zatrzymać napór wroga.
***
Belgowie wyszli na Finów zdecydowanie najmocniejszą jedenastką. Był Courtois, był Witsel, byli Hazard z de Bruynem oraz cała reszta. I co? 1:1. No sorry, ale z Finlandią, która zakończyła eliminacje za Irlandią Północną, Rumunią i Węgrami, a ledwo sześć punktów nad Wyspami Owczymi? Co lepsze – gola na wagę zwycięstwa zdobył znany nam bardzo dobrze Kasper Hamalainen. Patrzymy na skład personalny linii defensywnej Belgów i o ile pod względem potencjału nie dorównuje ofensywie, o tyle jednak Vertonghen, Vermaelen czy Alderweireld to nie są goście z łapanki. Drugi z rzędu wielki turniej Marca Wilmotsa w roli selekcjonera i po dzisiejszym spotkaniu za wiele nie wskazuje, że będzie o wiele bardziej udany od Mundialu w Brazylii.