Reklama

Gdy finał wymknie się spod kontroli. Boks zamiast koronacji

redakcja

Autor:redakcja

23 maja 2016, 10:59 • 3 min czytania 0 komentarzy

Finał Pucharu Szkocji. Hibernians gra z Rangersami. Dramaturgią to spotkanie nakryło czapką finały pucharów w znacznie bardziej medialnych piłkarsko krajach. Ale dopiero to, co stało się po końcowym gwizdku przejdzie do historii. Niechlubnej historii brytyjskiej piłki, która za sprawą kibiców znów dostała w ryj ogromną dawką czarnego PR-u.

Gdy finał wymknie się spod kontroli. Boks zamiast koronacji

Hampden Park po meczu zamienił się bowiem w jeden wielki oktagon, w którym nikt nie mógł się czuć bezpieczny. Dziesiątki tysięcy kibiców zbiegło na murawę, jednak zamiast świętowania rozpoczęła się prawdziwa jatka.

Kopanie po głowach. Tratowanie się na murawie. Regularna bijatyka. Fizyczne ataki na piłkarzy. Najczarniejszy sen wszystkich walczących o prawa kibiców ziścił się w momencie, gdy rozbrzmiał końcowy gwizdek, a Rangersi po niesamowitym wyeliminowaniu Celtiku, mimo prowadzenia 2:1 do 79. minuty, przegrali swoją szansę na Puchar Szkocji nawet bez dogrywki.

Reklama

Media na wyspach prześcigają się w pejoratywnych określeniach tego, co stało się na Hampden – i nie ma się im co dziwić. Dziennikarze są zgodni – to najczarniejszy dzień szkockiej piłki od 1980 roku i podobnych zamieszek po finale Celtic – Rangers z 1980 roku. Choć na przykład przytaczany w powyższym tweecie Matthew Lindsay z Herald Scotland twierdzi, że wtedy obyło się przynajmniej bez ataku na piłkarzy, a tutaj i ci dość mocno oberwali. Co najmniej siedmiu piłkarzy (Rob Kiernan, Andy Halliday, Jason Holt, Rob Kiernan, Kenny Miller, Dean Shiels i Rob Wallace) zanim dobiegło do szatni, zostało uderzonych i/lub skopanych przez fanów Hibernian, którzy zalali murawę gdy tylko stało się jasne, że to właśnie ich pupile wzniosą w górę puchar.

Zamiast jednak wznieść okrzyk radości, gdy ich piłkarze z medalami na szyjach będą sobie przekazywać puchar z rąk do rąk i robić niezliczone rundki honorowe wokół boiska, postanowili im zepsuć świętowanie, a oficjeli zmusić do wręczenia medali w szatniach, gdzie obydwa zespoły miały prawo wreszcie poczuć się względnie bezpieczne.

W Szkocji już rozpoczęło się szukanie winnych całego zajścia – winą obarczani są bowiem głównie fani Hibs, których wybryk będzie najprawdopodobniej kosztował piłkarzy drugoligowca eliminację z Ligi Europy, a mówi się też o całosezonowym zakazie wyjazdowym czy wykluczeniu z krajowego pucharu. Obrywa się jednak również policji, której reakcję na „pitch invasion” określa się mianem żółwiej (Gordon Smith, były dyrektor wykonawczy szkockiego związku piłkarskiego: – Muszę być szczery, policja była bardzo, bardzo powolna. Kompletnie nie przewidziano tego, co może się wydarzyć.), a także kibicom Rangersów, przypominając, że zaraz po wtargnięciu na murawę mas kibiców ubranych na zielono, oni postanowili nie pozostać im dłużni. Potem już trudno było rozróżnić, kto jest kim wśród biegających, bijących i tych osłaniających swoje głowy przed kolejnymi kopniakami.

– Dzięki Bogu wielu fanów Rangersów wściekłych na wynik, po ostatnim gwizdku zwyczajnie wyszło ze stadionu, bo gdyby zobaczyli co się dzieje, pewnie skończyłoby się to wszystko jeszcze gorzej. To cud, że obrażeń nie odniosło więcej osób, że nie stała się tragedia – dodaje Smith.

Szkoccy dziennikarze i wszelkiej maści eksperci nie mają wątpliwości: to dzień ogromnego wstydu dla piłki nożnej w ich kraju.

Reklama

day of shame

***

Bez skandalu nie obyło się również w Holandii. Ledwie dzień później chora moda na bicie piłkarzy rywali dotarła i tutaj. Znów służby porządkowe nie nadążyły z reakcją, przez co kilku zawodników Go Ahead Eagles zostało zwyczajnie skopanych przez wściekłych z powodu spadku kibiców De Graafschap.

***

JUŻ DZIŚ WIELKA GALA WESZŁO – START 19:00, OBECNOŚĆ OBOWIĄZKOWA! 

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...