Ze Stanisławem Czerczesowem od początku było ciekawie. Jeszcze zanim “orzeł wylądował” do rangi legendy urosły jego katorżnicze treningi, niedźwiedzie, z którymi zwykł spożywać śniadania i twarda ręka, którą miał trzymać nie tylko piłkarzy, ale i – chociażby – lokalnych pismaków. Z czasem okazało się, że część historii jest prawdziwa – dziennikarzy traktował w sposób widowiskowy i efektowny, nie stroniąc od żarcików i szpileczek.
Potem zaczęło to być trochę uciążliwe, bo masywny szkoleniowiec zaczął się obruszać w coraz mniej uzasadnionych momentach, prychając i ironicznie uśmiechając się w odpowiedzi na naprawdę normalne pytania. W końcu i dziennikarze zaczęli się stawiać, czego efektem ostatnia fantastyczna wymiana piłek.
– Kończmy z tymi pytaniami, za moment mamy samolot – stękał Czerczesow.
– A ja mam tramwaj – odpowiedział mu Piotr Wierzbicki.
I kto wie, czy nie do tej sytuacji pił dzisiaj trener na konferencji. Legia.net cytuje Rosjanina.
– Musimy tworzyć jedność – kibice, drużyna, klub i dziennikarze. Legia i Warszawa muszą być zjednoczone. Legia United.
Dziennikarze? Jedność z klubem? W jakim sensie? Przynoszenie drinków Dudzie? Wachlowanie Kucharczyka? Noszenie w lektyce Michała Żewłakowa? Pamiętamy takie wypowiedzi przed Euro 2012, uważaliśmy je za żenujące, bo rolą dziennikarza nigdy nie było “robienie atmosfery” (od tego mamy Sławomira Peszkę), ale pisanie prawdy. O ile jednak w przypadku reprezentacji da się to jeszcze jakoś mgliście uzasadnić, że to nasze wspólne dobro, że wszystkim zależy na jej sukcesach, o tyle w przypadku Legii…
Dobra, zostawmy to, Stanisław postanowił bowiem bardzo szybko przykryć tę idiotyczną wypowiedź zdaniem jeszcze bardziej kuriozalnym.
SCz: “Gdy obejmowałem posadę, nikt nie wyobrażał sobie, że będziemy w tym miejscu”. E, chyba właśnie dlatego został zatrudniony. By być 1.?
— Michał Zachodny (@mzachodny) May 13, 2016
Nikt nie wyobrażał sobie, że Legia Warszawa, najbogatszy, najlepiej zorganizowany, ściągający najdroższych zawodników klub w Polsce będzie walczył o mistrzostwo. Właściwie wszyscy typowali, że będzie do końca bić się o pierwszą ósemkę, a następnie stoczy twardy bój o siódme miejsce z Podbeskidziem Bielsko-Biała Ruchem Chorzów. Zresztą, wszyscy wiemy, jaka jest Warszawa. Prowincjonalne miasto, nieliczna garstka kibiców, przestarzały stadion. Kto mógł się spodziewać, że właśnie w tym miejscu będzie grać lider tabeli?
Na szczęście przyszedł Stanisław, wszystko poukładał i ogarnął, dzięki czemu Legia zachowała szansę na mistrzostwo do ostatniej kolejki, co bez wątpienia jest jej olbrzymim sukcesem. Już sam fakt, że rywalizuje na równych warunkach z bogaczami z Gliwic, wielokrotnym mistrzem Polski z Górnego Śląska i jego zaciężną armią z absurdalnie drogim Marcinem Pietrowskim na czele świadczy o sile Czerczesowa. Dawid z Warszawy postawił się Goliatowi z Latalem za sterami. Aż strach pomyśleć, gdzie byłaby dziś Legia, gdyby jeszcze – na przykład – wzmocniła się zimą najlepszym zawodnikiem aktualnego mistrza Polski. Gdzie byłaby, gdyby utrzymano w zespole najlepszego strzelca jesieni, którego zimą chcieli wyciągnąć naprawdę konkretni gracze.
Mimo tych wszystkich przeciwności losu, Czerczesow wziął zły los za rogi, kompletnie niespodziewanie rozpoczął marsz w górę tabeli i walczy o mistrzostwo. Kto sobie to mógł wyobrażać, gdy obejmował Legię!?
Czerczesow “beenhakkerowieje” w zastraszającym tempie. Czekamy jeszcze tylko na apel: “wyjdźcie z drewnianych chatek”.
Fot.FotoPyK