Mieliśmy prawo zakładać, że limit kuriozalnych goli na tę kolejkę został wyczerpany już wczoraj, w meczu inaugurującym tę serię gier. Tak, wiemy, że w przypadku naszej ligi trzeba uważać z nakładaniem sztucznych ograniczeń. Ale jednak – paradne pozorowanie bronienia w wykonaniu Podbeskidzia i gol tercetu Zubas-Piacek-Baranowski w ostatniej minucie to sporo wrażeń. Ale nie zważali na to gracze Termaliki oraz Śląska i dziś dostarczyli nam kolejną porcję brameczek, które miałyby spore szanse załapać się do kompilacji “Piłkarskie jaja”.
Ten mecz generalnie od początku obfitował w wydarzenia dziwne, dwa przykłady:
– w pierwszej groźniejszej akcji Juhar idealnie dośrodkował (!), a Kupczak z dziecinną łatwością zgubił krycie Celebana (!), po czym w prostej sytuacji… uderzył w poprzeczkę,
– Robert Pich (172 cm wzrostu) wygrał pojedynek główkowy z Pavolem Stano (192 cm) i oddał celny strzał.
To były zwiastuny tego, ze dziś spodziewać się możemy wszystkiego. I oczywiście bardzo dobra wiadomość, bo przecież lepszy mecz wypełniony aspektami humorystycznymi, niż taki, w którym dzieje się mniej niż w trakcie niedzielnego spaceru.
Jeszcze w pierwszej połowie strzelanie rozpoczął Ryota Morioka. Zza pola karnego sprawdził czujność Nowaka i choć uderzenie było całkiem precyzyjne, to nawet przed telewizorami słyszeliśmy, jak piłka prosi o złapanie. Minus dla bramkarza. Później piłkarze Termaliki i Śląska strzelili jeszcze po golu. Sęk w tym, że nie do tych bramek, do których powinni…
Ale oczywiście trafienia Dwaliego nie byłoby bez Dawida Sołdeckiego, który tak pokierował Gruzinem, że piłka odbiła mu się od pleców i wpadła do bramki. A gol Fryca to też spora zasługa świetnego podania Morioki i wstrzelenia piłki w pole karne Jacka Kiełba. 2-1 dla gospodarzy. Kabaret, ale wcale nie bardzo niskich lotów.
No dobra – co oznacza ten wynik? Ano to, że Śląsk walce o utrzymanie będzie się tylko przyglądał, a Termalica będzie w niej uczestniczyć do końca. Teraz podopieczni Piotra Mandrysza muszą wsłuchiwać się w wieści z Łęcznej, a w kolejnych meczach przypomnieć sobie, że całkiem hojny pracodawca już jest wielce rozczarowany brakiem miejsca w czołowej ósemce. Nie ma sensu testować jego cierpliwości.