Prawie za każdym razem, gdy gol pada bezpośrednio z rzutu wolnego, oznacza to efektowną bramkę. Musiała być albo siła albo technika (albo jedno i drugie), zwykle musiało też wejść po widłach. Dlatego wyjątkowo piękny gol ze stojącej piłki – o, to wysoko postawiona poprzeczka, trafienie musi bowiem wyrastać o głowę ponad i tak fantastyczne strzały.
Szwedowi Mikaelowi Nilssonowi to się jednak udało. Liga Mistrzów 92/93, mecz IFK Goteborg z PSV (w barwach Holendrów Romario), druga minuta, trzydziesty piąty metr. Nilsson uderza tak, że piłka mija mur z prawej strony, ale wpada bliżej lewego – patrząc z jego strony – słupka. Niezwykła trajektoria, dzięki której gol zapisał się w historii Champions League i jest swoistym szwedzkim odpowiednikiem bramki Marka Citki – piękno unikalne, choć jego autorem mniej znany w Europie zawodnik.