Reklama

Dozgonny szacunek ma nawet wśród fanów Realu. Urodziny Tarzana

redakcja

Autor:redakcja

13 kwietnia 2016, 08:49 • 2 min czytania 0 komentarzy

Technika. Finezja. Wizja. Mniej więcej takie atrybuty przychodzą nam na myśl, kiedy ktoś rzuca hasło „legenda Barcelony”. Carles Puyol to gość z kompletnie innego bieguna, kibiców przyzwyczajonych do nieustannych fajerwerków rozkochał czym innym – poświęceniem.

Dozgonny szacunek ma nawet wśród fanów Realu. Urodziny Tarzana

Poświęceniem dla klubu, bo nie rozegrał ani minuty w innej drużynie niż Barcelona. Oczywiście, że łatwiej o oddanie do barw w sytuacji, kiedy startujesz z pułapu Barcelony, ale w świecie skrupulatnie zaplanowanych karier i nieustannych skoków na kasę taką postawę zwyczajnie trzeba doceniać jeszcze bardziej. Puyol nawet po odejściu z „Dumy Katalonii” olał MLS, olał katarskie petrodolary, olał Piasta Gliwice. Oficjalnie powodem zakończenia grania w piłkę była kontuzja, ale przecież mógł się wyleczyć i jeszcze trochę nabić kabzę.

Poświęcał się też dla drużyny. Jeśli będziecie chcieli opowiedzieć dzieciom, jakim Puyol był piłkarzem, wystarczy przytoczyć jego ksywki. „Tarzan”, „Lwie Serce” – one mówią same za siebie. Puyol nie odbierał piłki, on ją wyszarpywał. Jak na obrońcę był kurduplem (ledwie 178 centymetrów), a i tak skakał do główki z każdym napastnikiem, bez wyjątku. W pojedynkach nie odpuszczał nawet na moment, co pozwalało mu włożyć nogę niemal zawsze na czas.

Można wyliczać trofea, które zdobył (było ich 21), można wspominać pamiętne mecze, ale to nie z nich go zapamiętamy, a z bujnych loków a z jego szeroko rozumianej postawy poza boiskiem. Kiedy jakiś piłkarz wdawał się w dyskusje z sędzią, zupełnie niepotrzebnie się dekoncentrując – Puyol od razu ustawiał go do pionu. W czasach, gdy El Clasico stawało się okazją do wzajemnej wymiany uszczypliwości – on zasłynął przyjacielskim uściskiem z Raulem, mającym podkreślić szlachetność tego pojedynku. Inny przykład? Kiedy Eric Abidal wrócił po chorobie, to on podniósł w górę trofeum Ligi Mistrzów, nie Puyol, który przecież jako kapitan miał taki przywilej.

Reklama

Zastanawiamy się, jak kudłaty obrońca będzie świętował swoje urodziny. Stawiamy, że zrobi dwieście pompek, trzysta brzuszków, przebiegnie dziesięć kilometrów, a potem wykona setkę telefonów, dopinając sprawy w nowej robocie – w menedżerce. Taki już jest. Oddany bez końca temu, co robi.

Obawiamy się, że przyjdzie dzień, że takich gości w futbolu zwyczajnie zabraknie. Sto lat, Carles.

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...