Reklama

Strzelecki instykt Stoiczkowa. Tym razem skuteczny podczas safari

Piotr Tomasik

Autor:Piotr Tomasik

01 kwietnia 2016, 14:20 • 2 min czytania 0 komentarzy

Nie jest łatwo zawodowemu piłkarzowi odnaleźć się po zawieszeniu butów na kołku. Codzienna rutyna, rytm życia wyznaczany przez trening, mecz i zgrupowanie nagle ulatują i czasu wolnego, a nierzadko też wspartego pełnym portfelem, jest aż za dużo. Emerytowani zawodnicy radzą sobie z tym różnie, ale sposób jaki znalazł sobie legendarny napastnik Christo Stoiczkow jest jednak dość osobliwy. Bułgar w wolnych chwilach… poluje w Afryce na zebry i żyrafy.

Strzelecki instykt Stoiczkowa. Tym razem skuteczny podczas safari

Stoiczkow, po tym jak karierę skończył w 2003 roku, przede wszystkim nastawił się na to, że całą tajemną wiedzę, którą posiadł ganiając po murawie, wykorzysta zostając trenerem. Powiedzieć jednak, że w tej roli mu nie szło, to w zasadzie nic nie powiedzieć. Chwilę potrenował katalońską młodzież, przez trzy lata prowadził bułgarską reprezentację, pracował też przy piłce klubowej w RPA i w Hiszpanii. Nigdzie jednak miejsca dłużej nie zagrzał, w czym na pewno nie pomagał mu krewki charakter, z którego dał się poznać jeszcze jako piłkarz. Przed 10 laty na przykład najpierw publicznie oskarżał prezydenta europejskiej federacji, Lennarta Johanssona o jawne ustawienie meczu Szwedów z Bułgarami, a potem poprztykał się z własnymi zawodnikami do tego stopnia, że niektórzy z nich oświadczyli, że ich noga na zgrupowaniu u Stoiczkowa już nigdy nie postanie. Wszyscy też pamiętają jego wybryki z czasów, gdy jako zawodnik reprezentował Barcelonę – pług nienawiści odpalony pod adresem madryckiego Realu Stoiczkow prowadził publicznie i niezwykle brawurowo, co z jednej strony przysporzyło mu wielu fanów w Katalonii, ale też drugie tyle wrogów poza jej granicami.

Bułgar wyraźnie jest jednak uzależniony od adrenaliny. I nie mamy tu na myśli weekendowych wypadów na tor kartingowy czy popołudniowej wspinaczki po dobrze zabezpieczonej ściance. O nie, nie dla Stoiczkowa takie banalne rozrywki. On w weekend łapie za strzelbę, pakuje tyłek w jeepa i jedzie na safari. A tam tyko udowadnia, że szybkość i sprawność może już nie ta, ale instynkt strzelca wciąż zachowany. 50-latek pochwalił się bowiem w internecie serią zdjęć, na których jak wytrawny łowca pozuje przy swoich ofiarach. Zebra, żyrafa, antylopa – cokolwiek nawinęło się pod celownik, od razu przyjmowało ołów.

Nie jesteśmy ekspertami w tych sprawach, ale zdaniem angielskich mediów Stoiczkow kłusował w przeznaczonym do tego zamkniętym rezerwacie, by móc upolować zwierzę,  wykupił specjalną licencję. Jak doczytaliśmy w internecie – taka możliwość warta jest niecałe 300 euro, a obejmuje odbiór z lotniska, przejazd na miejsce i zapewnienie idealnych warunków podczas safari.

Błyskawicznie larum wznieśli rzecz jasna obrońcy praw zwierząt, a usprawiedliwiać Stoiczkowa nie próbowali nawet jego rodacy. Najłagodniejsze określenie na jakie trafiliśmy, przeglądając wypowiedzi ekspertów to „barbarzyństwo”. Ale czy Bułgar zasłużył na aż taką krytykę, oceńcie sami.

Reklama

kflXh0B

Oi7jXbd

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...